XXVIII

78 5 6
                                    


Już po chwili raportowała Benedictowi o swoim najświeższym odkryciu. Jego patronus wydał z siebie paskudne przekleństwo, po którym polecił stworzyć grupę szpiegowską, mającą obserwować Colea. Bergson miała stanąć na jej czele. Kolejna rzecz, która jeszcze bardziej miała połechtać jej przerośnięte ego, ale nie mieli innego wyjścia. Charlotte była potrzebna na miejscu, by doglądać telefonu porywaczy i pilnować Malfoya, który wrócił do przeglądania czarnomagicznych ksiąg.

Po kwadransie i ona zabrała się za swój stos. Odczytywała właśnie rysopis dotyczący jakiejś wyjątkowo paskudnej klątwy krwi, kiedy Draco wydał z siebie kpiarski pomruk.

— Posłuchaj, jakie brednie. — Odchrząknął cicho. — W trzynastym wieku  Amycus Seal, brytyjski czarodziej, dokonał procesu przetoczenia własnej krwi do ciała swojego brata — Armanda. Eksperyment zakończył się sukcesem, a niegdysiejszy charłak nabrał magicznych zdolności. — Draco głośno prychnął. — Nawet we Wmiguroku nie wypisują podobnych bredni. Te księgi to droga donikąd, Lottie.

— Nie możemy tu siedzieć bezczynnie, kiedy X dalej jest na wolności. — Westchnęła, sięgając po kolejny tom.

— Od dwóch dni to czytamy i nic. — Omiótł wzrokiem zagracony stół. — Powinniśmy zrobić sobie chwilę przerwy. Może jeśli siądziemy do tego ze świeżym umysłem, uda nam się zauważyć coś, czego przez ten cały czas nie dostrzegaliśmy.

Charlotte zawahała się na moment, ale w końcu odłożyła opasły wolumin na blat. Draco miał rację. Byli zbyt zmęczeni, aby drążyć śledztwo. W dodatku jej rozgoryczenie kolejnymi urwanymi tropami nie dawało się jej skupić. Potrzebowała chwili relaksu. Oboje potrzebowali

— Zatem co proponujesz? — zapytała bez entuzjazmu.


— Wspólna długa kąpiel — spróbował z szelmowskim uśmiechem.

W odpowiedzi przewróciła oczami, a na jej ustach pojawił się mały uśmieszek. Merlinie, tęskniła za tym. Przynajmniej dopóki nie usłyszała drugiej części.

— Lottie, wydajesz się być całkiem zadowolona z mojej niewinnej propozycji.

Aurorka zmarszczyła brwi i sięgnęła po poduszkę, którą cisnęła prosto w niego. Tym razem Draco miał większy refleks i udało mu się ją złapać w locie.

— Następnym razem to będzie klątwa. — Nadała głosowi ostry ton.

Draco pokręcił głową z wyraźną dezaprobatą.

— Powtarzasz się, Lottie, a klątwy jak nie było, tak nie ma. Oficjalnie przestałem się ci ufać.

Sam ją podjudził, a ona przy Draco nie mogła się opanować. Spojrzała na niego, a w jej oczach zaiskrzyła determinacja. Płynnym ruchem sięgnęła po różdżkę, rzucając krótkie zaklęcie niewerbalne, a poduszka, którą trzymał, wybuchła mu w dłoniach.

Draco zaśmiał się w głos i okręcił w miejscu, patrząc na fruwające pierze. Kilka piórek wylądowało na jego włosach i ramionach. Wyglądał uroczo, potrząsając głową i próbując zrzucić z niej resztki poduszki.

— Teraz mi ufasz? — Charlotte z tajemniczym uśmiechem podeszła do niego i delikatnymi ruchami zaczęła omiatać z barków biały puch.

— Ufam ci Charlotte Ferguson — powiedział, wypełniając ją przedziwnym ciepłem. — Zawsze będę ci ufał.

Jej dłonie zaczęły błądzić wyżej, a opuszki palców kontynuowały swój taniec. Kolistymi ruchami zrzuciły z napiętej szczęki kilka białych nitek. Musnęły jego policzki, chociaż te były gładkie. Zwyczajnie chciała go tam dotknąć. Przekonać się, że jego skóra jest tam równie miękka, jak sobie wyobrażała.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz