VII. Czegoś się złapać

41 4 6
                                    


Guan Shan'a nie obchodziło już naprawdę nic innego, jak wywiązanie się z umowy z She i odcięcie się od tego całego szajsu. Może to było samolubne z jego strony, by od tak liczyć na spokój, ale chciał wyjść na prostą. Jasnowłosy psychol wydawał się jasno sygnalizować, że po tym ostatnim zadaniu mu odpuści, więc czemu do cholery nagle w jego domu pojawił się Baldie. Czyżby sam gang przyszedł się zemścić?

Relacja między nimi w jednym momencie zrobiła się zażarta, ponieważ mimo podobnych toków myślenia, nadal stali po różnych stronach. Mo doskonale wiedział, że jego przyjaciel tak Li nie opuści. Widział, jak na niego spoglądał, jak na jakiegoś jebanego mentora. Dlatego też nie mógł mu w tej sytuacji zaufać, mimo że jego spojrzenie pełne żalu szczerze kuło Mo w serce. Wiedział, że to nie Baldie zawinił, ale ich drogi i tak prędzej czy później musiałyby się rozejść.

— Przyszedłem sam, naprawdę. Mo, jak nigdy bym cię nie..— Można było usłyszeć, jak jego głos bardziej i bardziej tracił na sile.

Wierzył, że mówił prawdę, lecz stała między nimi pewna osoba, w tym momencie niewidzialna, która była w stanie wstrzymywać ich obydwóch.

— To teraz sam wyjdź — odparł, podniesionym głosem, po czym stanął przed nim. — Już!

Ten zaczął się wycofywać, może czując strach, a może rozczarowanie, tego już nie mógł wiedzieć. Jedyne czego się dowiedział, to tego że odsuwanie ludzi od siebie to nic przyjemnego, nawet za cenę rozwiązania jakiegoś problemu. Tworzyła się wtedy tylko większa pustka w środku i narastające wyrzuty sumienia, z którymi coraz bardziej nie umiał walczyć.

Po rozejściu się dźwięku zatrzaskiwanych drzwi, rzucił kijem o podłogę i padł na łóżko, chcąc chociaż na chwilę od wszystkiego odpocząć, lecz stres nie pozwalał mu zasnąć.

***

Kary w domostwie She były u młodzieńca tak na porządku dziennym, że nikt nie chciał już nawet sprawdzać, czy serio się uczył, czując pewnie jakieś wyrzuty sumienia. Jednak ile można patrzeć, jak małe dziecko specjalnie nie dostawało posiłku i było głodzone? Nie przyszło im jednak na myśl, że ten mógł w tym czasie wymykać się na zewnątrz, w końcu jego pokój mieścił się na parterze. Do tego nikt nie wiedział o istnieniu przejścia wśród zarośli, toteż ucieczka była dziecinnie prosta.

Co dalej? Oczywiście wyruszył w kierunku dobrze znanego mu adresu, gdzie czekała już na niego z ciepłym posiłkiem i masą zabawek przemiła kobieta, która od dłuższego czasu przygarniała go pod swój dach. Liczył tylko, że nie zastanie jej dzieciaka, średnio za sobą przepadali, do tego ten bardzo nie lubił się dzielić.

Coś było jednak nie tak, nie mógł dostrzec z oddali zapalonego światła w oknach. Drzwi też zastał zamknięte, nikt nie reagował na pukanie. Cofnął się parę kroków i dostrzegł znak z napisem „Sprzedany".

Jak tak nagle mogli zniknąć, bez wyjaśnień, czyżby nie był dla niej ważny? Przez okna spostrzegł jedynie puste ściany, zero śladów po pozostawionych wspomnieniach, jakby nigdy tu nikogo wcześniej nie było. Załamał się, czując żal do kobiety, nie chcąc zaakceptować tego, że tak to się musiało skończyć.

— A ja?.. — wyszeptał zachrypniętym już głosem, a po policzkach zaczęły spływać pojedyncze strugi łez.

Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł się tak osamotniony.

W tle było słychać szmery, zdające się zagłuszać ciszę coraz staranniej. Nagle zamieniały się w szepty.

— Ty go budzisz.. ja wymiękam.

Ponura jesień //TianshanOù les histoires vivent. Découvrez maintenant