XVII. Wszystko i nic do stracenia

27 3 3
                                    


Najlepszą opcją na dostanie się na plażę okazał się autobus. Mo zaklepał sobie miejsce przy Baldie'm i poczuł, że wreszcie mógł się trochę odprężyć. Tylko na tyłach tliła się jakaś zła aura. Oczywiście siedział tam He z She Li'm, bo tylko te ostały się wolne. Wyglądali, jakby mieli ochotę rzucić na siebie nawzajem jakąś klątwę..

Dotarli na miejsce późnym wieczorem, więc postanowili już dzisiaj tylko odpocząć w hotelu. Był niemały problem z dobieraniem par w pokojach, bo rudzielec za żadne skarby nie chciał wylądować w jednym z tym debilem, Tian'em.. Jeszcze by mu zepsuł całe wakacje, a taka okazja mogła się już nie powtórzyć!

Z kolei Jian wolał nie wylądować z Li'm, nie dziwił mu się, bo jednak posłuszne oczy pupilka niestety jakoś zanikły, a wróciło to potrafiące zabić spojrzenie.. Ostatecznie, po licznych kompromisach i błaganiach, Mo udało się być z Baldie'm, blondyn wylądował z He, a Zhan, pechowiec, trafił na wycieczkowego psychola. Niezbyt się wydawał jednak tym przejmować. Może dlatego, że Jian go tak prosił o przysługę.

Cóż, może nie będzie tak źle. Będzie się o niego modlił.

Ktoś zaczął go natarczywie szturchać, oczywiście to był Baldie, który narwany z samego rana przebrał się już w spodenki do pływania. Spojrzał na okno, a tam nawet nie zdążyło porządnie się przejaśnić..

— No wstawaaj, Mo! — Niemrawy jeszcze rudowłosy zwalił jego irytującą rękę. — Wstawaj.. Idziemy na plażę..!

— No chyba nie — odparł zaspany. Widział jednak, że ten serio nie zamierzał iść bez niego. — Dobra, ale najpierw śniadanie.

I tak już by nie zasnął.. zerwał się więc z wyra. Baldie w radosnych podskokach skierował się do drzwi.

— To ci coś przyniosę.

Naprawdę, skąd on miał tyle energii? Chłopak wyszedł na balkon, by się do końca obudzić. Pierwsze co, to słońce przyświeciło mu obraz, ale po chwili już mógł widzieć pięknie prezentującą się, rozległą plażę, a woda wyglądała, jakby sama chciała go wciągnąć do środka. Dobra, też już chciał iść.

Na szczęście kumpel wrócił dosyć sprawnie z kilkoma kanapkami. Wsuną wszystkie pędem i też poleciał się przebrać.

— Dobra, lecimy! — wyleciał w szortach pełen motywacji.

Pierwsze co, to wskoczyli do morza, gdzie przywitała ich, jak w sumie mogli się spodziewać, zimna woda w chuj! Jak szybko zanurkowali, tak szybko popędzili z powrotem na plażę.

Tam, po ugrzaniu się, urządzili sobie konkurencję na większą wieżę z piasku. Już mieli je porównać, gdy przyszła duża fala i zmiotła oby dwie. Cholera, zaczynało brakować pomysłów, a dopiero słońce zaczynało porządnie grzać..

W tle otwierali już budki z jedzeniem, a reszta paczki wreszcie dołączyła do zabawy. Przynieśli ze sobą parę reklamówek. Pierwsze co, She podszedł do krótkowłosego, rzucając mu filtr.

— Posmaruj się.

Naprawdę chciał wierzyć, że to był jeszcze koleżeński gest.. Ktoś nagle założył mu czapkę na głowę. Ktoś.. Oczywiście He!

— Łeb sobie zjarasz. — Oznajmił mu z irytującym na wskroś uśmieszkiem.

Naprawdę.. Jakby Mo sam nie umiał o siebie zadbać. Z kolei Jian'a w tle zdawało się coś cholernie bawić. Domyślił się co, więc pierdzielnął go tą czapką. Pewnie miał takie samo wrażenie jak on miał do krótkowłosego i She.. Ile razy jeszcze będzie musiał czuć to cholerne zażenowanie przez tego kretyna Tian'a??

Ponura jesień //TianshanWhere stories live. Discover now