XXIII

80 7 12
                                    

Zachowywali się, jak gdyby sytuacja sprzed chwili nigdy nie miała miejsca. Charlotte nie skomentowała jego nagłej ucieczki do łazienki, zaś Draco przemilczał to, że z tarczy gramofonu zniknęła płyta Armstronga. Oboje przystąpili to tej potyczki w pełni świadomi, że była to tylko gra pozorów.

Aurorka odłożyła pergamin i sięgnęła po teczkę Laurenta, upewniając się, że nie ma w niej jego drzewa genealogicznego. Brytyjczyk wymienił zaś swoje akta, na kartotekę medyczną Miguella. Ciekawe, czy i kuzynowi coś dolegało? Sporo arystokratów borykało się z nieprzyjemnymi przypadłościami. Ciągłe mieszanie czystych krwi było jak trucizna, która przy większym stężeniu, mogła nawet zabić. Dracon wrócił na fotel i zaczął wertować dokumenty, nie natrafiając na nic godnego uwagi. Cholerny szczęściarz był zdrowy jak ryba.

— Masz coś? — odezwała się w końcu.

Jej głos był opanowany, a na twarzy próżno było szukać śladów łez. Założyła maskę i dobrze o tym wiedział. Dlaczego nie dostrzegł tego wcześniej?

— Nawet karoteka Miguella jest nijaka jak on sam. Zupełnie nic ciekawego. Strata czasu.

— A jest tam coś o narkotykach? — ciągnęła.

Chciała znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Cokolwiek, co mogłaby powiązać z porwaniem Laurenta. Przecież coś musiało ich łączyć.

— Miguell i dragi? — Pokręcił głową. — Nie rozśmieszaj mnie. Ciotka Eurydyka prędzej by go sama wykończyła, niż biedak zdążyłby nawet o tym pomyśleć.

— A coś o jakiś zasinieniach w okolicy przedramion?

— Nie. Mój kuzyn to pieprzony medyczny okaz zdrowia. Moje totalne przeciwieństwo. I gdyby nie legendarna krew Blacków, mógłbym zacząć powątpiewać w nasze pokrewieństwo — zadrwił gorzko.

Czarownica  spojrzała na niego pytająco. Draco jedynie westchnął. Czekała ją kolejna ponura lekcja rodem z arystokratycznych dworów.

— Ponoć w żyłach Blacków od pokoleń płynie — w ich mniemaniu — najczystsza grupa krwi. Bez żadnych domieszek, mutacji — odpowiedział ostrożnie.

Lotta zmrużyła oczy i z werwą przerzucała kolejne strony teczki de Gaulle'a, natrafiając w końcu na to, czego szukała.

— Francuz też ma 0 Rh minus i zagojone już obrzęki po wkłuciach... — Myślała na głos.

Draco poprawił się w fotelu i odruchowo chwycił za przedramiona. Ten przeklęty X niepokoił go coraz bardziej.

— Czyli porywacz chce naszej krwi — stwierdził. — Tylko po co?

— To tylko teoria. Zeznania Miguella mogą ją łatwo obalić.

— Chcesz go przesłuchać?

— Nie mogę. Utknęłam tu z tobą, ale jeśli Benedict się zgodzi, Bergson zrobi to za mnie. Muszę tylko przygotować listę pytań.

— Chyba będziemy potrzebować kawy. — Draco przeciągnął się na fotelu.

Charlotte uśmiechnęła się lekko i podążyła w stronę kuchni. Czarodziej faktycznie jej pomagał, choć wcześniej szczerze w to wątpiła. Może dzięki ich współpracy udałoby się jej pochwycić X jeszcze przed porwaniem, albo przynajmniej odkryć jego tożsamość i złapać złoczyńcę na gorącym uczynku. Taki sukses pozwoliłby jej na nowo odzyskać zaufanie Benedicta, a tym samym osłabić jego czujność, kiedy pod jego nosem szukała mordercy Dana. Jej dotychczasowe działania przyniosły marny efekt. Wiedziała tyle, co na początku. Daniela zabili Czyściciele. Samozwańcza grupa, która skutecznie pozbawiała życia niemagów zbytnio spoufalalających się z czarodziejami. Oficjalnie nie istnieli. Ze wszystkich kronik wymazano wszelkie informacje o ich instnieniu. Jakby MACUSA usiłowała zamieść kontrowersyjny temat pod dywan. Jednak nawet taki proceder zostawiał ślady, jakich młoda aurorka bezowocnie szukała od samego początku.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang