Rozdział 18

611 29 7
                                    

Kolejne dni leciały chłopakowi spokojnie. Chodził na wypady do galerii z Veronicą, grał w szachy z panem Flay'em oraz spędzał więcej czasu na trenowaniu magii oraz ciała. Nadał pamiętał wydarzenia z przed kilku miesięcy, gdy został rzucony na niego czar. Veronica oczywiście uratował go po 3 tygodniach jednak do dzisiaj nie ruszył jajecznicy. Miał jej dosyć na kolejne trzy lata. Sama magia bezrózdżkowa szła mu co raz lepiej. Był wstanie rzucać już wiele zaklęć bez pomocy magicznego patyka. Jedynym problemem była animagia. Jedyne co wiedział to, że posiada czarny ogon i cztery łapy. Nie przypominało to jednak psa czy wilka. Wiedział, że musi dużo ćwiczyć jednak jak też czytał 'kluczem jest dowiedzenie się jakim rodzajem zwierzęcia jesteś'. Harry cały czas nie mógł nic wymyślić. Po za tym, reszta rzeczy szła mu gładko. Opanował podstawy matematyki, chemii czy przyrody. Co jak co w systemie jest napisane 'Ukończył szkołę *** z wyróżnieniem i to trzy lata wcześniej niż rówieśnicy'. Kończył właśnie czytać książkę, gdy po całym pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka w telefonie chłopaka.

H: Halo?

M: Witaj Harry - w słuchawce rozległ się głos pana Flay'a - Przed chwilą dzwoniono do mnie z firmy. Dostałeś propozycje współpracy z pewną firmą produkującą stroje letnie. Jest ona dość popularna, a że twoje zdjęcie miało wiele chętnych. Ta opcja wydawała się najlepsza. Sęk w tym, że znajduje się ona w Hiszpani co znaczy, że będziemy musieli wyjechać na kilka tygodni.

H: Ja się zgadzam. Chociaż czy taka propozycja powinna pojawić sie po zaledwie 4 dniach?

M: Raczej to rzadkość, ale swoim wyglądem musiałeś ich zainteresować.

H: Oh, okej. W takim razie, kiedy mamy samolot czy coś?

M: Za trzy dni licząc dzisiaj. Z tego co widzę już za 5 dni masz mieć sesje, dlatego radze się spieszyć.

H: Pewnie, w takim razie do zobaczenia - powiedział chłopak po czym się rozłączył.

Postanowił napisać także do Veronica'i. Wiedział, że by go zamordowała lub co gorsza pojechałaby zrobić mu aferę w pracy. Jak na zawołanie dziewczyna zjawiła się u niego w domu. Stwierdziła, że skoro to jego pierwsze wyjście służbowe to trzeba to opić, więc z torebki nagle wyciągnęła trzy butelki z ognistą whisky, którą nie wiadomo, jak zdobyła.

Po godzinie zdążyli już wyzerować dwie butelki i być w trakcie trzeciej. Dziewczyna już ewidentnie nie kontaktowała. Z Harrym także nie było lepiej, chociaż daleko było mu do stanu w jakim była blondynka. Za pomocą magii przeniósł dziewczynę na kanapę, a po chwili było słychać wyrównany oddech. Sam ledwo doszedł do swojego pokoju. Chciał skoczyć na łóżko jednak źle wyliczył i zamiast w łóżku wylądował na dywanie. Nie przejął się tym jakoś bardzo, więc po chwili smacznie spał.

Następnego dnia dwójkę przyjaciół obudził niesamowity kac. Bogowie jednak postanowili się nad nim poznęcać i zabrali wszystkie eliksiry na kaca jakie zdobył kiedyś Harry. Sfrustrowany nastolatek podniósł się z ziemi by następnie udać się po prysznic. Gdy zszedł na dół zauważył, że dziewczyna jeszcze śpi. Najciszej jak potrafił przemknął się do kuchni w poszukiwaniu tabletek na ból głowy. Jakimś cudem znalazł to czego potrzebował. Szybko zażył pigułkę. Ból ustał po jakiś pięciu minutach, ale Harry i tak czuł jakby miał zaraz rzygnąć.

Veronica obudziła się po jakiejś godzinie. Harry siedział właśnie i przeglądał Tik toka gdy usłyszał jęk bólu od strony dziewczyny.

- Masz - Podał jej tabletkę i szklankę z wodą - Sorry, ale eliksiry mi się skończyły, więc pozostaje posilić się tabletką przeciwbólową.

Dziewczyna tylko cicho podziękowała po czym połknęła tabletkę i popiła ją wodą. Zielonooki widział jak najmniejszy ruch sprawiał dziewczynie ból. Wypiła więcej niż on, a miała słabszą głowę. Harry miał lot zaplanowany na jutro na godzinę 1:30 w nocy. Musiał się spakować oraz ogarnąć, a była już prawie 13:00. Chciał zacząć od posiłku, ale uznał, że może się to skończyć niezłym rozpierdolem w jego żołądku. Dziewczyna ewidentnie twierdziła tak samo. Postanowili, więc przejść się po ogrodzie. Harry jakiś czas temu zadzwonił po firmę ogrodniczą by wszystko ogarnęli i jak się okazało była to trafna decyzja.

