Rozdział 21

522 30 4
                                    

Nastąpił pierwszy września. Postać ubrana w czarne rurki i czarną bluzę szła po między peronie 9, a peronem 10. Miał na sobie kaptur, więc ludzie nie mogli zobaczyć jego twarzy. W pewnym momencie zaczął biec w stronę ściany. Jak się okazało było to magiczne przejście prowadzące na peron 9 i 3/4. Postać szybko przemknęła się przez tłumy dzieci i rodziców by następie dostać się do pociągu i poszukać wolnego przedziału. Wreszcie udało jej się znaleźć wolny przedział na samym końcu pociągu. Weszła do niego oraz uprzednio zamykając drzwi, rozsiadła się na kanapie. Zdjęła kaptur, a światu ukazała się przystojna twarz bruneta. Był to nikt inny jak Harrison Aleksander Potter-White. Pomimo iż miał dwa nazwiska postanowił, że będzie używać tylko jednego z nich. Zdecydował się na Harrison White. Nie wszyscy jednak czytają proroka codziennego, więc może niektórzy go nie poznają.

W pewnym momencie drzwi do przedziału gwałtownie otworzyły się. Harry jak poparzony podskoczył i pośpiesznie założył z powrotem kaptur. Nie zmienił jednak swojego miejsca.

- Ej to nasz przedział - odezwał się jeden z nich - Wypad, albo sam cię wyrzucę.

- Podziękuje, chyba raczej tu zostanę - przedrzeźniał się z chłopakiem, brunet. - Jest tu dość wygodnie.

- Nie myśl sobie, że ci na to pozwolę. - kontynuował chłopak w drzwiach - Zaraz rzucę na ciebie zaklęcie torturujące i zobaczymy czy wtedy będziesz taki odważny.

Zielonooki nic sobie z tego nie robił. Wiedział, że nawet jakby spróbował rzucać zaklęcie albo by nie trafił, albo byłoby tak słabe, że Harry zatrzyma je za pomocą magii bezróżdżkowej.

- O nie - ciągnął chłopak - Cruc-

- Lepiej nie - Powiedział brunet, który niezauważalnie znalazł się za chłopakiem i zatykał usta chłopaka swoją ręką. - Nadal zapewne masz namiar, więc jak nie chcesz siedzieć w Azkabanie radze się opanować.

Tą chwile wybrał sobie kaptur chłopaka na spadnięcie. Jakimś cudem ta trójka go nie poznała jednak postanowiła odpuścić. Chłopak tylko westchnął, zamknął drzwi i usiadł na kanapie. Wyjął z kieszeni kufer, który następnie powiększył, aby wygrzebać z niego książkę do eliksirów. Był pewien, że Snape mu nie odpuści. I chociaż poprawił się w eliksirach, był pewien, że znajdzie sposób, aby go dojechać.

Reszta drogi minęła brunetowi raczej spokojnie. Do jego przedziału już nikt nie wchodził co go bardzo ucieszyło. Nie wiedział jakim cudem jego kochani 'przyjaciele' go nie znaleźli, ale no cóż. 'Ich problem'. Oczywiście zawitał do niego prefekt oznajmiając, że pora się przebrać. Harry zrobił to bardzo niechętnie. Nienawidził ludzi z Gryffindoru, ale no cóż. Wiewiór wyprał mu mózg na pierwszym roku przez co teraz musi się z nim męczyć w tym samym domu, a co gorsza, w tym samym pokoju. Tym razem postanowił jednak zabezpieczyć swój bagaż. Domyślał się, że ten mały wieprz grzebał w jego rzeczach już tyle razy, że tego nie zliczy.

Jego obecny outfit składał się z czarnych spodni, białej koszuli z zawiązanym czerwonym krawatem, czarnych trampek oraz Hogwarcie szaty z naszytym godłem domu Godryka. Jak zwykle uznał, że wygląda sexi. Zmniejszył swój bagaż i włożył go do kieszeni, by następnie udać się w kierunku wyjścia z pociągu. 

Gdy szedł patrzyło na niego wielu ludzi. Ich spojrzenia były różne, jedne były zaciekawione, inne nienawistne, jeszcze inne podziwiały tylko jego wygląd. Zielonooki jednak się tym nie przejął. Średnio obchodziło go jakie zdanie mają o nim inni. Ważne, że nie zawracają mu dupy i dają święty spokój. 

Gdy wszedł do Hogwartu na około wyczuwalna była dziwna aura. Podejrzewał, że to przez śmierć dyrka, ale nie wnikał w to jakoś mocno, średnio obchodził go ten śmieć. Wraz z innymi uczniami kierował się właśnie do wielkiej sali. Zajął miejsce na samym końcu długiego stołu Gryffindoru, gdyż patrzenie ta te wszystkie świnie go irytowało. Najgorszą z nich był Ron. Jak jadł resztki jedzenia latały wszędzie tylko nie po jego talerzu. Te jakimś cudem zawsze był czysty.

Zauważył, że jego wszyscy 'przyjaciele' go ignorują. Było mu to jednak na rękę. Średnio mu się uśmiechało spędzać czas z tą szlamą i wieprzlejem. Oczywiście podczas całej tej uczty i ceremonii przydziału oczy Snape'a patrzyły na niego. Praktycznie czuł jakby ten stał zaraz przy nim, dlatego kiedy tylko mógł wstał i udał się w stronę dormitoriów gryfonów.

Po drodze wpadł na pewien pomysł. Dobrze wiedział, że wieprzlej będzie go przeszukiwać lub okradać, dlatego też wpadł na genialny pomysł. Wiedział jak bardzo wieprzlej boi się pająków. Jedyne co wystarczy zrobić to postawić takiego jednego stworka przy jego rzeczach. Jak się później okazało, pomysł był strzałem w dziesiątkę.

--> (Pomimo tego, że Snape był dyrektorem, uznałam, że nadal będzie prowadził zajęcia. Co prawda będzie miał jedynie 7 klasy, a Slughorn dostane klasy 1-6. No i oczywiście klub ślimaka nadal istnieje, ale Harrego tam nie ma, bo mu się nie chce :P) <--

Owoc Kłamstw - DrarryWhere stories live. Discover now