Rozdział 26

1.4K 52 5
                                    

ZMIENIŁAM ZAMIAST KONWALII NA RÓŻE ❤️

******
Wzięłam niecierpliwie różę i pomknęłam do swojego pokoju.
Przynajmniej miałam taki zamiar, dopóki nie zatrzymał mnie jeden z braci.

- A gdzie ty tak pędzisz, drogie dziewczę? - zapytał zdziwiony Sebastian podnosząc jedną ze swoich starannie wypielęgnowanych brwi - zgubiłaś gdzieś po drodze Davida? 

- David potrafi sam chodzić, nie potrzebuje niańki. Tym bardziej, że to jego dom, więc jeśli się zgubi to będzie głupszy niż go za to podejrzewałam

Chciał się zaśmiać, ale natychmiast założył maskę "Pana Poważnego" i mnie skarcił wzrokiem.
Nie wiem, czy to była maska, bo "Pan Poważny" nadzwyczaj często się pojawiał. 

- Nie mów tak o swoim bracie. 

- Ale to praw...

- Mówię, nie.

Wzniosłam oczy ku górze.

Niech się pierdoli. Ma kija w dupie sztywniak.

- Nie odpowiedziałaś na moje pierwsze pytanie.

Jakie było pierwsze pytanie? 
A no tak...

- Muszę do swojego pokoju pójść.

Pokiwał głową ze zrozumieniem. 

- A róże dostałaś od...?

- Gdybym wiedziała - odpowiedziałam cicho, onieśmielona.

- Nie wiesz? - jego głos zmienił się na ostrzejszy.

Wzruszyłam ramionami. 

- Jest tylko napisane "Dla Hannah Periculum", Nawet nikt się nie podpisał. 

Sebastian zmrużył oczy, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał. 

- Daj mi je - skwitował pewnym siebie głosem

- Co?

- Daj mi te kwiaty

- Wiem, ale co?! Nie dam ci. Czaję że jesteś zazdrosny, ale sam kiedyś trafisz na jakiegoś swojego wielbiciela. Wątpię, żeby był romantyczniejszy od mojego, ale szczerze trzymam za ciebie kciuki. - puściłam mu oczko, po czym popędziłam do swojego pokoju 

Wypier... Wybombiaj

- Hannah nie skończyłem jeszcze z tobą. Wracaj natychmiast. - usłyszałam z dołu głos zirytowanego Sebastiana

Wystarczy, że ja skończyłam

Wparowałam do swojego zacisza, jak oparzona i od razu zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Całe szczęście, że miałam zasuwkę. 

Położyłam plecak przy biurku.

Lekcje zaczekają.

Teraz trzeba rozwiązać zagadkę z różami.

Jeszcze raz dokładnie przyjrzałam się karteczce.
Wcześniej nie zauważyłam, że po drugiej stronie było również napisane jedno, zdecydowanie ciekawsze zdanie...

"Kiedy się urodziłaś - padało, ale to nie był deszcz, to było niebo, które płakało, bo straciło najpiękniejszą gwiazdę"

Zamrugałam oczami.
Z zażenowania rzecz jasna.

Boże, sam fakt, że ktoś dał mi kwiaty był romantyczny i naprawdę przeuroczy, ale ten końcowy tekst był naprawdę żałosny. 
Nawet dla mnie.

Chociaż na swój własny sposób, było to trochę słodkie...
Poczułam się piękniejsza i pewniejsza siebie.
Żartowałam, po dzisiejszym (jebanym) dniu w szkole nigdy nie poczuję się piękniejsza.

Teraz natomiast zagadka nie wydawała się już zagadką, ponieważ byłam prawie w pełni przekonana, że ów prezent jest podarowany od któregoś z moich braci.
No, bo tylko oni byli przy moim narodzeniu, nie?

Niewidzialne łańcuchyWhere stories live. Discover now