XXXV. To, co mam

54 1 0
                                    


— Wszyscy do schronu! Smok nadciąga!! — Zarządził nagle kompan Lin z klasy.

— Nie! Musimy z nim walczyć! — Chwyciła kija i ruszyła do boju na pobliskie, dla nich smokopodobne drzewo, ciągnąc chłopaka ze sobą.

Niby pomagał jej w boju, ale trochę kiepsko mu to szło i aż She wkroczył do akcji.

— Nie tak, młody. — Zaczął demonstrację, jak powinno się z tego korzystać. — W ten sposób, czaisz?

Oddał mu patyk.

— Tak.. — Próbował powtórzyć te ruchy, trochę się jeszcze przy tym chwiejąc.

Jakoś dawał radę. Swoją drogą, to było doświadczenie Li'a po wymachiwaniu prętami.. Z daleka poznałby te jego mocne zamachy. Na pewno powinien uczyć tego dzieci?

— Musisz stać się silniejszy, bo przyjdzie czas, co ty będziesz musiał ją chronić.

Przystanęli na chwilę w treningu i przyjrzeli się Lin, która bawiła się w najlepsze, dalej dewastując drzewo. Baldie chyba wręcz uzależnił się od patrzenia na te ich wspólne zabawy.

— Taa... — Odparł niepewnie chłopak.

She wyglądał, jakby serio starał się zrobić z biedaka ochroniarza dla swojej siostry. A może chodziło mu o to od samego początku? ...Dlatego tak go gnębił? Jeśli tak, to naprawdę ostro przegiął. Skąd w ogóle pomysł, że ta dwójka będzie się dogadywać przez dłuższy czas?..

Zabawne, ale sami też wpadli na siebie, bo Baldie potrzebował jego pomocy, a on miał siłę, która akurat by mu się bardzo wtedy przydała. Gdyby nie on, pewnie jeszcze by się męczył z ojcem. A tak.. dał mu schronienie i pomógł zmężnieć samemu.

Znaczy.. Zmężniał cokolwiek od tamtego czasu?.. Wolał wierzyć, że to była prawda.

Chłodny wiatr zawiał z mocniejszą siłą, a za jego plecami dojrzał zbierające się, ciemne chmury.

— Zawijamy się. Zaraz będzie padać — nawołał ferajnę i spojrzał się na młodego. — Idziesz do nas się schować? Później cię odprowadzę.

Ten, z pewną motywacją w oczach, sztywno chwycił w dłoni kijaszka.

— Nie trzeba. Sam pójdę.

No proszę.. Musztra She zdawała się już działać.

..Jakoś tak było mu go żal. Zaraz mu chyba zostanie paskudnie zabrane dzieciństwo.

***

Z jednej strony He cieszył się, widząc chłopaka takiego radosnego z powodu psa, ale Golden strasznie pochłaniał jego czas poza pracą, zwłaszcza, jak był już wystarczająco duży do tresury. Także, jak Mo nie było w domu, to, już w nim, głównie zajmował się pupilem. Ciężko było znaleźć momenty, gdzie mieliby chwilę dla siebie, toteż odgrodził część mieszkania płotkiem, by zwierzak nie pałętał się tak bezkarnie po całym mieszkaniu.

Dzięki temu, na wieczory mieli chwilę prywatności. Trochę na początku czworonóg wył, jak oglądali późniejszą godziną telewizję, ale z czasem zdawał się do tego przyzwyczaić i posłusznie czekał, aż ktoś po niego przyjdzie.

Razem z Little Mo, z czasem, zaczęli przyzwyczajać się do swojego towarzystwa. Tian'owi udało się sporo o nim dowiedzieć, chociażby, co mu poprawiało nastrój, a czego wręcz unikał. Jeśli o to drugie chodziło, liczył bardziej na jakąś niechęć do zasad. Tymczasem on z wielką chęcią oddałby wszystko, za życie w spokoju. ..Już o wiele agresywniej wyrażał swoją nienawiść do smaku sera.

Ponura jesień //TianshanWhere stories live. Discover now