PROLOG

719 9 10
                                    

"I widziałem, jak Baranek zdjął pierwszą z siedmiu pieczęci i usłyszałem głos jednej z czterech postaci, donośny jak grzmot, mówiący: Chodź! I widziałem, a oto biały koń, ten zaś, który siedział na nim, miał łuk, a dano mu koronę, i wyruszył jak zwycięzca, aby dalej zwyciężać."

Objawienie św. Jana (6;1-2)

Było bezchmurne letnie popołudnie kiedy koło domu Diazów pojawił się portal, a z niego wyszli Star i Marco. Nieco później po nich wyszła królowa Moon. Star nie mogła doczekać się tej chwili. Wreszcie mogła wrócić na Ziemię i spędzić końcówkę wakacji wraz z Marco i innymi przyjaciółmi ze szkoły. Nie czekając na nic od razu pobiegła do domu, aby wyczarować swój pokój. Moon nawet nic do nie nie powiedziała więc zwróciła się do Marco.

- Zaopiekuj się nią, dobrze.- Powiedziała Moon.

- Tak jest wasza wysokość.-Odpowiedział latynos.

Po tych słowach królowa zniknęła w obliczach portalu, a sam portal rozbłysnął się w powietrzu.

Kościół Bram Edenu

Chór zaczął śpiewać kościelną piosenkę kiedy na ołtarz wkraczał Ojciec. Gdy znalazł się przed stołem ofiarnym wszyscy powstali. Był półnagi. Na jego plecach można było zobaczyć grzechy takie jak: chciwość, żądza i łakomstwo. Oprócz tego miał czarną brodę, żółte okulary oraz ciemne spodnie. Mierzył 181 centymetrów wzrostu, a jego oczy były koloru niebieskiego. Po jego prawej stronie stał John Seed, a po lewej Jacob. Popatrzył się na tłum, który znajdował się w kościele. Wziął głęboki wdech i rzekł:

- Bracia i siostry nadszedł czas, aby szerzyć naszą wiarę. Aby niewierni stali się wiernymi, aby dołączyli do naszej wspólnoty, aby zostali oczyszczeni, aby mogli przeżyć Upadek. Więc ruszajcie na przód i nawracajcie grzeszników!

Po tych słowach dziesiątki półciężarówek ruszyło w stronę Echo Creek, aby za wolą Ojca szerzyć jego proroctwa.

Echo Creek

Marco jeszcze przez chwilę patrzył w miejsce gdzie kiedyś był portal. Z transu wybudziła go Star potrząsając nim.

- O matko Star to ty! Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś.- rzekł chłopak.

- Nie dramatyzuj Marco. Dobra teraz chodź mam zaproszenie od Jenny.

- No dobra niech ci będzie.

(15 minut później)

Star i Marco szli w kierunku domu Jenny. Był już późny wieczór. Słońce mozolnie zachodziło pod horyzont. Chmur z białego koloru zrobiły się czerwone. W ogóle całe niebo wyglądało jakby zaraz miała stać się jakaś apokalipsa. Wiał lekki wiatr, który potrząsał liśćmi drzew. Dwójka nastolatków rozmawiała ciągle o niebezpiecznych wydarzeniach, które spotkały ich na Mewni. Kiedy tak sobie gawędzili Marco zauważył białą półciężarówkę z uzbrojonymi ludźmi po zęby.

- Widzisz to samo co ja Star?

- Co niby ?

- Tą białą półciężarówkę z uzbrojonymi ludźmi po zęby jadącą w naszą stronę.- w głosie Marca można było już usłyszeć lekkie przerażenie.

- Kim oni są ?

- Nie wiem, ale wyglądają na nieprzyjaznych. Lepiej darujmy sobie to spotkanie u Jenny.

- Nie! Nie po to doszłam aż tutaj, aby wracać do domu tylko dlatego, że zobaczyłam jakiś gamoni z pistoletami którzy bawią się w wojnę. - powiedziała zdenerwowana Star.

Po tych słowach półciężarówka zatrzymała się przed nimi, a z niej wyszedł mężczyzna z długą brodą.

- Kim wy jesteście ?- spytał się bojaźliwie Marco.

- My jesteśmy ludźmi którzy będą głosić słowo Ojca.

- Kto to Ojciec?

- Ojciec to nasz pasterz, który poprowadzi nas do Bram Edenu i uchroni przed nadchodzącą apokalipsą.

- No dobra, a jeśli ktoś nie będzie chciał do was dołączyć to co?

- Wtedy zmusimy go siłą.Rozumiesz?

- No tak.- powiedział Marco, który już cały był rozdygotany.

- To dobrze. Kiedyś Ojciec przyjdzie do ciebie i cie wyzwoli z jarzma grzechu.

Po tych słowach mężczyzna wszedł z powrotem do ciężarówki i pojechał wraz z kompanami dalej. Marco spojrzał na Star.

- I teraz już wiesz dlaczego musimy wracać do domu- rzekł chłopak. W jego oczach było widać strach, a pod pachami widać było wielkie plamy potu.

- Weź Marco mogli być to jacyś żartownisie, a ty to bierzesz na serio.

- Nie wydaje mi się, żeby żartownisiami byli trzydziestoletni mężczyźni z karabinami w ręce.

Nagle koło dwójki naszych bohaterów przejechały jeszcze z sześć takich półciężarówek wypełnione uzbrojonymi ludźmi. Kiedy Star zobaczyła ten konwój zaniemówiła. Myślała, że to jacyś wesołkowie którzy starszą przechodniów, ale to była już bardziej poważna sprawa.

- No dobra wracajmy do domu. Powiemy o tym zajściu twojemu tacie.

- Nie wiem czy mój taty, by uwierzył w takie coś.

- Zobaczymy.

(10 minut później)

Kiedy Star i Marco wrócili do domu spotkali na wejściu Rafaela, który z niecierpliwością czekał na nich.

- Och dzieci dobrze, że was widzę.

- Co się stało tato?

- Widziałem konwój białych półciężarówek, które jechały w stronę centrum miasta. Martwiłem się o was bo ci wszyscy ludzie mieli broń i w ogóle.

- Nie martw się tato po pierwsze nigdy nikomu się nie złapiemy, a po drugie może oni jadą do innego miasta albo to jakiś zlot miłośników broni.

- O teraz zgrywasz cwaniaka. Wcześniej jakoś się srałeś, a teraz.

- Co taka jesteś zdenerwowana Star?

- Bo chciałam pójść spotkać swoich przyjaciół, których dawno nie widziałam, ale nie bo jacyś ludzie z bronią jadą.

- Star, Jenna nie zając, nie ucieknie.

Po chwili sprzeczki bohaterowie weszli do domu i porozchodzili się do swoich pokojów. Star zamknęła się i napisała do Jenny, że jednak nie przyjdzie. Po czym położyła się na łóżku rozmyślając w myślach rzekła: "jutro będzie lepiej".

Siema !

Oto prolog do mojej pierwszej książki na tej witrynie. Mam nadzieję, że spodoba wam się połączenie SVTFOE i Far cry 5. Nie wiem kiedy wejdą nowe rozdziały oraz jak będą długie, ale postaram się wrzucać je regularnie. Na dziś to tyle.

Cześć.


Starco- miłość przezwycięży wszystkoWhere stories live. Discover now