15. Wypadzik na miasto

66 3 0
                                    

-Nareszcie dzień wolny.- Hwanwoong przeciągnął się, wdychając świeże powietrze. Cała grupa w ramach integracji udała się do miasta, by choć przez chwilę odpocząć od tych czterech ścian  pałacu. 

-Nie wiem jak wy, ale ja mam zamiar przepatrzeć wszystkie sklepy z ciuchami jakie spotkam po drodze.- uśmiechnął się Jungkook, zadowolony niczym małe dziecko.

-Piszę się na to. Chętnie pójdę z tobą.- obwieścił Ren z podobnym dziecięcym entuzjazmem. Idący obok niego Luhan nie specjalnie ucieszył się z perspektywy zostawiania brata samego.

-Idę z wami.- odparł stanowczo. -Po tym jak Jin z Hoseokiem sprawdzili nam ciuchy, moja szafa świeci pustkami, a znając moje upodobania jeden sklep mi nie wystarczy.

W pałacu ubiór był jedną z rzeczy. której wszyscy za wszelka cenę starali się pilnować. Co prawda artyści mieli dostać specjalne uniformy i stroje do występów, jednak odnośnie ubrań codziennych mieli zatroszczyć się sami. A biorąc pod uwagę obecność królewskich dzieci (zwłaszcza córek) zasady dotyczące prezencji były dość rygorystyczne.

-Tylko pamiętaj. Nic prześwitującego, obcisłego, odsłaniającego za dużo...- zaśmiał się Hwanwoong. -Co to jeszcze było?

-Pozbawione nieodpowiednich napisów lub rysunków.- dodał Leedo. Zanim wyszli z pałacu, każdy dostał kartę z odpowiednią ilością pieniędzy, by każdy mógł dokupić to czego mu brakuje.

-To może się rozdzielimy?- zaproponował Jimin. -Mniejszymi grupami łatwiej będzie nam się poruszać i nie będziemy zwracać na siebie zbytniej uwagi.

-Dobry pomysł.- przyznał Tae, który spojrzał na resztę. -To jedną grupę już mamy.- wskazał na Kooka z dwójką rodzeństwa.

-Super.- ucieszył się Hwanwoong. -To nasza czwórka pójdzie razem.

-To ustalone.- przyznał czarnowłosy. -Spotkajmy się za dwie godziny na placyku to jeszcze potem skoczymy coś zjeść.

-Dobra. To do zobaczenia.- powiedział Luhan. -W razie czego macie odbierać telefony.- dodał ostrzegawczo i udał się za swoją grupą. Tak jak zapowiedzieli młodsi, po kolei zaczęli przeszukiwać każdy sklep, chcąc znaleźć coś ciekawego. Pokazywali Luhanowi wszystko co im się spodobało, a on oceniał czy na pewno mogą to nosić, bez zwracania na siebie niepotrzebnej uwagi w pałacu.

Każdego z nich ciekawił powód takich działań, jednak prawie każdy zrzucał to na zwykłą troskę króla o młodsze dzieci, które zdecydowanie nie powinny oglądać półnagich artystów. 

-Jaka szkoda, że nie możemy zakładać obcisłych spodni. Te wyglądają na tobie świetnie.- przyznał Ren, który wraz z Kookiem, postanowili przymierzyć trochę niedozwolonych ubrań. 

-Myślisz?- spytał Jungkook, przeglądając się w lustrze sporej przymierzalni. -Tae jakby mnie w nich zobaczył to pewnie dostałbym na nie zakaz.- zaśmiał się i zaczął zdejmować materiał.

-Jesteś najmłodszy?- zaciekawił się Luhan, który zauważył kilka podobieństw między nim a jego bratem.

-Tak.- przyznał.

-W sumie to zawsze mnie zastanawiało czemu nazywacie się inaczej mimo tego, że jesteście rodziną.- dodał Ren z zastanowieniem.

-To pseudonimy. Nasze prawdziwe imiona mogłyby sprowadzić na nas kłopoty.- ubrał się w swoje ciuchy i przejrzał stertę, którą przed chwilą zrobili z Renem.

-Czemu? To przez wasze twarze? Serio jesteście brzydcy?- dopytywał najmłodszy na co Luhan odchrząknął.

-Ren nie wypada tak pytać.- upomniał brata.

-Spokojnie to normalne. Nie on pierwszy nam je zadaje.- uśmiechnął się miło Kook. -A odpowiadając to tak. Nasze twarze przyciągają masę problemów. Gdybyśmy nie nosili masek ludzie uznaliby nas za potwory. Już tak było gdy byliśmy mali i nie mamy najmniejszej ochoty by przez to przechodzić po raz kolejny.

-Oh rozumiem. Wybacz, że tak wprost zapytałem, ale razem z Luhanem wiele o was słyszeliśmy. Zaczęliście występować w bardzo młodym wieku i odnieśliście sukces. Też byśmy tak chcieli.- chwycił za jedną z koszulek, by po chwili się w nią przebrać.

-Miło słyszeć. A wy jak zaczynaliście? Skąd was wzięli?- spytał ciekawy, bo jeszcze żaden z ich nowych znajomych ani razu nie wspominał o przeszłości.

-Byliśmy uczniami na uniwersytecie artystycznym.- wyjaśnił pokrótce Luhan, obserwując blondyna i fioletowo włosego. -Nasz nauczyciel nas polecił, gdy przyszli zapytać o najlepszych.

-Uniwersytet? Czyli macie zamożnych rodziców?- zaskoczony, aż otworzył szerzej oczy. Do dobrych szkół chodzili jedynie ci którzy byli w stanie zapłacić za masę lekcji, jakie oferowała dana placówka.

-Tak.- potwierdził brunet. -Nasz ojciec jest właścicielem sieci popularnych restauracji. 

-Wow jak super.  Mieszkacie niedaleko?

-Tak. Kilka ulic stąd. To nasze rodzinne miasto.

-A ty skąd pochodzisz Jungkooksii?- Ren odrzucił kolejną koszulkę ponieważ okazała się za dużo odsłaniać.

-Z miasta na wschodzie za mostem. Ale już od dawna tam nie byłem. Raczej nie ucieszyliby się na nasz widok.- wzruszył ramionami trochę zawstydzony faktem, że rodzona matka już nie mogła na niego patrzeć.

-To przykre.- stwierdził brunet. U nich nigdy nie brakowało miłości oferowanej przez rodziców i zawsze mogli na nich liczyć, kiedy zachodziła taka potrzeba.

-A tam. Nie potrzebujemy ich. Razem z braćmi mamy siebie na wzajem i to nam wystarcza. Pewnego dnia z pewnością jakoś to wszystko sobie poukładamy.

...

-Idźcie przodem. Potem was dogonię.- zapewnił i odszedł od grupy, by udać się prosto do jednej z lepszych aptek w mieście. Był pewny, że Tae sam poradzi sobie z tą dwójką i nie będzie musiał interweniować jak przyjdzie im do głowy coś głupiego. Chwilę z nimi pobył i przekonał się, że Hwanwoong potrafił być niezłym dowcipnisiem, który bez większych problemów nawet leniwca zachęciłby do wysiłku, a skoro był w pokoju z Leedo to z pewnością już zdążyli się jakoś dogadać.

Jimin westchnął, kiedy zobaczył na drzwiach tabliczkę z napisem ,,Inwentaryzacja''. Oznaczało to przynajmniej kilka dni zamknięcia, a nie mógł przecież aż tak zwlekać. W odmętach pamięci zaczął szukać jakiegokolwiek wspomnienia w którym mijałby jakąś aptekę, jednak okazało się to trudniejsze niż sądził. Kiedy mieszkali w teatrze, rzadko wychodzili na miasto, ze względu na maski i ryzyko, że pomimo nich ktoś by ich rozpoznał. Informacje o bękartach rozprzestrzeniały się z prędkością światła i na długo pozostawały w sercach - teoretycznie - prawych ludzi.

Rozejrzał się chcąc znaleźć coś co naprowadziłoby go na jakikolwiek trop, jednak tego dnia miasto z jakichś powodów niemal świeciło pustkami. Kompletnie nikogo, by zapytać o drogę.

To znaczy nikogo po za mężczyzną w czarnej bluzie z kapturem naciągniętym na - miejscami wystające - białe włosy.

UpadekWhere stories live. Discover now