VIII. Po drugiej stronie

26 4 2
                                    


Sam nie wiedział, kiedy pojawił się już przed domem Little Mo, z drugiej strony instynkt podpowiadał mu, że nie mógł chociażby na chwilę teraz odpuścić w budowaniu lepszej relacji z chłopakiem, bo ten by pewnie najchętniej chciał się go pozbyć, a na to nie mógł pozwolić. W drzwiach natrafił na urokliwą kobietę sprzed paru dni, ona też zdawała się go pamiętać.

— Dzień dobry, zastałem Mo Guan Shan'a? — Wyjątkowo nieufnie na niego spoglądała, skądś to już znał, jakby był jakimś nieprzewidywalnym draniem. — Mieliśmy gdzieś razem wyjść, nie mówił?

Teraz dopiero zmieniła nastawienie w jego kierunku na bardziej przyjazne.

— Ah dzień dobry, proszę, wejdź. — Ustąpiła mu drogę, nagle cieszyła się jednak z jego przyjścia. — Guan Shan, masz gościa! — Zawołała w stronę korytarza.

— Proszę Pani, tak naprawdę niedawno się przeprowadziłem i.. — zaczął nieśmiałym tonem. — nie znam okolicy.. Czy mogłaby mi Pani polecić jakąś dobrą szkołę? — spytał podchwytliwie, chcąc się dowiedzieć, gdzie zamierzał iść rudzielec.

— To zależy.. — Zamyśliła się. — Jest tu jedna lepsza szkoła, z wysokim poziomem. Czekaj.. zaraz zapiszę ci nazwę. — Wyciągnęła kartkę i długopis.

— A tak z ciekawości, Pani syn już wybrał?

— Tak tak, mogę ci zapisać nazwę poniżej, sobie porównasz.

Sukces, na szczęście nie musiał się wypytywać samego chłopaka, bo odpowiedź to raczej marzenie ściętej głowy. Kobieta dała mu karteczkę, a on starannie ją schował.

— Baldie też się tam wybiera, pewnie go znasz. — Poprawiła włosy za ucho, a ten wysłał jej pytające spojrzenie. — Kolega Guan Shan'a z dzieciństwa, jedyny jakiego znam. — Posmutniała. — Dlatego cieszę się, że teraz ma też ciebie.

Nie był pewien czy to powód do radości, z drugiej strony właśnie ten kolega mógł się tak nad nim znęcać, a matka nie wyglądała na dość obeznaną w temacie, co się działo z jej synem.

— Skarbie jesteś, przyszedł twój znajomy.

Napadły go dreszcze, nawet nie słyszał, jak ten się zbliżał. Po uspokojeniu się przywitał go raźnym uśmiechem.

— Heej, co ta..m.. — Przerwała mu ręka, która na jego ramieniu z każdą sekundą bardziej się zaciskała.

Nie protestując, wstał i skierował się, gdzie ten go za sobą ciągnął. Kobieta z kolei wyglądała, jakby trafiła na jakąś niezręczną sytuację, co w sumie poprawiło brunetowi humor, ale nie chciał też mieć z nią złej relacji.

— Przepraszamy, mamy coś ważnego do obgadania — wytłumaczył, na co ta lekko się uśmiechnęła.

Weszli do pokoju, a chłopak zatrzasnął za nimi drzwi, po czym go puścił.

— Co ty tu, do cholery, robisz?!

Ucieszył się, że chłopak był w pełni energii, chociaż jeszcze parę takich powitań i naprawdę mogłaby skończyć mu się wyrozumiałość. Naprawdę, z temperamentem rudzielca łatwo o zawał.. Uszczypnął jego policzek w ramach kary, na co ten zareagował jeszcze większym agresorem, uderzając go w ramię, by go od siebie odsunąć.

— To następnym razem odbieraj jak ktoś dzwoni, Little Mo — skarcił go. — Skąd mam wiedzieć, że nic ci się nie stało?

Kolejne nerwy ze strony chłopaka. Miał nadzieję, że nie wyskoczy mu z tekstem, że to nie jego interes, bo jednak był, gdyż Mo stał się dla niego ważny. Pewnie dość specyficzne zachowanie jak na koleżeństwo, ale nie mógł nic na to poradzić, tak po prostu się czuł.

Ponura jesień //TianshanWhere stories live. Discover now