Rozdział 23

1.4K 48 18
                                    

- Han wstawaj, szkoła - wydarł się David

Przeciągnęłam się i powoli wysunęłam stopy spod kołdry.
Byłam okropnie zmęczona.

Co się dziwić skoro przespałam naciągane 4 godziny.

Skierowałam się do łazienki i popatrzyłam w lustro.

Czemu doły pod oczami wyglądają tak hot u Timotheego Chalameta, a u mnie jakbym nie przespała co najmniej kilku nocy z rzędu.

Przemyłam twarz zimną wodą, wzięłam szybki lodowaty prysznic (przeczytałam, że spala naprawdę dużo kalorii) i ubrałam się w mundurek składający się z plisowanej spódniczki, jednolitego swetra, wystającej zza niego białej koszuli oraz czarnych podkolanówek.

Stylowo, nie powiem, że nie.

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do jadalni, gdzie reszta rodzeństwa na mnie czekała.

No tak, jedzenie.

- Na śniadanie jest jajecznica i tosty, skusisz się Han? - zapytał najukochańszy z braci - Dominic.

Nie wiedziałam, że stawiają mi wybór.
Sebastian mi się przyglądał.

- Nie, dziękuję. Przyszykuję sobie sama śniadanie do szkoły

Dominic pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Macie śniadaniówki?- zapytałam

- Tak, powinny być w górnej szafce, wyciągnę ci, bo nie dosięgniesz. - odpowiedział ten sam brat.

W tym czasie wyjęłam z lodówki potrzebne produkty i zaczęłam szykować sobie lunch.

W sumie trochę przykro, że takie ładne śniadanko wyląduje w szkolnym kiblu.

Usmażyłam na patelni tosty francuskie oraz pokroiłam jabłko do ćwiartki.

Cały czas czułam na sobie wzrok każdego z braci.
Sebastian musiał im powiedzieć.

- Tyle ci wystarczy? Mało sobie wzięłaś, Han. - westchnął Dominic

- Tak, nie martw się. Jeszcze będę musiała wcisnąć w siebie stołówkowy obiad.

Nikt już się niczego nie czepiał, więc po półgodzinie mogliśmy wreszcie wyruszyć.

Każdy z braci miał swoją własną brykę, dlatego garaż był zawalony motorami, skuterami i wszelkiego rodzaju autami.

Wszystko było bardzo ładnie uporządkowane, ale tak czy siak ilość wszystkich maszyn mnie przerażała.
Przerażała mnie ilość pieniędzy, którymi dysponowali moi bracia.
Edward wsiadł do zielonego Ferrari, który wydawał się super sportowy i bardzo płaski, w porównaniu do Jeepa Conrada.

Ja natomiast jechałam razem z Davidem jego białym Bugatti. Samochód robił wrażenie, natomiast David już nie - non stop coś komentował - a to, że jakoś wymizerniałam, a to, że jakoś ostatnio schudłam (jakby te 6 dni rzeczywiście coś zmieniły)

Chyba nie wiedział, że takie uwagi motywują do dalszego niejedzenia.

Podróż minęła dosyć szybko choć pod koniec miałam już dość Davida i jego irytujących pogadanek na temat zdrowia.

Szkoła była gi-gan-ty-czna.
Ogromny dziedziniec szkolny, obok którego znajdował się kort tenisowy i boisko do piłki nożnej.
Przy głównym budynku znajdował się drugi, który jak podejrzewałam był halą sportową.

Od razu zwróciliśmy uwagę uczniów.
Wyszliśmy ze swoich samochodów, a wszystkie pary oczu skierowały się na nas, a dokładnie na mnie.

To było tak strasznie przytłaczające.

Od tyłu podszedł do mnie David i wziął pod swoje ramie.
Przeszliśmy razem przez dziedziniec szkolny, a za nami szli Edward z Conradem razem z kilkoma swoimi koleżkami.

- Dobrze siostrzyczko, pójdziesz teraz do swojej sali. Jakby coś się działo to do mnie dzwoń. Telefon masz w prawej kieszeni sweterka, a numer zapisany w kontaktach pod nazwą "ulubiony brat"

- Hej, ja tak ciebie nie zapisywałam. - roześmiałam się

- Nie musiałaś, chociaż wiem, że pewnie chciałaś. Wygenerował to automat, bo wiedział jaki jestem cudowny i że stanę się twoim ulubieńcem. Papa - uciekł mi sprzed oczu, a ja zostałam sama jak palec na gęsto zaludnionym korytarzu.

- Teraz tylko dowiedzieć się, w której sali mam lekcje - mruknęłam sama do siebie

Niewidzialne łańcuchyWhere stories live. Discover now