XX. Ostatnia iskra

17 2 3
                                    


Baldie opróżnił jeszcze jedną butelkę i spojrzał z ciekawości na zegarek. Było już dość późno i powinien już się przejść po She, bo przecież nie może chodzić tak po ciemku sam.. Ciekawe, o co chodziło temu Tian'owi.. Może rodzice Li'ego wrócili? Bo przed czym innym miał się niby schować..? W sumie.. to miało sens.

Już miał zakluczyć za sobą drzwi, gdy dostrzegł go w oddali, trzymającego dziewczynkę na rękach. Nie do końca rozumiał, co było grane, ale chyba nie powinien uprowadzać tak dzieci..?

— Rozumiem, że za nią ci tęskno, ale nie możesz tak jej ze sobą po prostu zabierać.. — próbował mu to wytłumaczyć najwyraźniej, jak tylko potrafił.

Zaczął wskazywać na nią niedbale palcem, bo alkohol chyba jeszcze oddziaływał i miał w sumie wyjebane. Nagle dojrzał, że ta spała. ..Uprowadził ją we śnie?...

To trochę go otrzeźwiło. Li wyciągnął tą jego wystawioną dłoń w ich kierunku i ułożył mu małą na rękach.

— Popilnujesz jej na chwilę?— Zaczął szeptem. Baldie spojrzał na niego niepewnie. — I skąd wiedziałeś o strzelaninie?

O czym?.. ??! Chyba nie został w coś zamieszany..?

— Po prostu He Tian mnie ostrzegł, że lepiej, byście zostali w pokoju i się schowaa..li... — chyba czegoś mu faktycznie nie dopowiedział wtedy przez telefon..

Li przyjrzał się mu, też zapewne dochodząc do tych samych wniosków. No faktycznie, nie wspomniał, kto zadzwonił wtedy do niego..

Ten wypruł z powrotem na miasto, zapewne w stronę domu He. 'W stronę'.. A w którą to powinno być stronę? A She w ogóle wiedział, gdzie ten mieszkał? Eh, nie nadążał już za nimi.. Lepiej, jak znajdzie teraz małej jakieś miejsce do spania, bo zaraz mu tu zmarznie.

***

Mo miał problemy ze snem od jakiegoś czasu, przez co najmniejsze szelesty były w stanie go obudzić. W miarę ciche dźwięki jeszcze rozumiał, ale teraz ktoś nieźle przesadzał trzęsąc siatką od ogrodzenia jak jakiś skończony debil. Wkurzył się i podniósł z łóżka, by opieprzyć cokolwiek znajdowało się za tym jebanym oknem!

Prawie mu serce stanęło, jak ujrzał tam Li'ego, przeskakującego jego płot. To na pewno nie był jakiś koszmar?? Może i wydawał się teraz niegroźny, ale jak Baldie był w pobliżu, A TYPA NIE BYŁO.

Sadysta zaczął pukać w okno. Nie, nie było nikogo w środku..

Ten nie ustępował. Dobra, może nie zginie od razu..

— ..Co tam? — udawał zaspanego.

— Zaprowadź mnie do He Tian'a. Wiesz gdzie mieszka, nie?

I gdzie był ten pokaźny uśmieszek z wycieczki.. A tak w ogóle to po cholerę chciał iść do niego w środku nocy??

— No. Poczekaj, skoczę po buty.

She już raczej się nie odwiedzie od zamiarów, ale w razie co brunet sobie poradzi, raczej. Może miałby okazję zobaczyć niezłą bitkę. Może to dlatego, że nie dospał, ale naprawdę miał wyjebane, czy się teraz pobiją.

Po drodze nie odzywali się do siebie. She po prostu grzecznie maszerował tak za rudzielcem. Zatęskniło mu się trochę za tamtym pupilkowatym She. Nie byłoby chociaż teraz tak drętwo..

— A, lepiej nie wchodźmy do środka. — Ostrzegł nagle chłopak. — Może nie być tam sam.

Kompletnie nie zaczaił, o co mu mogło chodzić, ale chociaż nie będzie musiał go prowadzić do samego pokoju. Brzmiało lepiej.

Ponura jesień //TianshanWhere stories live. Discover now