X. Czy tu kiedyś będzie normalnie..

45 3 9
                                    


Gdyby Jian nie był takim wrzodem na tyłku, to oczywiście, że Brother Qiu by się nie pofatygował, a teraz jeszcze zostawili mu jakiegoś dzieciaka. Naprawdę powinien dostać jakąś premię.. I jeszcze miał go jakoś zastraszyć.. niby jak?

— Hej! Jak on ma w ogóle na imię?! — spytał jeszcze chłopaków tarmoszących ze sobą tego nieprzytomnego rudzielca.

— She Li! — Odparł ten z krótkimi włosami i szybko odwrócił się z powrotem.

'Li', gdzieś już chyba słyszał to nazwisko. Jak już miał go jakoś zastraszać, chociaż wolał się upewnić, że przez to nie zadrze z jakąś inną mafią. Wybrał numer do Cheng'a.

— Hej szefie, sprawdziłbyś, czy u siebie nie masz czegoś o niejakim She Li'm?

Zabrzmiało, jakby poderwał się z krzesła. Zapadła długa cisza. Aż sprawdził, czy przez przypadek się nie rozłączył.

— Wiesz, gdzie się teraz znajduje?

— Tak się składa, że akurat go mam.

Czyli dobrze, że zadzwonił.

— Przywieź go do bazy. — Nakazał niespokojnym tonem.

— Zrozumiałem.

Zdziwiło go, że tak się nim zainteresował, pewnie to na serio jakiś dzieciak z mafii. Może starzy go szukali, to chyba była jeszcze najłagodniejsza z wizji dla chłopaka. Bądź co bądź młodziak teraz miał być zabrany do jednego z budynków, do których bardzo trudno się dostać, a jeszcze trudniej wyjść.

— Współczuję ci, młody — stwierdził szczerze.

Może i miał swoje przewinienia, ale rodzinie He lepiej po prostu nie zachodzić za skórę. To prawdziwe demony.. A propos, odkąd go obezwładnił ten nawet się słowem nie odezwał - dziwne. Zero krzyków, a od jakiegoś czasu nawet przestał się szarpać. Cóż, zwiastowało to szybsze uwinięcie się z robotą, lepiej dla niego. Do tego Jian Yi raczej nic więcej mu na dzisiaj nie wymyśli.

Władował go na motor z przodu i sięgnął wolną ręką po kask, gdy ten szybko wyrwał obie ręce jednocześnie i zeskoczył z pojazdu. Na jego nieszczęście musiał niefortunnie obciążyć jedną nogę, bo skończyło się to upadkiem. Brother naprawdę mu współczuł..

***

Powieki Guan Shan'owi wydawały się strasznie ciężkie. Próbował wykonać parę prostych ruchów, lecz każdą część ciała miał nad wyraz obolałą. Zaczął unosić lekko rękę, lecz przeszkodził mu jakiś ciężar. Powolnie zmusił się do otwarcia oczu, a przy swojej dłoni zastał głowę He Tian'a, to ona musiała mu tak ciążyć. Co on tutaj w ogóle robił? Do tego.. jak sam tu trafił?? Czuł się skołowany, potrzebował, by ktoś mu to wytłumaczył. Przecież napadli na niego w tamtym budynku.. Głowa zaczęła nachalnie pulsować z próbą przypomnienia sobie czegokolwiek.

W ten sposób raczej nic nie mógł wskórać, to może udałoby mu się obudzić bruneta.

— Hej.. He — zawołał ochrypłym głosem, tym samym dziwiąc się, że tak teraz brzmiał. Musiał nieźle oberwać.

Niestety, zdawał się go nie słyszeć, zaczął przegarniać mu włosy z twarzy. Przyjrzał mu się trochę. Gdy tak spał, wyglądał na o wiele bardziej poważnego, co było dla chłopaka całkiem nowym widokiem. Brunet zaczął powoli się przebudzać. Po chwili spojrzał na niego z niemałym zaskoczeniem i podarował mu szczery uśmiech. Wyjątkowo nie irytowała go ta uradowana morda.

— Little Mo! — Wykrzyczał radośnie i chwycił czule jego dłoń.

— Co się.. stało? — spytał jeszcze niemrawo, lekko przechylając głowę w jego stronę.

Ponura jesień //TianshanWhere stories live. Discover now