#

Twarde belki ławki wbijały mi się w tyłek, ścierpła mi cała noga, robiło się ciemno i było mi cholernie zimno, ale miałam to kompletnie gdzieś. Wciąż siedziałam skulona na ławce, przytulając kolana do klatki piersiowej. Nie obchodziło mnie też, że zaniedbany park za szkołą nie jest najlepszym miejscem dla samotnej dziewczyny ubranej w krótką letnią sukienkę. Ani nie przejmowałam się tym, że włosy od wiatru całe się poplątały czy że tusz spływał mi po policzkach. Jedynym o czym teraz myślałam był rozwód rodziców. I może było to samolubne, ale kompletnie nie wyobrażałam sobie życia bez jednego z nich. Niby będę utrzymywać kontakty z obojgiem, ale już nigdy nie zjemy w trójkę śniadania, nie pooglądamy meczu czy nie pójdziemy razem na głupie zakupy. Wszystko miało się zmienić.

I miałam wrażenie, że przeze mnie. Gdybym tamtej nocy normalnie wróciła do domu, nigdy by się nie pokłócili, a wróciłabym gdyby nie pijany Luke. Byłam teraz na niego zła, ba! byłam wściekła. Miałam ochotę pójść do niego, kopnąć go w dupę i zapytać czy jest dumny.

Ale z drugiej strony przecież nie wiedział do czego to, co zrobił, doprowadziło...

Z resztą nie obchodzi mnie, czy to jego wina czy nie. To ja nawaliłam i koniec. I właściwie dlaczego go w to wplątuję?

Głośne śmiechy i męskie głosy przywołały moją uwagę, sprawiając, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Zaczęłam szybciej oddychać, czując jak nad moim ciałem kontrolę zaczął przejmować strach. Podniosłam z wahaniem głowę, oglądając się po parku za źródłem tych odgłosów. Kilkanaście czy kilkadziesiąt, nie wiem, metrów ode mnie, drugą alejką, szła paczka przyjaciół, czytaj Luke, Calum, Michael i Ashton, przepychając się, rozmawiając i głośno się śmiejąc. Mimo że wcale nie byłam zachwycona ich widokiem, odetchnęłam z ulgą. Lepsi oni od jakiś pijanych napalonych facetów. Schowałam głowę pomiędzy kolana, licząc, że mnie nie rozpoznają i po prostu pójdą dalej. Po dłuższej chwili ciszy stwierdziłam, że nie powinno ich tu już być, a poza tym zaczynała mnie juz boleć szyja, więc wyprostowałam się, napotykając wzrokiem czwórkę stojących i szepczących coś do siebie chłopaków, którzy na dodatek patrzyli teraz na mnie. Pociągnęłam tylko nosem, wycierając szybko mokre policzki i zerwałam się z ławki, idąc w przeciwnym kierunku. Cisza. Śmiech. Cisza. Przyśpieszyłam kroku, nieświadomie kierując się w głąb parku.

I szłabym dalej, gdyby nie sylwetka Luke'a, która pojawiła się przede mną, zastępując mi drogę. Westchnęłam cicho, chcąc go ominąć, jednak zrobił krok w bok, skutecznie mi to uniemożliwiając. Oddychał płytko, co świadczyło, że musiał biec, aby mnie dogonić. Spojrzałam za siebie przez ramię, ale w pobliżu nie było już nikogo.

Tak cholernie chciało mi się ryczeć, ale nie miałam zamiaru robić tego przy nim, dlatego dosłownie co sekundę pociągałam nosem, pocierając dłońmi zmarznięte ramiona.

- Mógłbyś się odsunąć? - Zapytałam cicho zachrypniętym głosem, wpatrując się w czarne balerinki na moich stopach. On nie odezwał się słowem tylko wyciągnął w moim kierunku paczkę chusteczek, którą po chwili przyjęłam, mrucząc niemrawe dziękuję. Jedna z nich wytarłam oczy i mokre policzki, a w drugą wysmarkałam nos.

- Ivy, co się stało? - Zapytał niepewnie, jakby nie wiedząc, czy w ogóle powinien to robić. Zresztą dziwne, że w ogóle się tym zainteresował. Przecież nie raz ryczałam w szkole na oczach wszystkich, a wtedy tylko głupio uśmiechał się pod nosem.

- Mogę Ci jakoś pomóc?

Prychnęłam cicho pod nosem, a przez moją twarz przeszedł cień uśmiechu.

- Zabrzmiałeś jak ta natrętna ekspedientka ze sklepu. - Burknęłam mniej więcej to samo, co powiedział mi, kiedy zadałam mu identyczne pytanie. Zaśmiał się cicho. - Po prostu daj mi spokój.

Nie robiąc sobie nic z moich słów, położył dłoń na moje ramię, dokładnie tak samo jak jakaś godzinę temu mój ojciec. Na samą myśl o nim przeszedł mnie dreszcz, a do oczu przypłynęły nowe łzy. Jednak jego ręki nie strzepnęłam, sama nie wiedząc dlaczego. Po prostu nie chciałam.

- Jesteś przemarznięta - odparł, ściągając ze swoich ramion czarną katanę, a następnie zarzucając mi ją na ramiona.

Boże, Hemmings coś ty taki romantyczny... To na pewno ty?

Od razu do mojego nosa doszedł przyjemny zapach jego perfum, dlatego niekontrolowanie zadrżałam.

- Dziękuję - szepnęłam, szczelniej okrywając się dżinsowym materiałem. Szczerze mówiąc, nie miałam zamiaru wypierać się, że nie trzeba, bo trzeba - było mi okropnie zimno. Dlatego posłałam mu krzywy uśmiech, a raczej coś co miało go imitować, bo wyszedł tylko krzywy grymas.

- Moi rodzice biorą rozwód - powiedziałam tak cicho, że nawet nie wiedziałam, czy był w stanie to usłyszeć. Nie wiedziałam, dlaczego nagle zachciało mi się zwierzać właśnie jemu. Przecież nie powiedziałam nic nawet Shirley.

Częstotliwość uderzeń mojego serca momentalnie wzrosła, a przez ciało przeszła fala gorąca, kiedy jego silne ramiona otoczyły moje drobne ciało. Zszokowana tym, co właśnie się działo, dopiero po dłuższej chwili byłam w stanie odwzajemnić jego gest, wtulając się w jego klatkę piersiową i kładąc dłonie na jego plecach. Kiedy zaczął delikatnie pocierać dłońmi moje plecy, przekazując mi, że mam u niego wsparcie, w co prawdziwie uwierzyłam, rozpłakałam się na dobre.

- Ciii... - Szepnął do mojego ucha, nie odsuwając się ode mnie nawet o milimetr. - Oni wciąż Cię kochają i będą kochać.

Wystarczyła jego bliskość, żeby tląca się gdzieś w głębi mnie złość do niego całkowicie wyparowała.

The Babysitter || l.hWhere stories live. Discover now