Rozdział 32

662 52 8
                                    

Ten poranek nie był łatwy, a raczej trwająca w jego czasie Transmutacja była piekielnie trudna. Profesor McGonagall z marnym skutkiem, starała się wbić do zakutych głów swoich uczniów najważniejszą wiedzę z nowego tematu, a ci uparcie się jej wypierali. Na nic zdawały się jej surowe spojrzenia, cięty język i ciągłe przypominanie o zbliżających się SUMY'ach. Nastolatkowie i tak żyli wciąż minioną przerwą świąteczną i już powoli zaczynali planować wakacje.

-Więc tak jak już mówiłam, zaklęcie Evanesco jest jednym z najtrudniejszych czarów, które przyjdzie wam pokonać podczas egzaminów końcowych. Skoro znamy już genezę tegoż zaklęcia, teraz przejdziemy do teoretycznego omówienia procesu czarowania-mówiła przechodząc się pomiędzy ławkami-Skup się Thomas-mruknęła przechodząc obok czarnoskórego chłopaka, który bez żadnego zawahania, bezczelnie obijał się mażąc po ławce atramentem-Wracając, aby prawidłowo rzucić to zaklęcie musicie...

-Błagam niech ona już przestanie-szepnęła cicho Dorcas szturchając siedzącą obok Ophelię-Usnę zaraz od tych głupot. Znaczy się...-podrapała się za uchę widząc karcący wzrok przyjaciółki-Twoja ciotka jest super, ale jak mówi mniej skomplikowane i bardziej ludzkie rzeczy to rozumiem ją bardziej-zaśmiała się nerwowo pod nosem i wróciła do bezsensownego wpatrywania się w tablicę.

Blondynka przyjrzała się jej kątem oka i zaśmiała się w duchu. Dobrze, że przerobiła sobie ten temat o wiele wcześniej samodzielnie, bo gdyby miała tak jak Dorcas i reszta słuchać wykładu Minerwy, najpewniej również zasnęłaby z twarzą w podręczniku.

-Wiesz co-zaczęła cicho nachylając się do brunetki-W życiu nie spodziewałabym się, że te święta będą takie nieprzewidywalne. Raczej zakładałam, że te dni będą takie magiczne i rodzinne, że w końcu spędzę czas z kimś naprawdę ze mną w pewien sposób spokrewnionym. A co dostałam... I choć cały czas w podświadomości nie umiem wybaczyć sobie tej głupoty i naiwności, to u James'a na prawdę miło spędziłam czas. Było tak...-zamyśliła się na chwilę szukając odpowiedniego przymiotnika by opisać te wszystkie chwile w Dolinie Godryka.

-Mmmm-mruknęła dźgając dziewczynę w bok-Święta z Potter'em. Sam na sam przy lekko jarzącej się choince, romantyczny nastrój i ta atmosfera zagęszczona nutką pożądania-mówiła uwodzicielsko patrząc na niebieskooką.

-Przestań!-syknęła szczypiąc ją pod ławką w udo-Cicho, bo ktoś usłyszy-nerwowo rozejrzała się wokół.

Parę ławek dalej James i Syriusz również piekielnie się nudzili. Szatyn ziewnął przeciągle kładąc głowę na ramieniu przyjaciela.

-Brachu wesprzyj w potrzebie-wymamrotał sennie-Nie daj mi ulec pokusie, bo McSztywna powiesi mnie za uszy przy suficie jeśli teraz zasnę-dodał a chwilę później jego twarz napotkała dłoń okularnika i oberwała od niej boleśnie-Au! Zgłupiałeś do reszty?-ożywił się rozmasowując bolące miejsce.

-Moje metody zawsze są skuteczne-zauważył słusznie i uśmiechnął się do przyjaciela-Już nie jesteś ani trochę śpiący, prawda?-spytał rechocząc pod nosem.

-Oby cię moja matka po nocach straszyła-warknął mrużąc powieki i znów złapał się za polik-Zamach godny pałkarza-przyznał mu i również się roześmiał.

-No cóż wszystkim być nie mogę. Wystarczy, że jestem najlepszym szukającym jakiego widziała ta szkoła od stuleci-dodał puszczając mu oczko.

-Najskromniejszym z pewnością-wtrącił ironicznie i oparł się o oparcie krzesła niebezpiecznie odchylając się do tyłu.

Podniósł głowę z uwagą przyglądając się temu co dzieje się w klasie. Większość osób tępym wzrokiem wpatrywała się w podręczniki, najpewniej ucinając sobie psychiczną drzemkę. Druga część rozmawiała szeptem między sobą, przerywając gdy profesorka chrząkała głośno i z widocznym zdenerwowaniem zwracała uwagę, grożąc im szlabanem.

Wykapany Gryfon • James PotterWhere stories live. Discover now