XXXII

28 1 0
                                    

Charlotte stanęła przed wyborem. Od czterech bezskutecznie szukała mordercy Daniela, a teraz X obiecywał rozwiązać jej własne śledztwo. Jeszcze dwa tygodnie temu Charlotte zrobiłaby wszystko, za takie informacje. Jednak nie teraz. Teraz nie mogła pozwolić kolejny raz, aby ukochany zginął na jej oczach. Podjęła decyzję. Wybrała Draco. 

Kątem oka zerknęła na brzytwę przystawioną do tętnicy Brytyjczyka. Musiała być ostrożna. Jeden gwałtowny ruch i znów mogła stracić kogoś bezpowrotnie. Zrozumiała, że jej odmowa będzie oznaczała dla Draco koniec, dlatego musiała udawać. Przynajmniej do czasu, w którym w laboratoriach VICO pojawi się Benedict. 

— Co wiesz o Danie? 

— Lottie — jęknął Draco. 

X uśmiechnął się zwycięsko, lecz nie opuścił noża. Charlotte posłała Draco najbardziej obojętne spojrzenie, na jakie było ją stać. Jej serce zadrżało, widząc ból w tych szarych oczach. Znów go raniła, ale nie mogła inaczej. Może kiedyś zdoła jej to wybaczyć.

— Najpierw opuść różdżkę i rzuć ją pod moje nogi — powiedział pewnym głosem. — Powoli. 

Lotta zaklęła w myślach. Wytrącenie brzytwy było zbyt niebezpieczne. Z kolei pozbawienie się różdżki zabierało jej przewagę. Nie była pewna, na jak długo jej zaklęcia zdołają sparaliżować pozostałych czarodziejów. Czy oddając X różdżkę, nie popełniała największego błędu?

— Na co czekasz?

Cichy szelest opuścił jej płuca, a wraz z nim różdżka, która wylądowała na drugim końcu laboratorium. Lotta zacisnęła dłonie w pięści i spojrzała wyczekująco na szpakowatego mężczyznę. Ten pokiwał głową z zadowoleniem, po czym odsunął ostrze, zostawiając na szyi Draco krwawy ślad. 

— Doskonale — zacmokał z uznaniem. — Każdy ma swoją cenę — mówił zbliżając się do Lotty. — Jedni zadowolą się pieniędzmi. Dla niektórych jest to przysługa, ale informacja to moja ulubiona waluta. — Mężczyzna zatrzymał się naprzeciw aurorki. Dzielił ich tylko szeroki laboratoryjny stół. 

X nie przestawał mówić. Jego spojrzenie było dzikie, a usta wykrzywiały się w szaleńczym uśmiechu. Mówił o swojej historii i imperium, które stworzył. Gładził kamienny blat, zachwycając się swoim laboratorium i pomysłem, na który wpadł jeszcze jako nastolatek. Dla dodania dramaturgii opowieści chwycił za jedną z fiolek, której zawartość zmoczyła brzeg jego koszuli. Charlotte od razu wyczuła charakterystyczny zapach alkoholu, a w jej głowie zamigotał plan. Był ryzykowny i istniała duża szansa, że nie wypali, jednak musiała spróbować. 

Chociaż nie robił tego dłuższy czas, przymknęła oczy i próbowała znaleźć wzbudzające wspomnienie. W tle słyszała przemowę X, jednak po chwili przestała wyłapywać z niej słowa. Zamiast tego usłyszała w głowie śmiech mordercy Dana, a tuż po nim krzyk Draco ze swojego snu, który po chwili zmienił się w inny wrzask. 

Mężczyzna wył bez opamiętania, kiedy płomienie ognia smagały jego nadgarstki. Lotta wspięła się na blat, strącając odczynniki i przeskoczyła na drugą stronę. W kilku krokach dopadła do X, który nieskutecznie próbował zdjąć z siebie koszulę. Jeden cios w tył karku pozbawił go świadomości. Lotta biegiem ruszyła w kierunku swojej różdżki. Gdy tylko miała ją w dłoniach, wyczarowała strumień wody. Laboratorium wypełnił dym i swąd palonej skóry. Lotta uklęknęła przy powalonym mężczyźnie. Jego dłoń i część ramienia były wyraźnie poparzone, ale oprócz tego żył. Dla pewności aurorka unieruchomiła go zaklęciem i dopiero wtedy odwróciła się do Draco.

Blade ramię było posiniaczone od igieł, a po szyi ciekła cienka strużka krwi. Wyglądał na wyczerpanego, jednak na twarzy znów błąkał się ten jego uśmieszek.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyWhere stories live. Discover now