szesnasty

599 26 30
                                    




I'd tell myself you don't mean a thing
And what we got, got no hold on me
But when you're not there I just crumble


Emmett

Po podwiezieniu Julii pod dom jej przyjaciółki jadę jeszcze na chwilę do domu. W każdą niedzielę zaczynam pracę o równo o 10:00. Ze względu na duży ruch moja szefowa jakiś czas temu zadecydowała, że weekendowe zmiany będziemy z Brunem odbywać we dwójkę. Mi ten fakt w zupełności nie przeszkadza, bo w dalszym ciągu dostaję taką samą godzinówkę, a przynajmniej czuję się nieco mniej obciążony pracą i do tego jest się do kogo odezwać.

W domu biorę prysznic i dopiero teraz zmywam z twarzy zaschnięta krew. Boże, co za dziwna noc. Po umyciu czuję się o wiele lepiej. Zakładam na siebie czyste ubranie i spoglądam w lustro. Wyglądam dzisiaj wyjątkowo mniej tragicznie, niż zazwyczaj.

Pół godziny później otwieram już drzwi do kawiarni. Pozostało jeszcze dwadzieścia minut do otwarcia, ale w weekendy zawsze przyjeżdżam wcześniej, żeby zdążyć wszystko przygotować. Bruna jeszcze nie ma w lokalu. Kieruję się w stronę pokoju socjalnego, gdzie przebieram się w uniform do pracy i związuję lekko przydługie już kosmyki z przodu twarzy w małego koczka na czubku mojej głowy. Muszę w końcu iść się obciąć.

Przecieram wszystkie blaty i stoliki, co zajmuje mi dobre kilkanaście minut. Następnie włączam ekspres do kawy, żeby zdążył się nagrzać przed przybyciem pierwszych porannych klientów. W tym samym momencie do kawiarni wkracza Bruno.

– Cześć, stary – mówi z uśmiechem, który po chwili sam odwzajemniam.

Jestem ciekawy, czy uśmiechałby się teraz tak samo, gdyby zdawał sobie sprawę z tego, że Julia - jego największy obiekt westchnień - spędziła wczorajszą noc w moim domu. Może i nigdy nie rozmawialiśmy na jej temat, ale już od początku wiedziałem, że ma do niej słabość. Takie rzeczy da się wyczuć na kilometr. Widziałem ich razem tylko dwa razy, ale chłopak jest w nią wpatrzony jak w obrazek. To z kolei wywołuje u mnie poczucie bliżej nieopisanej wściekłości, ale wiem, że to uczucie jest bezpodstawne. Z resztą on i tak chyba nie jest w jej typie.

Bruno idzie się przebrać, a ja spoglądam na zegarek na telefonie, który wskazuje minutę po dziesiątej. Podchodzę w stronę szklanych drzwi i przekręcam wiszącą na nich plakietkę w taki sposób, że teraz od zewnątrz widnieje napis "OTWARTE". Sprawdzam jeszcze powiadomienia. Chloe dzwoniła do mnie wczoraj wieczorem, ale od tej pory już się nie odzywała. Od czasu naszej ostatniej rozmowy postanowiłem zachować przez jakiś czas od niej dystans. To będzie zdrowe dla nas obu. Wydaje mi się, że ona co raz bardziej angażuje się w tę relację, a ja teraz nie szukam niczego poważnego. No, przynajmniej nie z nią.

Już po chwili w kawiarni pojawia się pierwszy klient. To około trzydziestoletni mężczyzna, trzymający pod pachą duży notes. Wygląda na bardzo roztrzepanego. Jego ciemne włosy są w zupełnym nieładzie. Na nosie ma okrągłe okulary, które od razu kojarzą mi się z Harrym Potterem. Brakuje mu tylko blizny na czole.

– Poproszę duże, lawendowe latte na mleku owsianym. – Na te słowa czuję dziwne ukłucie w sercu. Julia zawsze zamawia to samo. To jedna z rzeczy, która nie zmieniła się od tych dwóch lat. Bardzo chciałbym ją dzisiaj zobaczyć. Otrząsam się lekko, żeby nie zatracić się w myśleniu o niej. Powinienem skupić się na kliencie.

– Oczywiście. Coś jeszcze dla pana? – pytam uprzejmie. Mężczyzna kiwa przecząco głową, więc zabieram się za przygotowanie zamówienia. Podchodzę do baru i zaczynam spieniać mleko. Po chwili Bruno wychodzi już za ladę. Idealnie w porę, bo do lokalu wchodzi właśnie kolejna osoba. Chłopak przyjmuje zamówienie od ciemnoskórej kobiety w średnim wieku.

Transcriptsحيث تعيش القصص. اكتشف الآن