Rozdział 23

934 60 10
                                    

-Gotowa?-spytał, gdy stanęli przed drzwiami dormitorium chłopców z piątego roku.

-A co jak coś nie pójdzie według tego twojego wspaniałego planu?-Ophelia wciąż wahała się nad słusznością ich postępowania.

Szatyn spojrzał kątem oka na jej zatroskaną twarz i czule ujął jej dłoń.

-Hej, spójrz na mnie blondi-zachęcił, a kiedy miał przed sobą jej wzburzone niczym ocean tęczówki, uśmiechnął się pocieszająco zataczając kciukiem, na wierzchu jej dłoni małe okręgi-To tylko zwykła gra, wszystko pójdzie dobrze. Zaufaj mi kochana.

-Nie wiem, czy to co robimy jest dobre Syriuszu-mruknęła pod nosem spuszczając wzrok na buty.

-Nie mamy innego wyjścia Hel-wolną ręką chwicił za jej podbródek, znów nakierowując go na swoją twarz-Jutro skończymy tą szopkę. Musimy to zrobić-dodał.

Ophelia mimo ogromnych obaw zmusiła się do przyznania mu racji i przełknęła głośno ślinę. Wiedziała, że nigdy nie będzie bardziej gotowa.

-Jak mocno mamy się pokłócić?-zapytała już prawie chwytając za klamkę.

-Tak żeby nam uwierzyli-odpowiedział zgodnie ze swoimi założeniami-Zaczekaj Hel-zatrzymał ją-Pamiętaj, że nie ważne co powiem i jak bardzo na siebie nawrzeszczymy to nigdy nie mówiłem tego na poważnie. Dobrze?-chciał się upewnić.

-Wiem, spokojnie-zapewniła biorąc głęboki wdech-Zawsze będziesz dla mnie jednym z najważniejszych. Jak brat-przyznała mocniej wtulając się w jego bok.

-Ja też cię uwielbiam słońce-odparł po czym odsunął się, ucałował ją w czoło i wypuścił z objęć kiwając głową w stronę drzwi.

Miała zacząć i to chyba przerażało ją najbardziej.

Blondynka spojrzała na niego pozorozumiewawczo, odczekała parę sekund i wreszcie nacisnęła na klamkę rozpoczynając całe przedstawienie.

-Mam cię dosyć!-krzyknęła wbiegając do dormitorium Huncwotów, a tuż za jej plecami pojawił sie szatyn, z typowym dla siebie, dumnym uśmieszkiem-Mówiłam ci, żebyś odpuścił ale ty jak zawsze musisz drążyć temat!-dodała udając rozwścieczoną i omiotła nerwowym spojrzeniem siedzących na łóżkach James'a, Remus'a i Peter'a.

Nie wiedziała jednak, że Syriusz chciał się posunąć w tym wszystkim do ekstrymalnych środków, wywołując kłótnię z prawdziwego zdarzenia. Cwaniak nawet na chwilę nie zamierzał wyjść ze swojej roli.

-A ja prosiłem cię, żebyś schowała dumę do kieszeni i przyznała się, że do niego wzdychasz-odpowiedział chłodno mierząc ją z góry na dół wzrokiem.

Spojrzała na niego z najprawdziwszym przerażeniem, on chyba nie zamierzał... Nie mógł!

-A teraz się wymigujesz-lekceważąco wzruszył ramionami-Jak zwykle, kiedy trzeba stanąć z prawdą twarzą w twarz uciekasz i chowasz się jak tchórz-dodał wytykając w jej stronę palcem.

-Słucham?!-jej głos nagle stał się o wiele bardziej piskliwy i drżał tak jak gdyby miała go zaraz stracić na dobre-Chyba sobie ze mnie żartujesz! To ty-również ruszyła w jego stronę-A nie ja, zachowujesz się jak gówniarz. Chcesz udowodnić innym coś czego sam nie potrafisz zaakceptować! Zrobisz wszystko, byle by tylko wszyscy mówili o wielkim Syriuszu Black'u...

-Och daj już spokój-uniósł ręce w geście obronnym-Kłamiesz jak z nut! Myślisz, że łatwo wytrzymać tą twoją mentalność małej dziewczynki. Zachowujesz się jak byś była pępkiem świata!

Przyglądający się temu Huncwoci, nie reagowali, tak właściwie to nawet nie wiedzieli jak mogliby w tej chwili zareagować. Remus odłożył czytaną książkę, Peter schował pudełko fasolek, a James zaprzestał czyszczenia trzonka miotły.

Wykapany Gryfon • James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz