Rozdział 19

1K 55 7
                                    

W końcu nadszedł ten dzień. Dzień kiedy po prawie piętnastoletniej rozłące znów mieli się ze sobą spotkać.

Tego dnia Ophelia wstała wraz ze wschodem słońca i już od samego poranka przygotowywała się na to ważne dla niej wydarzenie.

Z trudem zapinała guziki swojej bordowej koszuli, a trzęsące się ręce były ciężkim utrudnieniem w zaplataniu włosów w ciasnego warkocza. Koniec końców widząc, że na nic jej się to zda rozpuściła włosy i dokładnie je rozczesała pozwalając im żyć własnym życiem na jej plecach. Jej stopy wyjątkowo zdobiły lśniące, czarne, niskie szpilki, które idealnie dopasowywały się do plisowanej, czarnej spódnicy średniej długości. Gdy skończyła się szykować ostatni raz spojrzała w lustro, spryskała się paroma pompkami najdroższych perfum jakie tylko miała i wyszła z dormitorium uprzednio żegnając się z przyjaciółkami i czekającymi na nią koło schodów Huncwotami.

Według umowy ruszyła pod gabinet dyrektora, gdzie tuż przed wejściem czekała na nią Minerwa McGonagall.

-Gotowa?-spytała kobieta, instynktownie kolejny raz poprawiła kołnierzyk koszuli dziewczyny i czule pogładziła ją po czubku głowy.

-A czy kiedykolwiek można być gotowym na coś takiego?-odpowiedziała pytaniem nerwowo zaciskając dłonie w pięści-Widziałaś go już? Jaki od jest?-zadała kolejne pytanie.

-Rozmawialiśmy-przyznała profesorka-Jest przyjazny i taki jakim zapamiętałam go przed wyjazdem. Dużo o ciebie pytał. Chyba na prawdę mu zależy-wyjaśniła posyłając jej miły uśmiech-Nie skreślaj go od razu Hel. Daj mu szansę-poradziła-Porozmawiaj z nim na spokojnie i nie daj się zjeść emocją-upomniała widząc jej zdenerwowanie, lecz na te słowa tylko uśmiechnęła się blado-Na prawdę nie ma czego się bać. A w razie czego pamiętaj, że ja i profesor Dumbledore będziemy tuż za drzwiami.

-Mówisz o nim tak, jak gdyby mu na mnie zależało-zauważyła czując jak stres i zdenerwowanie zaczynają tracić na swojej sile.

-Bo zależy, daj mu to udowodnić-lekko cmoknęła ją w czoło-Już czas-oświadczyła i otworzyła przejście do gabinetu.

Wiedząc, że nie ma już odwrotu Helia niepewnie pokonała parę stopni prowadzących do wnętrza pomieszczenia. A gdy znalazła się na miejscu poczuła jak serce niebezpiecznie podeszło jej do gardła. Oprócz niej w ogromnym gabinecie Dumbledora, była jeszcze tylko jedna osoba odziana w czerń i odwrócona do niej placami.

-Pan Gold?-spytała cicho nie mając odwagi podejść do stojącego tyłem mężczyzny.

-Wystarczy tato-odparł rozbawiony, a jego głos wydał się Heli o wiele milszy i cieplejszy niż zawsze sobie to wyobrażała.

Teoretycznie sam Eryk wydawał się też być o wiele bardziej przyjazny dla otoczenia niżeli był postrzegany przez byłych znajomych.

Po tym komentarzu mężczyzna odwrócił twarz od okna i jak gdyby nigdy nic spojrzał wprost na swoją córkę.

Eryk był mężczyzną w podeszłym wieku, jednak mimo to mógł bez wahania pochwalić się smukłą sylwetką i nie skalaną zmarszczkami twarzą. Był wysoki, jednak nie aż tak jak Remus czy James, był raczej przeciętnego wzrostu, metra osiemdziesięciu. Jego włosy mieniły się na jasny blond, w niektórych miejscach praktycznie białych, dokładnie takich jakie miała Ophelia. Jego oczy miały barwę niebiesko-zieloną, taką jak gdyby ktoś zmieszał ze sobą błękit nieba i zieleń lasu. Ubrany był w elegancki garnitur, a na jego palcu tkwił duży pierścień z białym kamieniem.

-Ophelia-wyszeptał spoglądając na córkę, która była już tak właściwie kobietą a nie dziewczynką, tak jak sobie to wyobrażał-Ale urosłaś-dodał i zrobił kolejny krok w jej stronę.

Wykapany Gryfon • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz