Rozdział trzynasty

137 10 92
                                    

Po korekcie

Garmadon się cieszył, rozumiecie? Garmadon się cieszył. Ja to mam jednak szczęście.

Podbiliśmy całe miasto. Właściwie to cały kraj, ale nie będę się rozwodzić. Policja utworzona z Synów Garmadona. Mój reżim. Kocham to miasto! Dlaczego? Dlatego że tak panicznie się bali. Tak uroczo uciekali. To wszystko jest niczym zły omen.

Pewna osoba mnie odwiedziła. Chyba trzeciego dnia tych podbojów. Pytała co i jak, jak mi się podoba to rządzenie, do tego odwiedziła Garmadona. Bałam się co odwali, ale okazało się że znają się z dawnych lat, pogadali sobie trochę i mój gość się zmył. Powiedziała że nie będzie się wtrącać. To chyba dobrze... Patrząc na kilka zakazów i nakazów które wprowadziliśmy.

No i zakaz koloru zielonego. Była łapanka wszystkich ludzi w zielonym. Tymczasem Vivienne prowadziła swój program. Jakieś Wolnościowe Radio czy tam Wolne Radio, a może Radio Wolne? Chuj ją wie. Codziennie ogłasza kogo łapiemy, bierzemy wszystkich przyjaciół zielonego.

Chociaż jego samego nie mogliśmy znaleźć. Nie wiedziałam, gdzie się ukrywa, ale na pewno nie uciekł z miasta. Aktualnie go szukaliśmy i w tej właśnie sprawie Garmadon posłał po mnie. Miałam mu do zaproponowania dość ciekawy pomysł, toteż jechałam windą z Misterem E.

- Imperatorze. Przeczesaliśmy miasto, ale bez rezultatów - powiedziałam w ukłonie. Pewnie myślicie sobie, że co to za wolne życie, kiedy trzeba przed kimkolwiek klękać. Ale dla mnie to i tak sto razy lepsze niż udawanie że jestem bez skazy w oczach jakichś marnych ludzików. Jestem bez skazy, chociaż dla nich mam pełno wad.

A dla Garmadona też jestem idealna.

- Jak to? Nic nie rozumiem. Ja dysponuję wielką mocą, on praktycznie żadną! - dostrzegłam w oddali kolosa burzącego kolejne budynki.

- Podejrzewamy że w mieście zawiązał się ruch oporu, a oni go ukrywają - powiedziałam, co wiedziałam, a wiedziałam niezbyt wiele w obecnej sytuacji. Jednak mimo tego miałam plan, ale i kilka rad w zanadrzu.

- Więc musimy zatrząść miastem, wypłoszyć wszystkich zdrajców z ich nor i kryjówek! - ryknął wściekły. Widać, że zależało mu na jego znalezieniu.

- Mogę zaproponować praktyczniejsze rozwiązanie? - zapytałam, obracając się w kierunku, skąd miał wyjść Pan E. Imperator również się odwrócił - Nie spocznie, dopóki nie znajdzie Lloyda, nie potrzebuje odpoczynku, jego cięcia są szybkie i skuteczne.

- Odszukaj mojego syna - rozkazał Garmadon. Pan E się ukłonił. Ja również odeszłam w ukłonie. Niby mi się podobało takie życie, ale z drugiej strony to wszystko jest takie dziwne, sztuczne. Takie marne...

...............................................

Wyruszyliśmy na przeczesywanie dzielnic. Chociaż może wyruszyliśmy to złe słowo. Wyruszyli, a ja jedynie obserwowałam. Był rozkaz przeczesania każdej ulicy, zajrzenia wszędzie gdzie się da. Nagle usłyszałam alarm w słuchawce dousznej.

- Są gdzieś blisko - poinformował mnie głos Killow'a.

- Dobrze, złapcie mi ich jak najszybciej - to jest chyba oczywistość. Raczej łatwo pójdzie, chociaż niczego nie można być pewnym. Czekałam z piętnaście minut, aż znowu ktoś się odezwie.

- P-pani Ciszo... Ni-ninja u-u-uciekli... - jąkał się jakiś przerażony głosik w słuchawce.

- Jak to kurwa uciekli?! - darcie się chyba nie jest najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji, ale co ja poradzę.

- N-no... N-no bo... Przy-yszli inni mi-mistrzowie żywiołów... - dalej jąkał się głos.

- Przekaż komu trzeba, że to oni będą się tłumaczyć Imperatorowi, nie ja - powiedziałam i zerwałam łączność. Na nikogo nie można liczyć...

Rejestr zabójstw || Ninjago || LlorumiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora