Rozdział 2

2.6K 70 0
                                    

Zeszłam szybko na dół i otworzyłam lodówkę.
Bez sensu. Przecież wiedziałam, że nie znajdę w niej niczego co jest przeznaczone dla mnie.
Cicho westchnęłam i wyszłam na dwór.
Było dosyć ciepło jak na wrześniowy poranek.
Udałam się na przystanek i czekałam. Czekałam aż przyjedzie autobus. Ma być dopiero za 20 minut, ale nie wytrzymałabym dłużej w swoim mieszkaniu. Wyjęłam małe lusterko i przyjrzałam się siniakowi na środku policzka. Był widoczny. I to bardzo. Wzięłam korektor i zaczęłam tuszować fioletowy ślad.

Po 30 minutach byłam już na sali gimnastycznej, gdzie wszyscy uczniowie stali i czekali aż dyrektor skończy wygłaszać swoją przemowę. Była zwykła. Bez żadnych przekonań, że szkoła jest cudowna i uczniowie będą się czuli w niej wyjątkowo. Po prostu, powitał nas po wakacjach i zszedł z podwyższenia.

Weszłam do klasy i usiadłam w ostatniej ławce.
Nagle do klasy wszedł nauczyciel. Wszyscy głośno wciągnęli powietrze. Ja nie spojrzałam. Nawet jeśli był to nieziemsko przystojny facet, nie mogłam na niego spojrzeć. Tata nie lubi gdy mu się patrzę w oczy. Uważa, że jestem wtedy zbyt pewna siebie. Według planu lekcji powinniśmy mieć teraz historię, ale wiedziałam, że pierwsze dni w szkole polegają na informowaniu nas o zasadach bezpieczeństwa itd.
Mężczyzna zaczął wyczytywać listę obecności i tak jak przypuszczałam zaczął opowiadać o BHP. Na szczęście szybko skończył. Zrozumiał, że nikogo to nie interesowało i przeszedł do tematów, które będą na najbliższym egzaminie semestralnym. 

Po skończonej lekcji udałam się na stołówkę. Niektórzy uczniowie jedli swoje drugie śniadanie, natomiast ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Udałam się do damskiej łazienki i oblałam swoją twarz przyjemnie orzeźwiająca zimną wodą. Odetchnęłam z ulgą.
Nagle do toalety weszły trzy dziewczyny. Typowe lafiryndy, które makijaż uważają chyba za swój codzienny prysznic, bo były nim dosłownie zalane. Nie zdziwiła bym się gdyby zaczął po nich spływać.
- Co się lampisz? - spytała jedna z nich, przeżuwając dawno zużytą gumę do żucia.

Zignorowałam jej zaczepkę i wyszłam z toalety.
Niestety, dziewczęta miały inne plany. Zaciągnęły mnie z powrotem chwytając za obolały nadgarstek. Cicho syknęłam.
Po chwili do łazienki weszło dwoje chłopaków. Szkolne przystojniaki. Każda dziewczyna ślini się na ich widok i wyobraża sobie jak to by było gdyby... Chyba wiecie o co chodzi.
Zdziwiłam się. Przecież jest to damska toaleta.
-No gołąbeczku. Daj pieniążki, nie daj się prosić.
Patrzyłam się na niego i stałam jak wmurowana.
-N-N-Nie nam pieniędzy.
-Albo dajesz albo czeka cię wpierdol. Decyzja należy do ciebie, więc się zastanów. - odpowiedział nieco zniecierpliwiony.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że ja naprawdę nie miałam przy sobie pieniędzy.
Skąd mogłabym je mieć skoro jedyne co dostaje to krytykę od swojego ojca.

-Rozumiem, że decyzja została już podjęta.

Nagle uderzył mnie pięścią brzuch na co cicho jęknęłam. Drugi "przystojniak" także się przyłączył i chyba się zlitował, bo jako jedyny dał mi tylko w policzek.

Cóż. Myślałam, że gorzej być nie może.

Niewidzialne łańcuchyWhere stories live. Discover now