dwudziesty ósmy

478 24 15
                                    




Julia

— To co? Na którym odcinku skończyliśmy?

Na te słowa odwracam się w jego stronę i posyłam mu niedowierzające spojrzenie.

— Chcesz mi powiedzieć, że po wyjeździe nie oglądałeś tego beze mnie? — pytam powątpiewająco.

— Nie — odpowiada stanowczo, również zwracając się przodem do mnie. Kiedy napotyka moje spojrzenie momentalnie się obrusza. — I nie patrz tak na mnie. Byłaś przerażająca, kiedy zmusiłaś mnie do tamtej obietnicy. — Patrzy na mnie ze śmiertelną powagą. — Czasami się ciebie boję, Wal—

Nie pozwalam mu dokończyć, tylko przysuwam się w jego stronę i złączam nasze usta w pocałunku. Wydaje się tym faktem tak mocno zaskoczony, że oddaje pocałunek dopiero po kilku sekundach.

— A to za co? — pyta zdezorientowany, kiedy w końcu się od niego odsuwam. Jego usta pozostają lekko rozchylone i wygląda na nieco zawstydzonego. Na jego twarzy pojawia się lekki rumieniec, co sprawia, że nie mogę powstrzymać się od cisnącego się na moje usta uśmiechu. Jest zakłopotany.

— Zawsze musi być jakiś powód? — Wtulam się w jego klatkę piersiową. — Po prostu cieszę się, że tutaj ze mną jesteś.

— Ach tak? — Łapie mój podbródek palcami i unosi moją głowę ku górze, zmuszając mnie, żebym na niego spojrzała. Na jego ustach widzę ten łobuzerski uśmieszek, który tak bardzo uwielbiam. — Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że się zakochałaś?

— W twoich snach może i tak — ucinam, na co przewraca oczami, ale w dalszym ciągu się uśmiecha.

Oczywiście, że się zakochałam. Wpadłam po same uszy. I to wcale nie wydarzyło się po jego powrocie z Nowego Jorku, tylko o wiele wcześniej. Po prostu nigdy nie przestałam. Ale na ten moment nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie tego, żebym mogła mu to wyznać. Prędzej zapadnę się pod ziemię.

Emmett opiera się na łokciu, a ja kładę głowę na poduszce. W dalszym ciągu jesteśmy zwróceni w swoją stronę. Każda chwila spędzona u jego boku wydaje się nie być rzeczywista.

— Cóż — rzuca zrezygnowany. — A ja w tobie tak.

Zawstydzona spuszczam wzrok. To już czwarty raz, kiedy mi to wyznaje. Na usta ciśnie mi się pytanie, które chciałam zadać mu od momentu, w którym wyznał mi to po raz pierwszy.

— Kiedy?

— Hm? — Kładzie mi rękę na ramieniu i zaczyna lekko ją gładzić, co powoduje u mnie przyjemny dreszcz.

— Kiedy się we mnie zakochałeś? — wypalam, w dalszym ciągu wbijając wzrok w kołdrę, na której leżymy. Ta spontaniczna bezpośredniość sprawia, że zaczynają piec mnie poliki.

— Prawdopodobnie wtedy, kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy. — Na chwilę milknie, jakby się nad czymś zastanawiał. — Ale dokładnie pamiętam dzień, w którym w końcu to sobie uświadomiłem. Pamiętasz, jak w pierwszej klasie po zakończeniu roku wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy nad wodospad Multnomah?

Uśmiecham się i twierdząco kiwam głową. To jedne z najlepszych wspomnień, które mam z Emmettem. Upały na dworze były wtedy nie do zniesienia. Na dworze panował taki skwar, że przez całą drogę autostradą jechaliśmy z opuszczonymi oknami i musiałam przekrzykiwać się przez głośny wiatr, kiedy dawałam mu wskazówki na trasie. W przerwach wystawiałam głowę za okno i krzyczałam w niebogłosy, czując ogromną euforię z powodu rozpoczynających się wakacji. A on co jakiś czas na mnie zerkał i jedynie łagodnie się uśmiechał.

TranscriptsWhere stories live. Discover now