- Wiesz, że musze się spakować - zaczął chłopak - O 1:30 mam lot...

- Eh - westchnęła dziewczyna - Nie chce mi się, ale wiem, że jak tego nie zrobię to zapomniesz połowy rzeczy.

Harry tylko się zaśmiał po czym zaczęli kierować się w stronę domu. Najgorsze było jednak, gdy okazało się, że Harry nie ma prawie letnich ciuchów. Dziewczyna się załamała i wyciągnęła chłopaka na czterogodzinne zakupy letnich ciuchów, klapek, różnorodnych kremów, kapeluszy i innych gówien. Na kacu nie było to najprzyjemniejsze zajęcie jednak nie było innego wyjścia. Do domu dotarli gdzieś w okolicach pory kolacji. Na całe szczęście Veronica spodziewała się, że nie ma walizki, więc na zakupach zaopatrzyła chłopaka również w to.

Całe pakowanie zajęło im dwie godziny. Najgorsze jednak okazało się zmieszczenie w walizce. Skończyło się na tym, że Harry rzucił zaklęcie sprawiając, że była ona większa w środku. Dopiero wtedy udało im się upchnąć wszystkie potrzebne rzeczy.

Pożegnanie trwało stosunkowo długo. Blondynka uparła się, że pojedzie z nimi na lotnisko, a następnie wróci taksówką. Mężczyźni nie mieli szans na wygranie kłótni z kobietą, więc ostatecznie musieli się zgodzić.

- Będę tęsknić. - mówiła dziewczyna przytulając bruneta - Nie wiem jakim cudem wytrzymam przez trzy tygodnie bez żadnego melanżu z tobą.

- Jak wrócimy to zabiorę cię na taki melanż, że będziesz miała dość alkoholu przed miesiąc. - Powiedział brunet oddając uścisk.

- Powinniśmy już iść - Odezwał się brodaty mężczyzna w garniturze - Właśnie otworzyli bramki do naszego samolotu.

Dziewczyna jeszcze ostatni raz przytuliła przyjaciela po czym udała się do wyjścia z budynku. Chłopak musiał przyznać, że się stresował. Nigdy nie leciał samolotem. Z jednej strony zżerała o ogromna panika, a z drugiej strony był bardzo, ale to bardzo ciekawy jak to jest. Znajdować się kilkaset metrów nad ziemią. Co prawda latał na miotle wiele razy, ale był pewien, że to nie to samo. Odprawa minęła im dość sprawnie. Bez żadnych problemów przeszli przez bramki. Postanowili przed lotem kupić po butelce wody. Chłopak chciał też jakąś przekąskę, ponieważ na miejsce mieli dolecieć po kilku godzinach, więc była mu potrzebna.

Siedzieli właśnie w samolocie. Mieli oni samolot z najwyższej półki, pierwsza klasa. Siedzenia obite w skórę z możliwością pochylenia, ekrany dotykowe, możliwość zamówienia obiadu lub innego dania na ciepło. Harry miał miejsce zaraz przy oknie. Był naprawdę podekscytowany. Przed odlotem były pokazane wszystkie działania jakie trzeba podjąć podczas awarii samolotu itd. Po całym tym 'przedstawieniu', jak to nazywał chłopak, wreszcie ruszyli. Jakimś cudem brunet czuł się nawet nie najgorzej.

Gdy samolot przestał wznosić się w powietrze, chłopak od razu zasnął. Był wykończony dzisiejszą operacją "pakowanie i zakupy". Na miejsce dolecieli gdzieś w okolicach godziny 4:00. Zmęczony zielonooki ledwo co wyczołgał się z samolotu. Teraz marzył tylko o położeniu się w łóżku i pójściu spać. Oczywiście pan Flay nie oszczędzał go i musiał mu powiedzieć, że w hotelu będą dopiero za trzy godziny. Idąc przez lotnisko, avadooki cały czas czuł na sobie wzrok. I niebyła to tylko jedna para oczu. Mógł się domyślić, że te wszystkie pary oczu należały do lasek podziwiających jego piękno. Nie zwracał jednak na to uwagi, gdyż w jego głowie było tylko łóżko.

W końcu po godzinnej odprawie i dobraniu walizek, brunet wraz z jego menagerem wsiedli do wcześniej zamówionej taksówki. Auto z wypożyczalni mieli odebrać dopiero o 14:00, więc na razie musieli posługiwać się taksówkami. Dla Harry'ego było to jednak obojętne czym jedzie. Ważne by dotarł do łóżka. Jak się okazało, Marcin żartował z trzema godzinami jazdy do hotelu co i ucieszyło, i zirytowało chłopaka. Nie żywił do niego jednak, żadnej urazy, gdyż szybsze znalezienie się w łóżku było obecnym priorytetem chłopaka.

Owoc Kłamstw - DrarryWhere stories live. Discover now