- Przemyślimy to – zapewniłem dyplomatycznie. 

Ciekaw byłem zdania kobiety w tejże kwestii, chociaż zauważając jej profesjonalny wyraz twarzy, wywnioskowałem, w jaki sposób podchodziła do kontaktów z Sabianem. Traktowała mężczyznę służbowo, bez cienia sympatii bądź antypatii. Mądrze, skwitowałem w myślach, bardzo mądrze.

- Nie wątpię – przyznał, przenosząc spojrzenie ponownie na mnie.

Sabian również zachowywał cały ten czas oficjalną maskę, nie ukazując ani przez moment swych prawdziwych zamiarów. Szczerze wątpiłem, aby przemierzał odległe lata świetlne, żeby zwyczajnie zaprosić mnie na bal. Mógł wysłać zaproszenie pocztą kosmiczną, skoro do koronacji najwyraźniej wcale mu się nie śpieszyło. Transportowce w przeciwieństwie do większości statków załogowych nie mogły wykonywać skoków przestrzennych, przez co poczta docierała dłużej do adresata niż przekazywano informację z ust do ust. Niemniej jednak Sabian nie naszedł nas tuż po lądowaniu, a ładnych kilka dni później.

- To już wszystko? – zapytałem zniecierpliwionym tonem.

Chciałem dać jasno do zrozumienia, że czas zakończyć spotkanie. Prawdę powiedziawszy, gdyby nie Meg i jej upór, wcale by do niego nie doszło. Zastanawiało mnie czy po wzięciu udziału w mojej konwersacji z Sabianem, kolejnym razem Tiris również będzie obstawać za przyjęciem niezapowiedzianego petenta. Szczególnie że Sabian nie należał do najgorszych szumowin galaktyki, a z takimi również miałem do czynienia jako Toris.

- Nie chciałem przeszkadzać – odparł. Jednakże mową ciała oraz zachowaniem absolutnie zaprzeczył każdemu wypływającemu z jego ust słowu. Rozsiadł się wygodniej, spoglądając niby to na zdezelowany mebel, ale doskonale widziałem, jak nieznacznie kieruje spojrzenie na siedząca na wprost niego niewiastę o jasnobrązowych włosach. – Zwłaszcza że chyba dopiero zasiedliście do kolacji.

Kurwa, zakląłem w myślach, ściskając ręką oparcie fotela. Gdyby nie zasiadała na nim aktualnie Megan, zmiażdżyłbym najpierw oparcie, a później szyję tego kretyna. Być może odniosłem mylne wrażenie i Sabian wcale nie usiłować wprosić się na posiłek. Bądź co bądź zachowywał się niezwykle nietaktownie, ale również głupio ryzykując, że uznam jego zaczepkę jako obrazę. Szkoda byłoby, żeby naród kapłanów Iskry stracił w przeciągu krótkiego okresu czasu kolejnego króla.

- Jeśli więc to wszystko, Deisano odprowadzi cię, książę, do wyjścia.

Spojrzał na mnie, słuchając uważnie. Dodatkowo sprawiał wrażenie osoby zbyt pewnej siebie oraz własnej nietykalności. Być może niepotrzebnie jeszcze się powstrzymywałem, lecz z Megan u boku wolałem panować nad emocjami. Dopiero co Megan otworzyła się na mnie, obdarzając zaufaniem, w dodatku niepełnym. Co więcej, sądziłem, że było ono wciąż kruche niczym porcelana. Gdyby zobaczyła mnie teraz z gorszej, o wiele gorszej strony, mógłbym później długo trudzić się nad odbudowaniem tego, co straciłbym w przeciągu sekund.

- Dobrze – zgodził się, jakbym oczekiwał jego pierdolonej akceptacji. Wyszczerzyłem zęby w złowrogim uśmiechu, powoli zaczynając wyobrażać sobie, w jaki sposób rozrywam jego ciało na strzępy kawałek po kawałku. – Mam nadzieję, że jednak zgodzisz się odwiedzić moją planetę.

Wstał z siedziska, jednak zamiast patrzeć na mnie, spojrzeniem nie odstępował niemal nieruchomej sylwetki Tiris. Ona również mierzyła mężczyznę wzrokiem, przez co odniosłem pieprzone wrażenie, jakby połączyła ich mistyczna nić porozumienia. Mógłbym nawet rzec, że porozumiewali się bez słów niczym starzy, dobrzy znajomi. Ledwie panując nad ogarniającym mnie wkurwieniem, ruszyłem z miejsca, niemal nacierając na księcia Quintoyc. Zatrzymałem się w pół kroku, dostrzegając, że Tiris również wstała, podnosząc się z naturalną gracją z fotela.

Sięgając Gwiazd. Megan. TOM I [ZAKOŃCZONE]Där berättelser lever. Upptäck nu