Rozdział 19 "Nie chcę, żebyś robiła sobie nadzieję..."

5 2 0
                                    

– Ether i Loyd, idziecie od północnej części. – Powiedział Ben, pokazując palcem na mapie, trasę, którą musimy przejść wraz z O'Kellym.– Alan i Adrian, odciągnął ich uwagę, a ty Liwia, w tym czasie wraz z Sierrą wejdziesz bocznymi drzwiami, których wcześniej Will złamie kod, nas...

– Myślę, że już wszyscy wiedzą co mają robić Ben. – Powiedział Peter, klepiąc przywódcę gangu po ramieniu. – Widzimy się o czwartej.

Wszyscy zaczęli się zbierać, jednak nikt nie odezwał się ani słowem. Porwanie Rachel, wprowadziło dość przygnębiającą atmosferę. Sama mimo, że znałam dziewczynę krótko, przejęłam się całą akcję, nie tylko przez fakt, że miała w niej uczestniczyć.

– Odwieźć cię?– Zapytałam Loyda, gdy wyszliśmy z budynku.

– Tak, dzięki.– Powiedział roztargniony.– Swój mam odebrać jutro, znajomy Matta go przejął, w sumie nie dziwię się, Matt wygląda jak siedem nieszczęść.

– Współczuję mu, widać, że kocha Rachael. – Westchnęłam, sięgając po kluczyki od samochodu, ukryte w kieszeni kurtki.

Wsiedliśmy do pojazdu nie odzywając się. Roztargnienie spowodowało, że jak nigdy żadne z nas nie włączyło radia, cp jasno oznaczało, że coś się wydarzyło, coś niekoniecznie dobrego.

– Powiesz mi dlaczego nie było cię rano?– Zapytał, w pewnym momencie Loyd, a ja cała się spięłam.

– Nie wiem od czego zacząć – Mruknęłam, nie odrywając wzroku od drogi.

– Może od faktu, że Ethana też nie było, a później Ernest widział cię z nim w szpitalu. – Zaśmiał się, a ja gwałtownie zahamowałam zjeżdżając na pobocze. Było już późno, więc na szczęście nie jechało za nami żadne auto. – Hola, hola! Chcę żyć! – Krzyknął, chłopak łapiąc się za serce.

– Przeklęty Ernest. – Mruknęłam pod nosem. – Co ci jeszcze powiedział?

– Podobno masz ładne malinki. – Oznajmił, ledwo powstrzymując śmiech.

– Nie wiem jak do tego doszło. – Zaczęłam się tłumaczyć, potęgując śmiech chłopaka. Nie wiedziałam co myśleć o jego reakcjach.

– Uwielbiam patrzeć, jak się tłumaczysz. – Stwierdził, kręcąc głową w rozbawieniu. Zarazem była na niego wściekła, że postanowił mnie wyśmiać, z drugiej strony natomiast cieszyłam się wewnątrz jak dziecko, że mimo całej akcji z porwaniem, chłopak w końcu szczerze się śmiał. – Daj spokój Eher, przecież nie jesteśmy naprawdę razem i możesz robić co chcesz.

– Wiem Loyd, ale jakoś tak mi głupio. – Westchnęłam, przecierając zmęczone oczy. – Nie wiem naprawdę, dlaczego się z nim przespałam, pokazał mi jego ulubione miejsce i jakoś to poszło. – Wyrzuciłam to z siebie, wiedziałam, że Loyd nie będzie mnie oceniał, przez ten krótki czas naprawdę się zaprzyjaźniliśmy.

– Rozmawialiście o tym? – Zapytał, poważniejąc.

– Nie, a teraz ta sytuacja. – Oparłam głowę o kierownice w geście bezradności.

Położenie w jakim znaleźliśmy się w ciągu ostatnich kilku godzin, było beznadziejne, więc nie mogłam tak po prostu podejść do Ethana i z nim porozmawiać, choćbym bardzo tego chciała. Na szczęście między nami nie było niezręczności, w końcu oboje byliśmy świadomi, naszych czynów i ich przyszłych konsekwencji.

Odwiozłam Loyda i wróciłam do domu, bałam się spotkać twarzą w twarz z rodzicami, w końcu nie było mnie w domu prawie cały dzień, nie licząc południa, gdy byłam z Ethanem, kiedy to natomiast oni byli w biurze. Zanim jednak weszłam do środka, szybko pozbyłam się kurtki z logiem Dark Shadows i włożyłam płaszcz, nie chciałam mieszać ich w tę część mojego życia, nawet jeśli byli moją najbliższą rodziną.

Dark ShadowsWhere stories live. Discover now