Rozdział 6

2.3K 60 10
                                    

Wyszłam w pośpiechu z domu.
Po kilkudziesięciu minutach byłam już w szkole.

Otworzyłam drzwi prowadzące do mojej sali lekcyjnej.

Chemia - pomyślałam

Starsza pani zapytała się mnie jak mam na imię i kazała usiąść.
Wyglądała na życzliwą i sympatyczną kobietę.
Moje przypuszczenia się sprawdziły (dzięki Bogu), bo aktualnie moje zdolności chemiczne przewracają się w grobie.

-Hej - przywitała się dziewczyna siedząca obok mnie.

Miała piękne rude włosy, zielone oczy i mnóstwo piegów!
Była prześliczna. Nigdy nie widziałam tak wspaniałej dziewczyny.

-Cześć - odpowiedziałam nieśmiało.

- Ale masz piękne oczy! - powiedziała.

Moje serce się zatrzymało. Momentalnie zrobiło mi się gorąco.

Nikt, nigdy nie skomplementował niczego w kierunku mojej osoby.

BOŻE KOCHAM JĄ!!!

-Dziękuję - uśmiechnęłam się szczerze.

Również odpowiedziała mi uśmiechem, po czym wyjęła ze swojego plecaka zeszyty i przysłuchiwała się nauczycielowi.

Uczyniłam to samo.
W końcu nie warto zawalać przedmiotu, z którego tak czy siak się zawali.

Nadzieja, no nie? Takie fajne słowo...

Po lekcji nowo poznana koleżanka zaproponowała bym usiadła razem z nią na przerwie obiadowej.

Gdy w końcu nastała ów przerwa ruszyłyśmy razem na stołówkę.

Była tak miła!
Nie sądziłam, że tacy ludzie istnieją.
To wydawało się aż dziwne. Takie nierealistyczne. Serio.
Zazdroszczę niektórym, nie dość, że są atrakcyjni to jeszcze mają zajebisty charakter.

Zupełne przeciwieństwo mnie.

Miałam obrzydliwie bladą cerę, niemal czarne włosy i jasne zielone oczy. Na lato wyskakakiwało mi mnóstwo piegów. Mój ojciec mówił, że wyglądam jakby na mnie gołąb nasrał. Cóż. Trudno się z nim nie zgodzić...

Jedynym plusem mojego wyglądu był brak trądziku. Boże, jak ja się cieszyłam, że los się choć odrobinę nade mną zlitował.

-... Hej Hannah słuchasz mnie??? -zapytała przejęta.

- Ojejku, tak, przepraszam zamyśliłam się. O czym mówiłaś? - odparłam.

-Hahah nic nie szkodzi. Mówiłam, że strasznie chciałabym mieć rodzeństwo!
Kilku starszych braci. Matko!!! Ale to byłoby super. Byliby strasznie nadopiekuńczy takie słodziaki. - mówiła gestykulując

- Faktycznie. To byłoby cudowne. Chciałabym żeby ktoś był wobec mnie nadopiekuńczy.

-Ja mam jednego starszego brata, ale jest totalnym chujem. Ciągle na mnie skarży i się ze mną droczy. Debil. - powiedziała twardo.

- Lepszy rydz niż nic. Ja mam jedynie ojca i jego prz... I w sumie tylko ojca. - zająkałam się. Nie byłam pewna czy powinnam mówić jej o Conradzie. Zdziwiłaby się gdyby usłyszała, że mam bliską relację z przyjacielem taty. Trudno to nazwać bliską relacją.
Po prostu mnie wykorzystuje.
Oczekuje, że zostanę jego żoną.
Bije mnie.

Przestań się użalać nad sobą.

-Rozumiem - odrzekła spoglądając na mnie podejrzliwie.

Przerywając niekomfortowa ciszę postanowiłam, że się jej zapytam:

-Ej, właściwie to jak ty masz na imię?

-Ojej! Zupełnie zapomniałam się tobie przedstawić. Przepraszam najmocniej, Isabelle jestem.

Isabelle...
Imię mojej zmarłej matki.

Poczułam jak w moim gardle rośnie wielka gula.

Nie ma co otwierać drzwi do zamkniętego już pokoju.
Ten rozdział jest już dawno zamknięty

★★★★★★★★★★★★★★★★★★★★

W trakcie powrotu do domu zobaczyłam znowu zbliżającą się limuzynę.

Oj niedobrze, niedobrze.

Zaczęłam iść trochę szybciej.
Nagle z auta wyskoczył mężczyzna, ale nie myślcie, że taki zwykły.
Był tak cholernie przystojny, że czułam aż mi kolana miękną. 

Japierdole, weź przestań.

Siłą woli zmusiłam się by przyspieszyć.
Zupełnym przypadkiem mężczyzna również.

Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam biec sprintem.

Facet jak to facet, miał zdecydowanie lepszą kondycję.

KURWA KURWA KURWA
NIE CHCĘ UMIERAĆ. 

Nagle, poczułam materiał na moich ustach i silną rękę na ramieniu.

ZDĄŻYŁAM SIĘ WYDRZEĆ:

-WYPIERDALAJ






Niewidzialne łańcuchyWhere stories live. Discover now