Ten poranek nie był łatwy, a raczej trwająca w jego czasie Transmutacja była piekielnie trudna. Profesor McGonagall z marnym skutkiem, starała się wbić do zakutych głów swoich uczniów najważniejszą wiedzę z nowego tematu, a ci uparcie się jej wypierali. Na nic zdawały się jej surowe spojrzenia, cięty język i ciągłe przypominanie o zbliżających się SUMY'ach. Nastolatkowie i tak żyli wciąż minioną przerwą świąteczną i już powoli zaczynali planować wakacje.
-Więc tak jak już mówiłam, zaklęcie Evanesco jest jednym z najtrudniejszych czarów, które przyjdzie wam pokonać podczas egzaminów końcowych. Skoro znamy już genezę tegoż zaklęcia, teraz przejdziemy do teoretycznego omówienia procesu czarowania-mówiła przechodząc się pomiędzy ławkami-Skup się Thomas-mruknęła przechodząc obok czarnoskórego chłopaka, który bez żadnego zawahania, bezczelnie obijał się mażąc po ławce atramentem-Wracając, aby prawidłowo rzucić to zaklęcie musicie...
-Błagam niech ona już przestanie-szepnęła cicho Dorcas szturchając siedzącą obok Ophelię-Usnę zaraz od tych głupot. Znaczy się...-podrapała się za uchę widząc karcący wzrok przyjaciółki-Twoja ciotka jest super, ale jak mówi mniej skomplikowane i bardziej ludzkie rzeczy to rozumiem ją bardziej-zaśmiała się nerwowo pod nosem i wróciła do bezsensownego wpatrywania się w tablicę.
Blondynka przyjrzała się jej kątem oka i zaśmiała się w duchu. Dobrze, że przerobiła sobie ten temat o wiele wcześniej samodzielnie, bo gdyby miała tak jak Dorcas i reszta słuchać wykładu Minerwy, najpewniej również zasnęłaby z twarzą w podręczniku.
-Wiesz co-zaczęła cicho nachylając się do brunetki-W życiu nie spodziewałabym się, że te święta będą takie nieprzewidywalne. Raczej zakładałam, że te dni będą takie magiczne i rodzinne, że w końcu spędzę czas z kimś naprawdę ze mną w pewien sposób spokrewnionym. A co dostałam... I choć cały czas w podświadomości nie umiem wybaczyć sobie tej głupoty i naiwności, to u James'a na prawdę miło spędziłam czas. Było tak...-zamyśliła się na chwilę szukając odpowiedniego przymiotnika by opisać te wszystkie chwile w Dolinie Godryka.
-Mmmm-mruknęła dźgając dziewczynę w bok-Święta z Potter'em. Sam na sam przy lekko jarzącej się choince, romantyczny nastrój i ta atmosfera zagęszczona nutką pożądania-mówiła uwodzicielsko patrząc na niebieskooką.
-Przestań!-syknęła szczypiąc ją pod ławką w udo-Cicho, bo ktoś usłyszy-nerwowo rozejrzała się wokół.
Parę ławek dalej James i Syriusz również piekielnie się nudzili. Szatyn ziewnął przeciągle kładąc głowę na ramieniu przyjaciela.
-Brachu wesprzyj w potrzebie-wymamrotał sennie-Nie daj mi ulec pokusie, bo McSztywna powiesi mnie za uszy przy suficie jeśli teraz zasnę-dodał a chwilę później jego twarz napotkała dłoń okularnika i oberwała od niej boleśnie-Au! Zgłupiałeś do reszty?-ożywił się rozmasowując bolące miejsce.
-Moje metody zawsze są skuteczne-zauważył słusznie i uśmiechnął się do przyjaciela-Już nie jesteś ani trochę śpiący, prawda?-spytał rechocząc pod nosem.
-Oby cię moja matka po nocach straszyła-warknął mrużąc powieki i znów złapał się za polik-Zamach godny pałkarza-przyznał mu i również się roześmiał.
-No cóż wszystkim być nie mogę. Wystarczy, że jestem najlepszym szukającym jakiego widziała ta szkoła od stuleci-dodał puszczając mu oczko.
-Najskromniejszym z pewnością-wtrącił ironicznie i oparł się o oparcie krzesła niebezpiecznie odchylając się do tyłu.
Podniósł głowę z uwagą przyglądając się temu co dzieje się w klasie. Większość osób tępym wzrokiem wpatrywała się w podręczniki, najpewniej ucinając sobie psychiczną drzemkę. Druga część rozmawiała szeptem między sobą, przerywając gdy profesorka chrząkała głośno i z widocznym zdenerwowaniem zwracała uwagę, grożąc im szlabanem.
YOU ARE READING
Wykapany Gryfon • James Potter
FanfictionJames nigdy nie spodziewałby się, że zakocha się we własnej przyjaciółce. Nie spodziewałby się też, że ta sama niby nie pozorna blondynka, bez ostrzeżenia zagra sobie na jego uczuciach. A już na pewno nie spodziewałby się, że mimo tego wciąż niczym...