Rozdział 37

410 42 1
                                    

Krążyła po dormitorium ściskając w dłoniach skrawek papieru, który stał się największym powodem jej zdenerwowania.

Znów spojrzała na fotografię, zdając sobie sprawę z powagi całej sytuacji. Całowała się z najlepszym przyjacielem. Całowała się z przyjacielem, w którym skrycie się kochała.

-Te kwiaty-wskazała na stojący pośrodku stolika wazon, wypełniony po brzegi zaczarowanymi daliami-To od niego, prawda? To on próbował zaprosić mnie jutro na randkę i to on je przynosił. Tym razem się nie mylę, czyż nie?-przeniosła wzrok na siedzące obok siebie przyjaciółki, które tylko nerwowo spuściły wzrok na buty.

Ich milczenie było jednoznaczną odpowiedzią.

-Cholera-jęknęła chowając twarz w dłoniach, było jej tak strasznie wstyd-Jaka ja jestem głupia!-krzyknęła wplątując dłonie w włosy-Byłam przekonana, że to kwiaty od kogoś innego. On tak cholernie dobrze grał! W życiu nie pomyślałabym, że ma coś z tym wspólnego!

Jej dłonie drżały a serce chciało wyrywać się z piersi. To wszystko zdawało się być tak nierealne, niczym pokręcony sen.

-Cóż my pomyślałyśmy-wtrąciła Dorcas, za co oberwała od blondynki mocnym ciosem poduszką-Ej no co!-uniosła się i wstała na równe nogi-Nie moja wina, że wmawiałaś sobie, że te kwiaty są od Prewetta. Nie dało ci się nawet przegadać, że mogą być od kogoś innego!-podniosła głos i równie mocno oddała jej w taki sam sposób, trafiając w tył jej pleców, gdy wciąż bezsensownie kręciła się w kółko po pokoju.

-Ciekawe jak miałam się skapnąć, gdy jedyne co robiłaś to powtarzałaś żebym patrzyła szerzej!-Gold nie pozostawała jej dłużna-Byłam śmiertelnie przekonana, że James sobie odpuścił. Nie dawał mi żadnego znaku, traktował mnie tylko i wyłącznie jak przyjaciółkę.

Znów przerwał jej histeryczny śmiech Dorcas, która dosłownie zwijała się ze śmiechu opierając się o ścianę. Na nic zdały się wtedy błagalne szepty i spojrzenia Marleny. Meadowes po prostu świetnie się bawiła.

-Nie dość, że jesteś głupia jak but to jeszcze ślepa-wydusiła z siebie po chwili wciąż trzymając się za boki-Ty naprawdę myślisz, że on o ciebie nie zabiegał? Na Merlina, przejrzyj w końcu na oczy! Przecież on cię kocha, tak cholernie mocno kocha!-wykrzyczała jej prosto w twarz.

Jednak gdy w końcu dotarło do niej to co powiedziała przyłożyła dłoń do ust, jednocześnie zdając sobie sprawę jak mocno zawaliła.

-No pięknie-skomentowała McKinnon wywracając oczami.

A w największym szoku była sama Ophelia, która słysząc wyznanie przyjaciółki stanęła jak wryta wciąż trzymając w rękach pomiętą fotografię.

-Słucham?-wydukała po chwili bacznie obserwując brunetkę-On... James mnie kocha?-spytała niedowierzając-Skąd... Skąd to wiesz?-nic nie opisze jak mocno waliło jej serce.

Nogi miała jak z waty, każdy oddech stawał się dla niej ciężki jak kamień a oczy same zaszły wodną powłoką. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała.

-Dorcas-wypowiedziała imię przyjaciółki, jednak ta tylko pokiwała z rezygnacją głową-Marleno to prawda?-spytała drugiej z dziewczyn.

Zacisnęła mocno pięści i odkładając czytaną książkę skupiła swój wzrok na niebieskookiej. Wiedziała, że nie można dłużej trzymać jej w niewiedzy. Teraz gdy dowiedziała się najistotniejszego faktu, musiała dowiedzieć się więcej.

-Tak, to prawda-odpowiedziała, co spotkało się z głośnym okrzykiem ze strony obu Gryfonek-To wszystko...

-Nie mów jej nic więcej, Potter nas zatłucze-wtrąciła Meadowes chowając twarz w dłoniach.

Wykapany Gryfon • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz