dwudziesty pierwszy

538 27 35
                                    

*Zwiastun książki już dostępny!! Możecie go zobaczyć o tutaj https://www.youtube.com/watch?v=nI_9nUTGZhk. Miłego czytania*


Emmett

Budzę się w podejrzanie dobrym humorze. Na tyle dobrym, że zadziwiam tym faktem samego siebie. Podnoszę się z łóżka od razu po przebudzeniu, czując przypływ energii, którego nie doświadczyłem chyba od kilku dobrych lat. Przed wejściem pod prysznic uśmiecham się do siebie w lustrze. 

Mama i Charlie są w kuchni, a Ryan najwyraźniej nadal śpi. Wchodzę do pomieszczenia podśpiewując pod nosem. Witam rodzicielkę buziakiem w policzek, a młodszego brata targam po włosach. Z szerokim uśmiechem rozsiadam się na krześle, ignorując ich podejrzliwe spojrzenia. 

 – Jest może kawa? – pytam, jednocześnie przerywając panującą w pokoju ciszę. Mama kiwa głową, po czym wyjmuje z szafki nad kuchenką zielony kubek i nalewa do niego czarny napój z dzbanka i stawia go przede mną na stole. – Dziękuję, mamuś!

–  Ktoś tutaj chyba wyjątkowo się wyspał, co? –  rzuca z widocznym politowaniem.

–  Można tak powiedzieć. –  Sięgam prawą ręką po napój.  – Jak tam w szkole, maluchu?  – z szerokim uśmiechem zwracam się w stronę mojego brata, który patrzy na mnie szczerze przerażony.

–  Mamo, czy Emmett zachorował na mózg?

 – Najwyraźniej  – odpowiada spokojnie rodzicielka. 

 – Pff – parskam pod nosem.  – To co, już nie wolno mi mieć dobrego humoru? 

 – Wolno, wolno.  – Mama odwraca się w stronę blatu, na którym leży złożony uniform pielęgniarski, klucze i zapakowany lunch. Następnie sięga po swoją torebkę, do której następnie pakuje rzeczy.  – To ja wychodzę. Emmett, podrzuć Charliego do szkoły, co? I nie zapomnij wynieść śmieci. 

Mama wychodzi, a ja zdaję sobie sprawę z tego, że mój młodszy brat uważnie mi się przygląda. Spoglądam na niego z przymrużonymi oczami. 

– Ale ty masz dobrze. W twoim wieku już sam chodziłem do szkoły i wynosiłem śmieci. 

Charlie pokazuje mi język, a mi uśmiech nie schodzi z twarzy. Lubię mu dogryzać, ale prawda jest taka, że cholernie się cieszę, że było mu dane mieć zupełnie inne dzieciństwo niż mi i Ryanowi. 

– Kończ szybko, wychodzimy za dziesięć minut – dodaję. 


Julia

– Stop! Niech pan zaczeka!

Mój głośny krzyk i zamaszyste ruchy rękoma przyciągają uwagę kilku osób stojących na przystanku. Od pojazdu dzieli mnie już tylko kilka metrów. W lusterku autobusu widzę twarz kierowcy, który mnie zauważa, ale tylko przewraca oczami i odjeżdża, zupełnie mnie ignorując. Wydaję z siebie zrezygnowany jęk.

– Pieprzony dupek! – wołam z całych sił, chociaż mężczyzna nie ma już możliwości mnie usłyszeć. W ogóle nie zważam na gapiące się na mnie osoby. Złość wydaje się nie chcieć mnie opuścić, a więc decyduję się dać jej upust poprzez – kopnięcie w pobliski znak. To jednak nie przynosi oczekiwanego rezultatu. Wzburzenie nie ustaje, a teraz dodatkowo cholernie boli mnie stopa. Zajebiście. 

Poważnie, ten poranek nie mógł zacząć się gorzej.

Nie dość, że zaspałam, to właśnie mój jedyny dostępny środek transportu uciekł mi sprzed nosa. Mogę iść na pieszo, ale nawet, jeżeli bym biegła sprintem, nie zdążę na czas. Kolejny autobus jest za piętnaście minut. Postanawiam jednak przejść się na pieszo, bo zdecydowanie potrzebuję trochę przewietrzyć głowę po wydarzeniach wczorajszego dnia. 

TranscriptsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz