Rozdział 35 Pożegnania

4 0 0
                                    


– Czyli wyjeżdżacie? – Zapytał Ben.

– Czyli wyjeżdżamy, mój tata załatwił nam mieszkanie, które pod koniec tygodnia pojedziemy obejrzeć i pożegnamy się z Hanford na najbliższe kilka lat. – Powiedziałam.

– Ale zawsze gdybyśmy byli potrzebni, dzwoń. Shadows to rodziny, co nie?

– Shadows to rodzina. – Oznajmił Anderson, po czym uścisnął nas, na pożegnanie.

Pożegnaliśmy się z pozostałymi cieniami, aktualnie przebywającymi w siedzibie. A gdy mieliśmy już wychodzić w drzwiach złapał nas Adam, który zapowiedział, że jej nie zjawimy się o dwudziestej pod Mawar Bar, będziemy martwi.

– Oni coś planują. – Westchnęłam.

– Sądzę że to będzie coś grubego. – Stwierdził Loyd, odpalając silnik samochodu.

Wraz z chłopakiem od kilku dni zajęliśmy się naszym nowym mieszkaniem, w którym kupnie pomógł mój ojciec. Mieszkanie nie było duże, dwa pokoje, kuchnia i malutki salon, więc koszty nie wyniosły nas dużo. Choć powtarzałam Loydowi, że chętnie zapłacę za jego część bo to mój pomysł, by kupić mieszkanie na czas studiów, O'Kelly zaparł się jednak przy swoim, mówiąc że ma spore oszczędności, które zebrał podczas pracy dla Shadows.

Czułam się dziwnie, podczas kupowania rzeczy do nowego mieszkania. Jednak z każdym kolejnym dniem oswajałam się z myślą, że tylko krok, dzieli mnie już od studiowania na uczelni, o której zawsze marzyłam.

Przyjemną atmosferę psuł jednak fakt, że wyruszając z dala od domu, mój kontakt z naszą paczką ulegnie pogorszeniu. Będę mieć ze sobą tylko Loyda, a pozostali zostaną w Hanford lub rozjadą się na inne uczelnie, co zdecydowanie wpłynie na częstotliwość naszych spotkań.

– Odwieźć cię do domu, czy wpadniesz do nas na obiad? – Zapytał O'Kelly, opuszczając podjazd siedziby.

– Jeśli twoja mama nie ma nic przeciwko, to chętnie zjem z wami. – Odparłam, spoglądając na drogę.

– Czemu miała by mieć coś przeciwko, ona cię uwielbia. – Stwierdził chłopak. – Czasami mi się zdaję, że woli bardziej ciebie, niż mnie i Ernesta. – Dodał po chwili, wywołując u mnie salwę śmiechu.

– Nic na to nie poradzę, po prostu z Ernestem jesteście okropnymi bałaganiarzami, leniami i...

– Skończ, dobrze? – Przerwał mi. – Pani perfekcyjna Ether wciąż nie potrafi zrobić dobrego ciasta na pizze. – Zaśmiał się.

– Za to nie żyje w chlewie. – Odparłam, próbując zetrzeć mu ten kpiący uśmieszek z twarzy. Jednak żadne moje próby obrażenia go, nie poskutkowały. – Loydzie O'Kelly, skończ się w końcu uśmiechać, bo dostaniesz ode mnie w twarz. – Powiedziałam oburzona, niczym mała dziewczynka.

– Brzmisz jak swoja matka. – Mruknął szatyn, po czym ponownie się zaśmiał, a ja nie mogąc dłużej wytrzymać dołączyłam do niego.

Kilka chwil później auto chłopaka zaparkowało pod domem O'Kellych. Wysiadłam szybko, po czym wchodząc jak do siebie, ruszyłam do kuchni by przywitać się z Monicą.

– Dzień Dobry, co tak pięknie pachnie? – Zapytałam, siadając na krześle przy małym kuchennym stole.

– Ether? O słońce jak miło że jesteś, mój paskudny syn jest z tobą? – Powiedziała, na co przytaknęłam głową, a po chwili w drzwiach kuchni stanął Loyd. – O wilku mowa a wilk tu.

– Też cię kocham mamuś. – Zaśmiał się chłopak, po czym usiadł naprzeciwko mnie. – Co dziś jemy?

– O przepraszam was kochani, ale nie miałam czasu dziś nic ugotować, robię coś dla Bena. Musicie pojechać gdzieś na miasto. – Odparła przygnębionym głosem.

– Nie szkodzi Pani O'Kelly, pojedziemy po pizze i przywieziemy ją też Pani. – Oznajmiłam, po czym ruszyliśmy z Loydem ponownie do samochodu.

***

– Jako że może to być nasze ostatnie wspólne ognisko tu w Hanford, chciałbym wznieść toast za przyjaźń! – Oznajmił William, a my stanęliśmy się butelkami z piwem.

Pomysłem Adama okazała się noc nad Three Rivers, chłopakowi udało się zebrać wszystkich nas, mimo bieganiny związanej z wyprowadzkami, przeprowadzkami, studiami i ogólnie tym wszystkim, w miejscu, z którego każde z nas posiada dużo miłych wspomnień, a teraz pijąc piwo w ostatnie dni wakacji, tworzymy kolejne piękne wspomnienia które pozostaną z nami na długo. W ten oto sposób tworzyliśmy historię.

– Cieszę się że was poznałam. – Powiedziałam, wznosząc w górę butelkę z trunkiem. – Jesteście najlepszymi, przyjaciółmi jakich można sobie wymarzyć.

– Twoje zdrowie Ether! – Krzyknęła Jane, wznosząc w górę swoją butelkę, a pozostali zrobili to samo.

Ognisko rzucało na nas przyjemny blask, tworząc niezwykłą atmosferę, a muzyka która cicho sączyła się z głośnika Adriana, powodowała że wszystkie troski odpływały w zapomnienie. Wieczór ten był magiczny.

– Co powiecie na panki z ogniska? – Zapytała Marnie, sięgając do plecaka.

– O tak proszę, upieczmy pianki. – William błagalnym głosem, niczym małe dziecko, powodując u wszystkich wybuch śmiechu.

Atmosfera podczas wieczoru zgęstniała jednak wraz z przybyciem Ethana, który nie był w dobrym nastroju. Znów poczułam się jak na początku naszej znajomości, gdy traktował mnie jak niepotrzebnego śmiecia. Może tak miało być? Może nić porozumienia którą stworzyliśmy w naszym związku, tak naprawdę była iluzją? Nie wiedziałam tego, i opuszczając Hanford, prędko się tego nie dowiem, ponieważ by zacząć nowy rozdział musiałam zamknąć stary, którym był związek z Ethanem Parkerem.

– Ethan, możemy porozmawiać? – Zapytałam, gdy wszyscy znaleźli sobie zajęcie, nie zwracając uwagi na naszą dwójkę.

– Czego chcesz Anderson? – Odparł wyraźnie niezadowolony z mojej obecności.

– Zgody. Nie chcę wyjeżdżać, będąc z tobą w czasie wojny. – Westchnęłam, spoglądając na twarz chłopaka, która powoli przestawała przypominać ponury głaz bez emocji. – Wiem, że między nami nie skończyło się dobrze, ale czy możemy rozejść się w zgodzie? Tak będzie łatwiej dla wszystkich.

– Masz rację. – Powiedział, co spowodowało uśmiech na mojej twarzy, który jednak krótką chwilę później zniknął zupełnie. – Udawajmy że nic nas nigdy nie łączyło. – Prychnął. – Ciesz się życiem Anderson, ale nie myśl że wyjeżdżając przeszłość cię kiedyś nie dopadnie.

Odszedł zostawiając mnie samą z głową pełną myśli. Od tej chwili wiedziałam, że Three Rivers nie będzie jedynie dobrym miejscem w mojej głowie, w końcu to tu na zawsze zakończył się mój związek z chłopakiem, którego kochałam. Rozdział został zamknięty, jednak bez happy endu. 

Dark ShadowsWhere stories live. Discover now