Rozdział pierwszy

429 24 70
                                    

Po korekcie (po całkowitej korekcie znikną te dopiski)

Hutchins przyprowadził tych ninja i przedstawił nas, mnie i tych... ludzi. W życie miał właśnie wejść plan przypodobać się. Zeszłam z tego dziwacznego podestu i postanowiłam połechtać  ich ego.

- Tak wiele o was czytałam. Wasze szlachetne czyny są już uznane za wręcz legendarne - mówiłam przesłodzonym głosem. Starałam się jednak by nie brzmiał sztucznie.

- Kai, który najpierw działa, potem myśli. Cole, opoka na której stoi ta drużyna. Jay, ten który miota żartami równie celnie co piorunami - zgodnie z przysięgą, że nie zdradzimy naszego pochodzenia udajemy, że się nie znamy. Ale znamy się i znamy osobę, która zna nas oboje na wylot. A przynajmniej na tyle, na ile daliśmy się poznać - Zane, twardo stąpający po ziemi android...

- Nindroid, Wasza Wysokość - ukłonił się, zwracając do mnie. Jakie to cudne uczucie pławić się w chwale, nawet jeśli samemu się jej nie zdobyło. Chociaż mi przerwał, chwała przysłaniała mój gniew.

- I Nya, dziewczyna - postanowiłam zastosować przy niej terapię szokową, żeby potem ją wychwalać. Żeby uwierzyła jak cudowna jestem. Bo jestem, tyle że nie jej przypadnie luksus doznania mojego miłosierdzia - Dziewczyna, która już od pierwszej chwili mi imponowała. Potrafi okiełznać całe oceany, wielkie wody, a jej technika przewyższa najlepszych mistrzów.

- Już ją lubię - powiedziała z uśmiechem dziewczyna. Więc się udało.

- I mistrz Lloyd. Zielony ninja. Najmłodszy i najpotężniejszy z wojowników. Ten Wybrany. Wiedz że i ja straciłam rodziców, by odnaleźć w życiu nową rodzinę - rzygać mi się chciało gdy mówiłam tak, jakby ci ludzie zastąpili mi rodziców. Jakbym ich kochała. Ale ja kochałam tylko jedną osobę. Kochałam tylko osobę, która mnie uratowała. Bohatera tego miasta wyłącznie wielbię.

Zgodzili się. Cudownie, wszystko jest idealnie.

........................................................

Hutchins oprowadzał tych głupców po pałacu i w końcu przyprowadził ich do gabloty z Maską Iluzji. Cenię sobie mój pokój, skąd mam na nią idealny widok. To dobre miejsce do pilnowania tej maski, żeby na pewno nikt jej nie zranił że tak powiem.

Lloyd zajrzał do mojego pokoju gdy zmywałam makijaż. Zakryłam się żeby udawać, że nie chcę pokazywać twarzy. Pewnie się zakłopocze i szybko odejdzie. Po chwili okazuje się że robi tak jak myślałam. I dobrze, niech idzie. To jeszcze nie czas, jeszcze nie teraz.

........................................................

Wykradłam się z domu, zabierając wór jedzenia dla biednych. Nie mam problemu żeby kogoś zabić, żeby zadać cierpienie, ale nikt nie powinien ginąć tylko dlatego, że nie stać go na najtańszą bułkę, bo wylądował na ulicy. Każdy powinien mieć prawo do godnego życia, a system odbiera im to prawo. Przecież da się zrobić tak, aby każdy wiódł dość dobre życie, od niego zależy, czy będzie ono na wyższym czy niższym poziomie, ale zawsze będzie godne. Nauczyłam się tego przez ostatnie siedem lat. Przez te paskudne siedem lat które spędziłam w pałacu.

Czułam, że ktoś mnie goni, trochę też słyszałam. Nagle odwróciłam się, by go zaskoczyć. Dobry refleks, ale ja jestem uważna. Zielony strój. To Lloyd. Biegłam dalej i pozwalałam się gonić. Zieloniak w pogoni skoczył na zardzewiałą drabinę, która wygięła się niebezpiecznie a po chwili całkowicie zerwała. Kiedy miał spaść złapałam go za rękę i wciągnęłam na dach jakiegoś budynku.

- Kim jesteś? - te proste słowa wydobyły się z jego ust. Ściągnęłam kaptur i uśmiecham się przymilnie... Przepraszam miło - Yyy, księżniczka?! Ja myślałem że Cię porwali! Życie ci ratowałem!

Rejestr zabójstw || Ninjago || LlorumiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz