VI

111 9 4
                                    

Gdy w końcu została sama, odetchnęła z ulgą. Malfoy już na krótką metę okazał się męczący, przez co tym bardziej obawiała się, co przyniesie przyszłość. Wzięła to zadanie wyłącznie ze względu na Benedicta. Szef nie był raczej zbyt wylewny w kwestii pracowników, a każda pochwała musiała być sumiennie wypracowana. Nieoczekiwany komplement sprawił, że nie chciała go zawieść jak nigdy dotąd. Choć zdała testy aurorskie zaledwie półtora roku wcześniej, to czuła się całkiem pewnie na swoim stanowisku. Udało się jej rozwiązać każdą z dotychczasowych spraw, zamykając w więzieniu dziesiątki czarodziejskich kryminalistów. Zawsze przykładała się do każdej misji, jednak realizację tej wzięła za najważniejszy cel w jej dotychczasowej karierze. Chciała piąć się coraz wyżej na szczeblach ścieżki zawodowej, a być może pewnego dnia zastąpić samego Davidsa. Przywileje Szefa Biura Autorów stanowiły niemałą zachętę. Złapanie na gorącym uczynku dwóch kolejnych przestępców, było do tego kolejnym krokiem.

Spojrzała na telefon w swojej dłoni. W odróżnieniu od wielu jej podobnych, Charlotte na co dzień korzystała z nieczarodziejskiej technologii. W końcu do jedenastego roku życia znała tylko świat, jak się jej wydawało, bez krzty magii. Zielony ekran komórki arystokraty zaświecił się, a po chwili pojawił się na nim symbol koperty. Szybko odblokowała urządzenie i kilkoma kliknięciami otworzyła wiadomość, którą tworzyły dwa słowa.

Ostatnia nadzieja

Adresata niestety nie udało się ustalić, gdyż numer, z którego pochodziły wszystkie wysłane do Dracona sms-y, był zastrzeżony. Charlotte zaklęła paskudnie. Wyczarowała patronusa, który po otrzymaniu informacji niezwłocznie pognał do Benedicta, a sama zaś czytała po kolei każdą z otrzymanych wcześniej wiadomości, utwierdzając się w tym, że Malfoy mówił prawdę.

— Umiesz obsługiwać to ustrojstwo? — Znajomy głos wyrwał Lottę z zamyślenia.

Ferguson podniosła wzrok i zatrzymała go na umięśnionym torsie czarodzieja. Powoli kierowała go w górę, aż do jeszcze wilgotnych platynowych włosów, które gdzieniegdzie wpadały mu do oczu, dodając Brytyjczykowi chłopięcego uroku. Choć nie chciała tego przyznać, to ten widok sprawił jej dużo przyjemności.

— Ubierz się, Malfoy — odparła po krótkiej chwili, po czym powróciła do przeglądania  komórki.

— Ach, Lottie. — Westchnął przeciągle. — A może ty się rozbierz?

Rzuciła mu nienawistne spojrzenie, na co Draco zaśmiał się w głos i poszedł do sąsiedniego pokoju, w którym trzymał swój bagaż.

Zauważył, że lustrowała go spojrzeniem, jednak nie udało mu się odgadnąć z jakim efektem. Wiedział dobrze, że podobał się kobietom. Dotychczas prawie wszystkim, z jakimi miał do czynienia. Właśnie ten wyjątek stanowiła Chatlotte. Nie miał pewności, czy bardziej go to denerwowało czy intrygowało. Młoda aurorka okazała się dla niego pewnym wyzwaniem, którego osiągnięcie wziął sobie za sprawę honoru. Jeszcze żadna mu nie odmówiła i czarnowłosa czarownica nie miała być pierwszą. Powtarzał to sobie w głowie jak mantrę, w którą usilnie chciał uwierzyć.

Ferguson odłożyła telefon, po czym zdjęła ciężkie skórzane glany, dając stopom odpocząć. Usiadła po turecku na wygodnym łóżku i wsadziła różdżkę za ucho. Zamknęła oczy i okrężnymi ruchami palców masowała skronie. Musiała pomyśleć. Miała pewność, że gdzieś widziała te dwa słowa, jednak nie potrafiła przypomnieć sobie gdzie.

Nie zauważyła, że od kilku chwil obserwował ją blond włosy czarodziej. Jej kolejne oblicze, zaintrygowało go nie mniej niż poprzednie. Wydawała się być taka spokojna, kiedy miarowo oddychała. Po cichu do niej podszedł i spoczął na przeciwnej stronie łóżka. Czarownica momentalnie podniosła lekko mglisty wzrok, by spojrzeć prosto na Dracona. Ten puścił jej oczko i z firmowym uśmiechem położył się na boku.

Chicago nigdy nie śpi - Draco MalfoyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin