Rozdział 69 "Poświęć słabych"

53 3 21
                                    

-Dopiero co u niego byłem.- skomentował to Marco.

-To jest jego gra. Chce cię wykończyć psychicznie. Jeśli mu się uda to wygra. Jeśli nie to my będziemy na autostradzie do zwycięstwa. Trzeba to wytrzymać Marco i myślę, że ty jesteś tego zdolny.

-Miejmy nadzieję.- zapanowała ponura cisza.

-No dobra. Trzeba teraz ochłonąć, a więc macie czas wolny.

Podczas wolnego każdy robił różne rzeczy: Charles udał się na rozmowę z dowódcą natomiast Diaz wyszedł z bazy, aby się przewietrzyć.

Poszedł pochodzić sobie po lesie.

Oczywiście był to duży błąd gdyż ni stąd ni zowąd w jego kierunku poleciała strzała, która wbiła mu się w lewą nogę.

Brunet złapał się za nią. Znów przed oczami zrobiło mu się czerwono. Poczuł się słabo i upadł na ziemię.

Przed straceniem przytomności zobaczył sędziego i łowcę którzy stali nad nim.

(Nieznane miejsce)

Chłopaka obudził mężczyzna, który dał mu coś do picia. Okazało się, że znajduje się w will Jacoba w jednej z klatek, w której siedzą więźniowie. Był już późny wieczór.

Kiedy doszedł do siebie rozglądnął się co znajduje się wokół niego.

Zobaczył, że do jego klatki zmierza Jacob oraz Joseph.

Ojciec był bardzo odświętnie ubrany tak jakby miał zaraz iść na jakiś bal.

Przed podejściem do krat bracia stuknęli się czołami po czym przywódca sekty podszedł do Diaza.

Przykucnął i spojrzał na niego.

-Wiem, że czujesz ból. Bóg daje i Bóg odbiera, co? Ale nie tylko tobie poddano próbie...Wiesz, że miałem kiedyś żonę?

Mężczyzna podciągnął jeden z rękawów swojej koszuli.

Oczom bruneta ukazał się tatuaż z podobizną żony Josepha.

-Przepiękna, prawda?

Chłopak kiwnął głową. Nie mógł zaprzeczyć. Była po prostu idealna.

Ojciec znów złapał rękami kraty.

-Była w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem...a sami byliśmy dzieciakami. Byłem przerażony wizją ojcostwa. Martwiłem się głównie o pieniądze. Ona zaś w ogóle. Miała wiarę, że wszystko się poukłada. Zawsze miała wiarę...

Przywódca sekty na chwilę przestał mówić. Po jego twarzy widać było, że przyszedł czas na najgorszą część historii.

-Pewnego dnia postanowiła odwiedzić przyjaciółkę. Doszło do wypadku i...Bóg odbiera. Zawieźli mnie do szpitala i zaprowadzili do pokoju w którym leżało różowe maleństwo naszpikowane rurkami. Powiedzieli, że muszę być silny, bo moja córeczka przeżyje. Bóg czuwał nad naszą córką.

Mężczyzna delikatnie się podniósł.

-Zostawili mnie z nią samego w pokoju. I tylko...patrzyłem...na moją córkę. Tak bezbronną...tak niewinną... I miała na świecie tylko mnie. Czyli nikogo, znikąd i z niczym. I wtedy właśnie zrozumiałem, że Bóg poddaje mnie próbie. Pokazał mi drogę, a ja musiałem tylko dokonać wyboru.

Joseph wycelował swój wzrok na oczy Marca.

-Położyłem więc dłoń na malutkiej główce mojej dziewczynki i pochyliłem się, by poczuć jej zapach. I modliliśmy się razem. O mądrość. O siłę...i wtedy już wiedziałem. Usłyszałem jakie plany ma wobec mnie Bóg.

Starco- miłość przezwycięży wszystkoWhere stories live. Discover now