XI

84 7 6
                                    

Benedict czekał na nich, podziwiając piękny zachód słońca. Kolejny sierpniowy wieczór w Chicago powoli ustępował miejsca nieprzeniknionej nocy. Auror zdawał sobie sprawę, że to będzie ostatnia próba, aby dorwać Browna i Stevensa na gorącym uczynku. Okoliczności znowu nie były dla niego sprzyjające. Kolejne miejsce pełne niemagów tylko ograniczało jego podwładnych, nie pozwalając na bardziej profesjonalne działania. Nie mogli sprawdzić miejsca fałszoskopem, ani rzucić zaklęć podsłuchujących na pomieszczenie. Na niewielkiej przestrzeni było zbyt dużo gapiów, aby wykonać podobny manewr jak w porcie. Davids musiał wymyślić nową taktykę, dzięki której akcja tym razem skończyłaby się oczekiwanym rezultatem.

Podzielił swoich ludzi na trzy oddziały. Pierwszy zewnętrzny z zadaniem informowania o zbliżających się porywaczach i śledzenia podejrzanych po opuszczeniu restauracji. Kolejna grupa miała wykonywać swoje obowiązki wewnątrz. Za pomocą eliksiru wieloskokowego czwórka jego aurorów miała jako obsługa i goście nie spuszczać z oczu trójki czarodziejów. Ostatnia, trzecia drużyna, czyli on i Ferguson, musieli zapewnić bezpieczeństwo Malfoy'owi. Podobnie jak w przypadku akcji na statku, postawił na zaklęcie kameleona, którego ta dwójka wcześniej nie dostrzegła. Brytyjczyk nadal miał na sobie namiar, więc w razie jakiś utrudnień, mogli wykorzystać to dodatkowe zabezpieczenie. Plan był gotowy i Davids liczył, że tym razem misja zakończy się pojmaniem przestępców.

***

Charlotte zapukała trzykrotnie w uchylone drzwi i bez zaproszenia weszła razem z Draconem do środka. Zajęli swoje standardowe miejsca, by z uwagą przysłuchiwać się szczegółowemu planowi szefa Biura Aurorów. Obydwoje w skupieniu chłonęli każde jego słowa, nie przerywając mu ani razu. Kiedy skończył przedstawiać zakładany scenariusz i wszystkie możliwe opcje, Benedict otrzymał raport od pierwszej grupy uderzeniowej.

Brown i Stevens właśnie żółtą taksówką podjechali pod Ragtime. Byli kwadrans przed czasem, co nieco zaskoczyło Benedcita. Auror zdecydował, że sami zjawią się w restauracji w ostatnim momencie, gdyż w ciągu piętnastu minut mogło się wiele wydarzyć, a on chciał o tym wszystkim wiedzieć.

— Wyruszamy? — rzucił Draco, siląc się na obojętny ton.

— Czekamy — odparł hardo Benedict, nie napotykając na żaden opór.

Dracon był zdecydowanie bardziej opanowany niż za pierwszym razem. Zdał się na wiedzę i doświadczenie Benedicta, które, chcąc nie chcąc, zrobiły na nim ogromne wrażenie. Podziwiał jego stoicki spokój i zdolność dedukcji, o którą w życiu nie podejrzewałby Pottera. Utwierdzało go to w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję, pozostając w Stanach.

Charlotte nie odzywała się od samego początku. Była maksymalnie skupiona na wszystkim, co usłyszała od przełożonego i zamierzała zrealizować swoją część co do joty. Po cichu liczyła też na Malfoy'a, który, jak miała nadzieję, zrozumiał swój błąd, choć uparcie się do niego nie przyznawał. Marzyła, aby móc w końcu napisać raport i wrzucić tę teczkę do archiwum spraw rozwiązanych. Choć pobyt arystokraty w jej mieszkaniu nie był tak koszmarny, jak z początku zakładała, to było to zaledwie kilka godzin. Nie była gotowa na więcej. Bała się, że wbrew sobie, Draco wywoła w niej coś więcej niż permanentne zdenerwowanie. Jego drugie oblicze było dla niej znacznie gorsze, gdyż budziło coś, co jakiś czas temu postanowiła na zawsze uśpić.

Zgodnie z przewidywaniami Davidsa po pięciu minutach pojawił się kolejny patronus z niezwykle ważną informacją. Dwaj czarodzieje nie próżnowali w oczekiwaniu na Anglika. Zdążyli bowiem wzbogacić smak bursztynowego trunku o zawartość pewnej fiolki. Niestety aurorzy Benedicta nie byli w stanie zauważyć, jaki to eliksir, co stanowiło niemałe utrudnienie.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyWhere stories live. Discover now