dwudziesty dziewiąty

Start from the beginning
                                    

Po drodze wstępujemy jeszcze na stację benzynową. Kupuję paczkę fajek na zapas i zgrzewkę piwa. Potem zostawiamy samochód przy moim osiedlowym parkingu i kierujemy się w stronę wiaduktu. Dołączamy się do grupy osób, które znam tylko z widzenia, i które też zmierzają w stronę Fremont. Idę tyłem, a osobom przede mną najwyraźniej coraz bardziej udziela się ekscytacja spowodowana ostatnim dniem liceum, bo krzyczą i wiwatują między sobą.

Julia idzie obok mnie i dorównuje mi kroku. Chcę złapać ją za rękę, ale nie mam pojęcia, czy powinienem. Jest wpatrzona przed siebie, a na jej ustach pozostaje lekki uśmiech. 

To już ostatnia prosta. Idziemy schodami w dół i stamtąd widać już tłum ludzi ustawionych przy plażowym ognisku i słychać głośną, imprezową muzykę wydobywającą się z głośników. Słońce powoli zachodzi za horyzont, a ja przypominam sobie ostatni raz, kiedy tutaj byłem. Ta najbardziej magiczna noc w moim życiu. Noc, której nigdy nie zapomnę. 

I może właśnie dlatego rozciągający się przede mną obraz wprawia mnie w lekkie zawiedzenie. Bo ten durny kawałek piasku przy rzece i betonowa konstrukcja mostu z autostradą były od zawsze naszym miejscem. W nocy zawsze było tu spokojnie, i na początku, zanim ją poznałem, przychodziłem tu zupełnie sam. Była jedyną osobą, której pokazałem to miejsce. Teraz jest tutaj zupełnie inaczej i czuję się, jakby odebrano temu miejscu jego magię. Wszędzie porozstawiane są kolorowe leżaki i minilodówki powypełniane alkoholem. Na samym środku pali się nienaturalnie duże ognisko i przywleczone zostały kłody drzew, które służą teraz kilkunastu osobom za siedzenie. Na piasku walają się puste butelki i śmieci. 

— Emmett, wszystko okej? — pyta Julia, nieśmiało dotykając opuszkami palców mojego ramienia. — Idziemy? 


Julia

— Tak, chodźmy. — Na te słowa kładzie rękę na moich plecach i razem zaczynamy kierować się w stronę ogniska. 

Ana, Xavier i Peggy nieco się od nas oddalili i stoją teraz przy grupce zespołu tancerzy. Wyciągam z przewieszonej przez ramię torby srebrną piersiówkę i biorę łyka wódki. Emmett posyła mi fałszywie poważne spojrzenie, a ja odpowiadam mu przymrużeniem oczu. 

— Tylko uważaj, żeby to nie skończyło się tak, jak u Bruce'a — komentuje. Na wspomnienie tamtego feralnego wieczoru nie mogę powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. 

— Tamten gin z tonikiem mnie powalił, więc dzisiaj stawiam na zwykłą wódkę — odpowiadam rozbawiona. — Na zdrowie. 

Nie piję alkoholu zbyt często. Może właśnie dlatego za każdym razem, kiedy jednak się na niego decyduję, zazwyczaj mocno przesadzam. Właśnie dlatego przemyślałam sytuację zawczasu i postanowiłam wziąć ze sobą piersiówkę, dzięki czemu będę w stanie kontrolować wypite przeze mnie ilości. 

Emmett wyciąga piwo z plecaka i otwiera je przy użyciu zapalniczki. Przez chwili stoimy tak w ciszy, popijając swoje trunki i wpatrując się w spokojną taflę wody na rzece. 

— Tęskniłem za tobą — wypala nagle. — A to miejsce wcale nie jest takie fajne, kiedy są tutaj inni ludzie. 

Nie za bardzo wiem, jak zareagować na to spontaniczne wyznanie. Przez cały tydzień czekałam na to, aż do mnie zadzwoni, ale on tego nie zrobił. Widywaliśmy się jedynie na korytarzu, i pomimo tego, że pozornie wszystko było między nami w porządku, z dnia na dzień rosły we mnie coraz większe wątpliwości. W dalszym ciągu nie wiem, co tak naprawdę nas łączy, a to uczucie przyprawia mnie o ból głowy. Kim my tak właściwie jesteśmy? Parą? Przyjaciółmi, którzy  raz na jakiś czas się całują? A może czymś zupełnie innym? 

TranscriptsWhere stories live. Discover now