trzydziesty drugi

458 24 47
                                    

Miłego dnia/popołudnia/wieczora, w zależności, kiedy to czytacie!

***

Emmett

Całe życie przed czymś uciekam.

Pierwsze wspomnienie, jakie mam, to ucieczka przed moim ojcem. Miałem cztery lata. Podczas zabawy plastikowym modelem samolotu zbyt mocno się zamachnąłem i rozbiłem pełną szklankę, która stała na stole. Kiedy na mnie spojrzał, a jego wzrok wyrażał nieopisaną furię, po prostu zacząłem biec przed siebie. Wyskoczyłem przez drzwi wejściowe i biegłem tak długo, na ile wystarczyło mi sił.

Ze szkoły zacząłem uciekać niemalże tak szybko, jak się tam pojawiłem. Moje pierwsze wagary były już drugiego dnia podstawówki. Dzień spędziłem zajadając cheetosy na murze niedaleko stacji kolejowej. Obserwowałem przejeżdżające pociągi i zastanawiałem się, co by było, gdybym po prostu postanowił wsiąść do jednego z nich.

Potem zaczęły się moje ucieczki z Julią. Boże, po raz pierwszy poczułem, że moje życie miało sens. Jej niepoprawny optymizm i wrodzona skłonność do pakowania się w kłopoty sprawiły, że zakochałem się w niej niemalże natychmiast, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Uwielbiałem z nią uciekać. Czy to z lekcji biologii, czy kilkadziesiąt kilometrów za miasto z weekend, czy z prywatnej posesji, gonieni przez jakiegoś gbura z wiatrówką. Te wyprawy były moją odskocznią od rzeczywistości.

Uciekłem do Nowego Jorku, bo czułem, że lada chwila uduszę się w tym pieprzonym Portland. W momencie, kiedy zaczerpnąłem wielkomiastowego powietrza po wyjściu z samolotu poczułem, że podjąłem dobrą decyzję. W końcu już wszystko nie przypominało mi o ojcu ani o moim chorym dzieciństwie. W końcu byłem wolny. Ale czy oby na pewno? Wszędzie, gdzie się rozejrzałem, widziałem ją. W przypadkowych przechodniach, w odbiciach lustrzanych budynków, w każdej osobie, która zamawiała lawendową kawę. Dość szybko musiałem oswoić się z myślą, że już nigdy nie będę w stanie wymazać jej z pamięci. To z kolei sprawiało, że zapragnąłem umrzeć, bo bardzo dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że już nigdy nie będzie nam dane być razem.

Dzisiaj po raz pierwszy nie chcę uciekać.

Nie chcę, ale jestem do tego zmuszony. Być może Julia kiedyś zrozumie moją decyzję. Być może przyjdzie dzień, w którym będę w stanie wszystko jej opowiedzieć, a ona jakimś dziwnym trafem będzie chciała mnie wysłuchać. Trzymam się tej nadziei jak tonący brzytwy. To ostatnie, co pozwala mi jeszcze normalnie funkcjonować.

Ciężkim krokiem udaję się więc w stronę sali egzaminacyjnej. Nie spałem całą noc, ale moja akademicka przyszłość przez wydarzenia ostatnich kilku dni zdążyła zupełnie stracić dla mnie znaczenie. Równie dobrze mógłbym nie pisać tych durnych egzaminów. Ale muszę ją zobaczyć. Muszę, bo to może być ostatni raz.

Chcę tylko przeżyć. Chcę cofnąć czas.

Pierwszy egzamin, o ironio, to egzamin z biologii. Docieram pod salę około dwudziestu minut przed czasem. Moje nogi ciężko suną po błękitnym linoleum. Wiem, że lada chwila ją zobaczę, co z jednej strony sprawia, że moje serce bije mocniej, a z drugiej — jeszcze bardziej mnie przybija.

Zauważam ją niemalże od razu. Stoi oparta o ścianę, a w ręce trzyma notatki. Nie mogę się powstrzymać, żeby popatrzeć jeszcze trochę dłużej. Jej włosy są ułożone w wysokiego kucyka. Ma na sobie makijaż, który nie posiada żadnego niedociągnięcia. Jest ubrana w luźną, błękitną koszulę. Mój wzrok zatrzymuje się na jej twarzy. Wyraża skupienie, ale nic poza tym. Nie wygląda na smutną ani chociażby przejętą. I właśnie ten fakt sprawia, że początkowo odczuwam ulgę, ale już po chwili lekkie ukłucie w sercu. Przez myśl przelatuje mi, że być może to nic dla niej nie znaczyło. Bo gdyby faktycznie nasza relacja miałaby dla niej jakąkolwiek wartość, wyglądałaby teraz chociaż w połowie tak nieprzychylnie, jak ja.

TranscriptsWhere stories live. Discover now