Rozdział siódmy

156 11 161
                                    

Po korekcie

Właśnie jedliśmy kolację, a Jay jak skończony głupek próbował nadziać pulpeta. Brzmi dziwnie? Przypominam, że byliśmy na latającym statku w trakcie sztormu, więc strasznie bujało.

- Nie rozumiem... Po co owijać niemowlaka w mapę? - zastanawiał się Kai. Żeby ją ukryć.

- A bo ja wiem, może też nie mieli pieluch, nie wiem - dobre sobie. Kurde, nudziło mi się. Co miałam tu robić? Tylko siedziałam na statku od wielu dni i na nim latałam, zaliczałam wtopy w temacie mechaniki i całowałam się z chłopakiem którego nawet nie lubiłam na rzecz planu. Nuda z chwilami zażenowania.

- Słuchajcie, czy mi się wydaje, czy to sam środek Ninjago? - zagadnęłam. Dziwne to jakieś, ale może ja nie uważałam na tych kilku lekcjach bardzo uproszczonej geografii skupiających się głównie właśnie na czytaniu map. Nigdy mnie to nie interesowało i nie było mi potrzebne, bo i na co mi czytanie map w tym świecie?

- A ten x? Myślicie że za iksem kryje się trzecia maska? - spytała Nya. Po czasie mogłam stwierdzić, że miała rację.

- Oko Prastarego! - wydarł się Lloyd - Matka opowiadała mi o tym miejscu. To jakieś setki hektarów nieprzeniknionej puszczy! Zaprzyjaźniony archeolog, doktor Jot* się chyba nazywał, wyruszył kiedyś badać te tereny. I już nigdy nie wrócił.

- Tak szczerze mówiąc, aż się prosi aby coś tam ukryć tak, żeby nikt tego za cholerę nie znalazł - podsumowała Nya.

- No chodź tu łobuzie - zakrzyknął Jay, który nadal polował za pulpetem, chociaż minęło już z dziesięć minut. Nagle rozległ się ryk Kai'a. Spojrzałam się najpierw na jednego, potem na drugiego, a ostatecznie na pulpeta. A raczej na to co miało być pulpetem, a zostało ręką czerwonego. Nie wiem jak to jest kiedy ktoś wbije ci z całej siły widelec w dłoń, ale musi boleć. Cole zasłonił małemu Wu oczy.

- O... O... O jeny, bo... b-bo ja nie chciałem - zaczął się jąkać Jay. Nasłuchałam się paru jego historii i wiem, że często podpadał Kai'owi, ale w sumie jak tak odwalał to się nie dziwię.

- Cicho! Ani słowa - warknął żel do włosów. Błagam was, nie powstrzymam się, ta jego fryzura jest rzeczą dla której żyję.

Dobra, pożyliśmy chwilę, Kai pozbył się widelca z dłoni, a jego siostra obandażowała mu ją, dając różne rzeczy do potrzymania Lloydowi. Gdy usiadła ponownie na swoje miejsce, spojrzała na czarnego ninja.

- Słuchaj, co ty mu dajesz? - spytała.

- Herbatę - odparł chłopak, dalej pojąc tego dzieciaka naparem.

- Co?!? Dziecku herbaty, oszalałeś?!? - wrzasnęła. Czego oni się tak ciągle drą?

- A czemu nie? Smakuje mu, patrz jaki zachwycony - i to jest właściwe podejście do dzieci. Może nie, ale mi pasuje.

- Ha, mam go! I kto się teraz śmieje, klopsie? - po pierwsze, serio, on je tego jednego klopsa dwadzieścia minut? Po drugie, czy on rozmawia z klopsem? Co poszło nie tak ja się pytam. Nagle statkiem zatrzęsło. Klops wylądował na podłodze. No to pojedzone. O, zgasło światło. Czyli operacja robal nabiera tempa.

- Kto wyłączył światło? - zapytał Kai, leżąc plackiem na podłodze.

- Wszyscy na mostek, szybko! - zarządził Lloyd. Wybiegliśmy z pomieszczenia i pobiegliśmy na mostek. Gdy dobiegliśmy, Lloyd próbował się kontaktować z Pixal, jednak bezskutecznie.

- Pixal, mów co się dzieje. Pixal, odbiór! - awaria systemu a ten próbuje się porozumieć z komputerem. Dobre sobie.

- Pewnie poszły bezpieczniki - to pierwszy mądry komentarz Kai'a. Dać panu medal czy od razu puchar?

Rejestr zabójstw || Ninjago || LlorumiWhere stories live. Discover now