XII. ..ii coś nowego

43 5 6
                                    


Tymczasem Jian z Zhan'em zapragnęli przejść się na miasto, by trochę rozładować ten cały stres po napadzie przez dwa wściekłe rudzielce.

— Ciekawe czy nie będą już nachodzić tego Mo Guan Shan'a — zaczął się zastanawiać szatyn. — Raczej to już koniec, nie?

Yi się na to zaśmiał.

— A kim ty się przejmujesz. — Nie mógł powstrzymać się od podśmiechiwania. — Mówimy o tym narwańcu, poradzi sobie. — Musiał przyznać mu trochę racji, drugiego takiego żywiołowego chłopaka ze świecą szukać. — Poza tym.. jest z nim He Tian.

Nie był w sumie pewien, czy przez to nie powinien temu bardziej współczuć. Jakoś nie zdawali się zbyt dobrze dogadywać w jego oczach. Do tego jednak nie znał bruneta na tyle dobrze, by widzieć, czy był godny zaufania. Spojrzał niepewnie na kumpla obok, ale ten zdawał się być pewien tego co mówił. Może i powinien trochę bardziej mu zaufać, ale to przemyślenia na inny dzień. Przez te lekkie rozładowanie atmosfery strasznie zgłodniał.

— Skoczymy gdzieś na jedzenie? — wyszedł z propozycją, na którą Jian nie mógł się nie zgodzić, co stwierdził po jego uradowanej minie.

— Jasne!

Oczy zaświeciły mu niczym szmaragdy, a jego pozytywna energia zdawała się też przejść i na Zhan'a, co znacznie poprawiło mu humor. Chciałby widzieć blondyna takiego uradowanego częściej.

***

Baldie, jeszcze nie do końca się wybudzając, starannie przyglądał się Li'emu. Dziwny był sam fakt, że go odwiedził. Może jednak nie zamierzał go unikać, co okazałoby się pozytywnym zaskoczeniem. Czyżby zapomniał swoich rzeczy? Stał tak jak wryty w progu, utrzymując zaciekle z nim kontakt wzrokowy, co też było nowe. Zaczęło go już to trochę irytować. Jak ten chciał coś mu powiedzieć, to niech w końcu to powie! Zerwał się z kanapy zaczął do niego podchodzić.

— Hej! — Ku jego zdziwieniu, She szybko wycofywał się do ściany i skulił się w kącie. — Co ci?..

To pozwoliło mu się w pełni obudzić. Miał przed sobą She Li'a, chłopaka, na którego czekał wytrwale te parę dni. Tyle że.. to na pewno był ten sam gościu? Niby wyglądał tak samo, ale..

Przykucnął przed nim i przyjrzał mu się dokładniej. Na serio tamten ochroniarz zdołał go aż tak zastraszyć? Tak dał się pokonać? Czuł za to do niego pewien żal. Jednak zepsuł się z lekka obraz nieustraszonego typa, którego tak podziwiał.

Ten jeszcze bardziej się skulił. Z drugiej strony zaczął mu współczuć. Mimo to niesamowity ból sprawiało mu oglądanie go w takim stanie. Wiedział jedno, nie mógł dopuścić, by inni członkowie gangu go takiego zastali. Kto mógł wiedzieć, co by mogli mu teraz zrobić. Jednak trzymał ich wszystkich w ryzach tylko dzięki tej swojej sadystycznej stronie, a ta chyba zdała się teraz kompletnie zaniknąć.. Przetrzymanie go trochę u siebie wydawało się więc całkiem dobrym pomysłem.

Jeśli jednak mieli jakkolwiek ze sobą się teraz dogadać, musiał jakoś spróbować do niego dotrzeć. Wyciągnął powoli rękę w jego stronę i delikatnie położył ją na jego głowę.

— Nic ci tutaj nie grozi — odparł na wpół szepcząc, nie będąc pewien, co mogłoby go teraz nie przestraszyć.

Po pewnym czasie jasnowłosy podniósł wzrok i spojrzał na niego z pewnego rodzaju zaufaniem. Po tym powoli wstał. Znowu wrócili do punktu wyjścia, gdzie ten się mu tylko biernie przyglądał, ale Baldie'mu i tak ulżyło, widząc, że jakoś chyba jednak im się uda znaleźć wspólny język.

Ponura jesień //TianshanWhere stories live. Discover now