Rozdział 31

924 61 1
                                    

-Widzieliście jak wczoraj wyrósł mi ogon! Jestem już prawdziwym psem!-ekscytował się Syriusz wkładając swój bagaż na półkę w przedziale pociągu powrotnego do szkoły.

-Ja jestem jeleniem od miesiąca i się tak tym nie ekscytuje Łapo-mruknął James przewracając oczami i chwycił na rączkę kufra blondynki-Pomogę-zaoferował i nie czekając na odpowiedź jednym ruchem wrzucił go na odpowiednie miejsce.

-Dzięki-zaśmiała się dźwięcznie i jak długa rozsiadała się na jednym z foteli-Jak na moje oko jesteście już w pełni gotowi, żeby z nim być-odparła-Oboje tak samo mocno-zastrzegła widząc, że chłopcy już pałali się do zadawania dodatkowych pytań.

Gryfoni prychnęli w jednakowym czasie o odwracając się do siebie plecami zajęli miejsca po dwóch zupełnie innych stronach. Syriusz koło Opheli natomiast James tuż naprzeciw jej. Wtem drzwi przedziałowe otworzyły się szeroko a w progu stanął lekko zdyszany Lupin, który na prawdę zdawał się nie wyglądać najlepiej.

-Luniek co ci się stało?-spytał szatyn patrząc jak przyjaciel z trudem wpakowuje do środka walizki.

-Ciebie też miło widzieć Syriuszu-odparł a gdy udało mu się uporać z bagażem spojrzał na przyjaciół podkrążonymi i napuchniętymi oczami-Ta pełnia nie zapowiada się dla mnie łaskawie-wyjaśnił i ruszył w stronę blondynki szeroko rozkładając ramiona-Hel tak mi przykro, Dorcas wysłała mi sowę. Wiem już o wszystkim-uścisnął ją mocno i ucałował w czoło.

-Nie ma o czym mówić Rem-wzruszyła ramionami i oddała uścisk-Nie chcę rozmawiać o tym człowieku, myśleć o nim ani go widzieć. Dla mnie nie istnieje już nikt taki jak Eryk Gold-wyjaśniła-Jamie był moim zbawieniem, gdyby nie on nie wiem jak udałoby mi się przetrwać te święta-dodała z uśmiechem spoglądając na okularnika.

-Cieszę się, że już nie drzecie kotów. Na prawdę kamień zszedł mi z serca-odparł z ulgą i przywitał się braterskim uściskiem z pozostałą dwójką chłopców-Nie mogłem już patrzeć jak chodziliście z takimi zbitymi minami. Tak nawet ty Syriuszu-zastrzegł widząc, że Black już próbuje wtrącić coś od siebie.

-Grunt, że jesteśmy znów razem-rzekł okularnik-Te święta na prawdę były szalone. Najpierw Hel, później Łapa. Mówię ci Luniek, w drugie święto czekałem czy czasem ty nie staniesz na progu mojego domu-zażartował, na co pozostała dwójka roześmiała się wesoło.

Jedynie blondyn spojrzał na niego nie do końca rozumiejąc jego słowa. O sytuacji Opheli wiedział, za to co do Łapy... Był przekonany, że wytrzymał ten tydzień w rodzinnej rezydencji.

-Słucham?-spytał unosząc brwi.

Niebieskooka spojrzała to na Lupina to na pozostałych Huncwotów i porządnie pacnęła się w czoło.

-On nie wie James-wtrąciła patrząc na okularnika z politowaniem.

-Nie wiem czego?-dopytywał się zielonooki, coraz bardziej zaczynając się niecierpliwić.

Od ostatniego semestru szczerze znienawidził momenty, gdy jego przyjaciele coś przed nim ukrywali.

-Wydziedziczyli mnie-mruknął w końcu szarooki i odwrócił wzrok patrząc za rozmywający się za oknem krajobraz-Najpierw mnie torturowali, a później gdy uciekłem, wypalili z drzewa rodzinnego. Zatrzymałem się u James'a i tak wyszło, że spędziliśmy te święta razem-wyjaśnił pokrótce nie odrywając wzroku od szyby.

-Syriusz...-wydukał chłopak wplątując dłoń w dość długą grzywkę-Tak mi przykro... Chłopie-położył mu rękę na kolanie i spojrzał ze współczuciem.

-Cóż nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło-odparł po chwili ciszy szatyn i odrywając się do widoku za oknem, ku zdziwieniu wszystkich uśmiechnął się szeroko-Dzięki pobycie u Potter'ów, nauczyłem się w pełni przemieniać-podekscytował się znów-Łącznie z powrotem do ludzkiej formy-zastrzegł prychając w stronę okularnika, który ostatnio miał z tym spory problem.

Wykapany Gryfon • James PotterOnde as histórias ganham vida. Descobre agora