Epilog

210 8 85
                                    

Obudziłam się, czując, jakbym miała zaraz wypluć płuca, krztusząc się wodą i wypluwając ją. Miałam wrażenie, jakby w tej wodzie jeszcze coś pływało, coś drobnego i... Pylastego. Do moich uszu dobiegał hałas, więc odwróciłam się w jego stronę. Moje oczy napotkały postać tarzającą się po podłodze, a jej czarne włosy falowały przy każdym kolejnym, nieoczekiwanym ruchu.

- Kuźwa, co my robimy! I co ona robi przede wszystkim! Trzeba jej było pył wypłukiwać z gardła, no hit! Ja jebię, o kurwancka! - dziewczyna była jak w transie, tarzając się w spazmach śmiechu.*

- Obudziła się! - krzyknęła nagle blondynka o farbowanych, dość spranych końcówkach.

- Gdzie, kurwa, co, jak?! - zaczęła się wydzierać czarnowłosa, która od razu zaprzestała ruchów niczym opętany szaman i stanęła na równe nogi, kręcąc głową na wszystkie strony świata. Gdy tylko się ogarnęła, ruszyła w moją stronę - No i jak? Coś odjebała?

- Najlepiej by było, gdybyś się tak nie darła - odparłam, wyciągając rękę, mając nadzieję, że pomoże mi wstać. Zrobiła to, chociaż pociągnęła trochę za mocno.

- Chuja mnie to obchodzi, opowiadaj! Nawet nie mam siły cię owalić za to że umarłaś, bo zdążyłam się nawkurwiać jak byłaś w stanie nie do rozmowy - dopowiedziała, posyłając mi szeroki uśmiech.

- Przede wszystkim - ile wiesz?

- Dużo, chyba nawet bardzo dużo, ale nie interesowałam się sprawą od moich odwiedzin. A teraz chyba historia może się tylko rozkręcić - powiedziała dziewczyna.

- No trochę się wydarzyło, ale powiem to w skrócie, bo nie ma co się rozdrabniać. Byliśmy na patrolu i pojawił się zielony. Ostatecznie zapędzili mnie w kozi róg i złapali, a że nie chciałam się ujawniać, to nic nie zrobiłam. Potem uwolniłam się używając nieco mocy, ale mimo wszystko nikt nie widział i poleciałam zaraz do bazy, bo ta posrana drużyna wymyśliła sobie cudowny plan, w którym to baba która okazała się Oni podszywa się pode mnie, podprowadza do Garmadona Skylor i ona go dotknie, żeby zabrać mu trochę mocy i zacząć kontrolować kolosa...

- Wy się chcieliście bić o to wielkie coś? Ja wiem że i twoje, i tamto towarzystwo normalne być nie może, no ale kurwa, napierdalać się wzajemnie stworzeniem z kamienia kontrolowanym zabójczą mocą jest już czystym idiotyzmem! Jak ta laska w ogóle skończyła? - zapytała średnia z sióstr Quinzel.

- Chuj mnie to obchodzi jak ona skończyła! Kim ona niby jest, że miałabym się nią interesować?!

- Jest kimś, o kogo pewnie z tej całej pierdolniętej schedy najbardziej martwił się zielony - rzuciła, śmiejąc się jak pierdolnięta. Reszta osób chichotała pod nosem, ale jedno spojrzenie rzucone w ich stronę skończyło większość ich śmiechów. Mimo wszystko blondyn o brązowych oczach, który zdecydowanie nie wyglądał na swój wiek nadal teoretycznie niewinnie się uśmiechał, a wyjątkowo wysoki i blady chłopak o czarnych włosach cały czas lekko chichotał, besztany co chwila wzrokiem o wiele niższej szatynki.

- Serio, znowu będziesz się bawić w te swoje pierdolone sugestie? Sugerowanie mi czegoś za każdym razem, kiedy stanę ci na drodze? - zapytałam zirytowana. Dziewczyna automatycznie uspokoiła się, jej skóra stała się z lekka bledsza, a wiecznie zaróżowione policzki w wyniku przesuszonej skóry postanowiły schować się w cień.

- Co ci przeszkadza tym razem? Za co tym razem mnie zwyzywasz? Co znów utwierdzi cię w przekonaniu, że jesteś najważniejsza na świecie?! - pytała, podnosząc swój głos aż do krzyku i ściskając mnie za ramiona, wbijając w nie swoje sztuczne paznokcie o migdałkowatym kształcie.

- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć - wyrwałam się, mówiąc tonem pozbawionym jakiegokolwiek zabarwienia emocjonalnego. Po prostu wyrwałam się i poszłam. Kiedyś pewnie nie odważyłabym się na taki krok. Usłyszałam jedynie głośne plaśnięcie dłoni i zamknęłam drzwi.

Rejestr zabójstw || Ninjago || LlorumiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz