dwudziesty dziewiąty

430 27 24
                                    

Emmett

Około dwudziestej podjeżdżam pod dom Julii. Dopiero kiedy luzuję ucisk moich dłoni na kierownicy zdaję sobie sprawę z tego, że ręce mi się trzęsą. To całe wyjście mimowolnie mnie stresuje, chociaż tak właściwie nie mam ku temu logicznych powodów. 

Prawda jest taka, że o wiele bardziej wolałbym spędzać z nią czas sam na sam. Tak od zawsze wyglądała nasza znajomość, co z kolei spowodowało, że zaczęło rodzić się we mnie przekonanie, że będzie tak już zawsze. Co, jeżeli jej znajomi mnie nie polubią? 

Wzdycham głęboko w celu uspokojenia swoich myśli. Uchylam okno, żeby zapalić papierosa. Podpalam go, po czym wystukuję wiadomość sms. 

Nie mija nawet minuta, a zauważam wybiegająca zza drzwi grupę. Wśród nich jest Xavier, którego imię zdążyłem już zapamiętać, Peggy, niska brunetka i Julia. Wszyscy są ubrani bardzo ekscentrycznie. Xavier ma na sobie koszulkę z prześwitującej siatki i fioletowe dzwony, a na lekko przydługich włosach zaplótł warkocze. Peggy wygląda trochę jak hipiska, a jej druga znajoma ma na sobie jedynie górę od kostiumu kąpielowego i krótkie spodenki. Julię zauważam dopiero pod koniec, bo podąża za nimi, nieudolnie starając się wcisnąć na stopę jeden z sandałów. Jej widok wręcz zapiera mi dech w piersiach. I to dosłownie, bo na parę sekund po prostu zapominam o oddychaniu. Przypominam sobie o tej czynności dopiero wtedy, kiedy zaczynam się dusić. 

Powiedzenie, że wygląda pięknie, byłoby w tym przypadku obrazą. Wygląda jak pieprzona bogini. Długie blond kosmyki opadają jej na nagie ramiona. Ma ma sobie długą, białą sukienkę, której materiał rozwiewa się na wietrze. Przyłapuję się na myśleniu, w jaki sposób mógłbym z niej ją zdjąć. 

Kiedy wsiadają do samochodu, w dalszym ciągu jestem nieco oszołomiony. Ona siada z przodu, i kiedy dobiega mnie znajomy zapach truskawek, całkowicie tracę rachubę. 

— Cześć — mówi uprzejmie, po czym daje mi szybkiego całusa w policzek. Reszta osób pakuje się na tył auta. 

— Hej — rzucam. To tylko jedna sylaba, ale mojemu głosowi jakimś cudem udaje się złamać.

— Dzięki za podwózkę, Emmett — słyszę dobiegający mnie zza pleców głos Xaviera. 

— Nie ma sprawy.

Wrzucam pierwszy bieg i zaczynam jechać przed siebie. Kilka godzin temu ustaliliśmy wspólnie, że podjadę po ich czwórkę i zaparkujemy samochód gdzieś w okolicach mojego bloku, bo z stamtąd jest zaledwie pięć minut na pieszo od plaży przy Fremont. Wszyscy znajomi Julii mieszkają w tej lepszej części Portland, co oczywiście mnie nie dziwi. Są bogaci i pochodzą z dobrych domów, w których zapewne bardzo wiele się od nich wymaga, a stres związany z wygórowanymi oczekiwaniami regulują wlewaniem w siebie ogromnych ilości alkoholu. 

Trójka osób siedzących z tyłu zaczyna rozmawiać między sobą, a niebieskowłosy chłopak wyciąga z torby butelkę jabłkowej wódki. Zastanawiam się w jaki sposób nawiązać rozmowę z Julią. Obecność jej znajomych nieco mnie przed tym onieśmiela. 

— Jak ci idzie nauka? — W końcu to ona decyduje się zacząć rozmowę. 

— Kiepsko — przyznaję z kwaśnym uśmieszkiem. — Szczególnie biologia. 

— Zawsze możemy pouczyć się razem — zauważa. W odpowiedzi posyłam jej rozbawiony uśmiech. Aż za dobrze pamiętam każdą sytuację, w które próbowaliśmy razem przysiąść do nauki. Zawsze kończyło się to na jej łóżku. 

Przerzucam wzrok z powrotem na drogę i nagle zdaję sobie sprawę z tego, że o wiele bardziej wolałbym spędzać teraz z nią czas sam na sam. Przez ostatnie kilka dni ledwo ją widywałem i zdążyłem cholernie stęsknić się za jej widokiem. I dotykiem. I w sumie wszystkim, co związane z nią. 

TranscriptsWhere stories live. Discover now