XVI

95 8 6
                                    

Obudził ją wrzask. Dźwięk mrożący krew w żyłach. Przeszywający na wskroś ryk nie ustawał do czasu, kiedy poczuła czyjeś dłonie na ramionach. Dopiero wtedy Lotta zrozumiała, że to ona wciąż krzyczy. Ciepłe ręce delikatnie potrząsały zastygłym ciałem aurorki, stopniowo ją wyciszając. Pierwszy szok powoli mijał, jednak Charlotte wciąż nie zdecydowała się otworzyć oczu. Bała się.
Czy właśnie zginęła? Czy w końcu złączyła się z Danielem? Czy on jeden zdołał jej wybaczyć?

Wiele pytań kłębiło się w umyśle Lotty, jednak na żadne z nich nie znała odpowiedzi i to właśnie ta niepewność przerażała ją najbardziej.

***

Draco wstał zdecydowanie zbyt wcześnie. Eliksiry usypiające już dawno straciły na niego jakikolwiek wpływ i nawet maksymalna dawka specyfiku nie pozwalała mu przespać całej nocy. Odwrócił się na bok, czego szybko pożałował. Opuchlizna nie tylko paskudnie piekła, ale niemiłosiernie bolała nawet w zbliżeniu z miękką poduszką. Że też zachciało mu się chojrakowania. Cholerna Ferguson i jej zgubny sygnał. Skoro była tak biegła w legilimencji, to mogła mu się wedrzeć do umysłu i tam zostawić wiadomość, a nie robić pokazówkę. Przekręcił się na drugi bok i widok, jaki zobaczył, niemało go zaskoczył. Tuż obok niego, ukryty pod bladą pościelą spał nie kto inny, jak właśnie przeklęta aurorka.

Wyglądała kiepsko. Przeraźliwie blada twarz kontrastowała z oberżynowymi ustami i sinymi cieniami pod oczami. Dygotała. Draco podniósł się cicho i dotknął policzka śpiącej aurorki. Pod opuszkami palców wyczuł przeraźliwy chłód jej skóry. Dziewczynie musiało być okrutnie zimno, a cienka kołdra i najwidoczniej lichy eliksir rozgrzewający nie były wystarczającym ratunkiem. Coś w nim drgnęło. Nie był w stanie jej tak zostawić. Oddał jej swoją pierzynę, a sam chwycił za wczorajsze ubranie, lezące na szafce. Zniknął na parę chwil, by wrócić już w eleganckim garniturze, nijak pasującym do szpitalnych standardów. Ułożył się na powrót tak, aby móc dokładnie obserwować Lottę. Przez tę krótką chwilę jej policzki lekko się zaróżowiły, a fiolet zaczął ustępować z warg.
Sen aurorki wydawał się być był niespokojny. Kręciła się po łóżku niczym w amoku, wydając z siebie stłumione okrzyki. Dlaczego zawsze kiedy on był tuż obok, tej musiały towarzyszyć te cholerne koszmary? Pragnął wierzyć, że to zwykły przypadek, ale coś podpowiadało mu, że byłby wtedy w srogim błędzie. Podglądając śpiącą na szpitalnym łóżku Charlotte, w głowie czarodzieja pojawiały się kolejne pytania.
Dlaczego i ona się tu znalazła? Czyżby ruszyła mu na ratunek i przy tym sama oberwała zaklęciem mrożącym? Mógł jedynie dywagować, gdyż prawdę znał tylko nieobecny Davids i nieprzytomna Ferguson, której nocna mara dawała się we znaki. Brytyjczykowi nie pozostawało nic innego, jak patrzeć i czekać na to, aż w końcu uzyska niezbędne odpowiedzi.

Minęło kilka godzin, podczas których Charlotte wciąż toczyła nierówny pojedynek z nocnym prześladowcą. Nagle zastygła. Przestała chaotycznie wierzgać się po materacu i wydała z siebie przeraźliwy dźwięk. Czarodziej automatycznie doskoczył do dziewczyny. Złapał ją za kościste ramiona i lekko nimi potrząsając, powoli oswobadzał ją ze snu.

***

— Obudź się, Lottie. — Usłyszała zachrypnięty głos.

To nie był Dan. To nie było jego zdrobnienie. To nie był jego melodyjny baryton. To nie był on. Nie miała już powodów, aby opóźniać to, co nieuniknione. Powoli uchyliła ciężkie powieki. Z początku obraz był niewyraźny. Przeraźliwie jasne światło jarzeniówek oślepiło ją na moment, lecz z czasem kontury się wyostrzyły i Lotta przed sobą zobaczyła postać, która mimo kilku szwów i znacznej opuchlizny, wyglądała znajomo. Aurorka przełknęła ślinę.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz