XIX

72 6 4
                                    

Gdy Charlotte zmierzała w kierunku swojego gabinetu, od razu dostrzegła, że nieproszony gość postanowił wykorzystać jej nieobecność. Drzwi były uchylone, a przezorna aurorka zawsze zamykała je na cztery spusty. Z wyciągniętą różdżką zbliżyła się do pokoju i ostrożnie spojrzała przez niewielką szczelinę. Dopiero gdy jej oczy natrafiły na znajomą postać, Lotta opuściła bojową pozycję i spokojnie weszła do środka. Benedict zajmował jej podarty fotel i czytał w skupieniu akta sprawy. Zastukała trzykrotnie w drewniane drzwi, na co mężczyzna niechętnie oderwał się od lektury.


— Masz coś? — zapytał nieprzejednanym, ostrym głosem.

Czarodziej był pewien, że dopiął swego w kwestii Malfoy'a, jednak wciąż nie miał w posiadaniu wyraźnych dowodów na winę Browna i Stevensa w uprowadzeniu de Gaulle'a. Co prawda zabezpieczył już wspomnienie, w którym sami się przyznali do winy, ale to były tylko słowa, które dobry prawnik bez trudu podważyłby na pierwszej rozprawie. Żywił nadzieję, że eliksir prawdy rozwiąże te wątpliwości, lecz zapobiegawczy szef Biura Aurorów nie mógł polegać tylko przeźroczystej zawartości niepozornej fiolki.

Lotta uśmiechnęła się tajemniczo, usiadła naprzeciw i już po chwili raportowała przełożonemu o najnowszym odkryciu. Ostatnią rewelację Benedict przyjął — z typowym dla siebie — stoickim spokojem. Jedynie jego zielonkawe oczy zdradziły, że na wieść o rozmowach porywaczy z francuskim arystokratą, poczuł prawdziwą ulgę.

— Co podejrzewasz? — zapytał po chwili, jakby nieco łagodniej.

— Pracują na zlecenie. Porywają za kasę i jeszcze — jakby im galeonów było mało — wyłudzają okup od rodzin — odpowiedziała z wyraźnym obrzydzeniem. — Nie mam za to pojęcia, kim na Merlina jest ten przeklęty X. Numer jest zastrzeżony, wiec nawet sposobami niemagów go nie namierzę. Jedyna szansa w tym, że veritaserum pomoże...

— Mam już zezwolenie Przewodniczącego — wtrącił czarodziej. — Za półgodziny Decker ma im podać eliksir razem z jakimiś jego specyfikami. Nie mają szans się zorientować...

— Czyli już tradycyjnie, stosujesz element zaskoczenia. Nie sądzisz, że to okropnie przewidywalne? — Pozwoliła sobie na mały przytyk. Kiedyś często tak żartowali, jednak ostatnio sporo się zmieniło.

— Dla Ciebie? Owszem. Jednak zapewniam, że ta dwójka dozna potężnego szoku. Z resztą jak każdy jeden na ich miejscu.  — Kąciki warg mężczyzny nieznacznie się uniosły. - Ty bierzesz Browna, a ja Stevensa. Będziemy mieli — z resztą jak zawsze —  tylko  dziesięć  minut. Chcę potwierdzenia winy odnośnie uprowadzenia pana Malfoy'a i pana de Gaulle'a. Skup się na tym drugim. Interesuje mnie, gdzie trzymali go przez dwa tygodnie od porwania do żądania okupu, kto i czemu wymazał mu pamięć i czy w jakikolwiek sposób go zaatakowali. Nie miał na ciele śladów przemocy, za wyjątkiem tych zasinień i drobnych dziur na żyłach w okolicach przedramion, ale według raportu medycznego, najpewniej w ten sposób przyjmował  te cholerne narkotyki niemagów. No i nie zapomnij o tym całym X. Po wszystkim spotykamy się w moim gabinecie. Chcę od razu przeanalizować twoje wspomnienia w myśloodsiewni.

— Znam procedury — powiedziała pod nosem.

— Po wczorajszym incydencie wolałem się upewnić — skwitował gorzko i wyszedł, nie obdarzając jej nawet przelotnym spojrzeniem.

Lotta zmełła w ustach paskudne przekleństwo. Dotychczas bezbłędna aurorka, nie miała pojęcia, że za każdym razem tak ciężko przyjdzie jej spijać to gorzkie piwo, którego sobie naważyła. Bez ociągania zabrała się do dalszej pracy.  Ponownie otworzyła akta porywaczy. Planowała wypunktować tematy, które miała poruszyć podczas przesłuchania, gdyż ich ilość była nieproporcjonalnie duża, do czasu, jakim dysponowała. Nie odrywając się od nużącej lektury, zaczęła szukać czegoś do pisania. Na blacie nie znalazła żadnego długopisu, więc sięgnęła po omacku do biurowego przybornika. Dopiero gdy jej palce napotkały znajomy chłód, Lotta podniosła wzrok. W dłoniach trzymała wieczne pióro z pozłacaną skuwką. Na chromowanym korpusie, tuż poniżej klipsa opuszki odnalazły znajome tłoczenie. Dawno tego nie robiła. Drżącymi rękoma obróciła pióro, a jej oczom ukazał się lekko wytarty, lecz wciąż widoczny grawer.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyWhere stories live. Discover now