VIII

108 8 12
                                    

Równo o czternastej Charlotte trzykrotnie zastukała, a masywne drzwi, prowadzące wprost do gabinetu Szefa Biura Aurorów, natychmiastowo się otworzyły. Benedict siedział w swoim lekko wytartym, skórzanym fotelu, paląc kolejne tego dnia cygaro. To był paskudny nawyk, ale za żadne skarby nie chciał się go pozbyć. Powolne pociąganie aromatycznego dymu przynosiło mu krótką chwilę ukojenia, co przy jego pracy było nad wyraz wskazane. Davids odłożył hawanę do kryształowej popielnicy, po czym ruchem dłoni zaprosił ich do środka.

— Siadajcie — rozkazał.

Młodzi czarodzieje posłusznie zajęli miejsca po przeciwnej stronie hebanowego biurka, gotowi na dokładną analizę nadchodzących wydarzeń.

— Dobra informacja jest taka, że jesteśmy przygotowani. Port został cały obstawiony naszymi. Dziesięciu aurorów w strojach niemagów czeka w gotowości...

— A jaka jest ta zła? — przerwał mu Malfoy, zaciskając mocniej ręce na oparciu.

Draco zaczął się stresować. Przyzwolenie na porwanie przeczyło jego silnemu instynktowi samozachowawczemu, który ledwo udało mu się tłumić, próbując wierzyć, że wszystko przebiegnie bez przeszkód. Niestety to były mrzonki i podświadomie dobrze o tym wiedział. Przekonał się nie raz, że zazwyczaj plany nijak miały się do rzeczywistości, choćby nawet układał je taki wyborny strateg jak Davids.

— W porcie nie zakotwiczył żaden statek o nazwie Ostatnia Nadzieja — przyznał Benedict.

Czarnowłosa dosyć spokojnie przyjęła najnowszą rewelację. Dzięki krótkiemu odpoczynkowi odzyskała sporo utraconych sił i była w stanie ze świeżym spojrzeniem podejść do przekazanych informacji. Skupiła się na analizie zachowania podejrzanych, dochodząc do pewnego wniosku.

— Czekają na ostatni moment — dodała po chwili aurorka. — Wiadomość też wysłali całkiem późno. Poza tym wątpię, że rzucili na statek zaklęcie kameleona. Wokół jest za dużo niemagów, aby takie coś przeszło niezauważone. Dodatkowo każdy auror ma fałszoskop, który od razu wykryłby taki przekręt. Jednak jest coś, czego nie mogę zrozumieć. Dlaczego chcą uprowadzić Malfoy'a w środku dnia w dosyć zatłoczonym miejscu?

Dla Charlotte to był kolejny kawałek układanki, który nie pasował do całości. Porwania, przy których wcześniej pracowała, odbywały się w zacisznych lokalizacjach, bez zbędnych świadków, co traktowała jako dosyć sensowne. Natomiast zachowanie tamtej dwójki było dla niej zupełnie zaskakujące. Nie mogła się zdecydować, czy Brown i Stevens byli niezwykle przebiegli czy po prostu okropnie głupi.

— To całkiem logiczne. Chcą mieć przewagę nad panem Malfoy'em — odparł starszy czarodziej. — Przecież wiadomo, że przy niemagach pan Malfoy nie będzie mógł użyć magii, co daje im gwarancję bezpieczeństwa. Podejrzewam, że najpewniej użyją rozwiązań siłowych, albo będą chcieli zaprosić pana pod pokład i tam drętwotą czy innym zaklęciem unieruchomią pana, panie Malfoy, a pan niestety musi przyjąć ten cios...

Dracon z każdym słowem stawał się coraz bardziej nieufny. Mógł się zgodzić na próbę uprowadzenia, ale nie było jego przyzwolenia na obrywanie klątwami. Mimo wszystko daleko mu było do masochisty. Poziom zdenerwowania wyszedł poza wszelką skalę, przechodząc w niepohamowaną wściekłość. Miał ochotę sam potraktować Davidsa najboleśniejszymi czarami jakie znał, aby ten uświadomił sobie, jak bardzo ryzykowny i niebezpieczny jest jego, pożal się Salazarze, pomysł.

— Świetnie. Chyba powinienem pogratulować planu. — Prychnął gniewnie. — Czy obejmuje on też to, że pewnie od razu po tym teleportują się razem ze mną? Wzięliście pod uwagę taką opcję, co?

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz