Rozdział 8 Strzelanina

6 1 0
                                    

Po wypaleniu połowy paczki papierosów i nagłym, ponownym zjawieniu się Rachel, zgodnie stwierdziliśmy, że potrzebujemy się odstresować. Bar u Rose był całodobowy co tamtego dnia bardzo nam odpowiadało.

W Mawar zawsze był ruch, niezależnie od pory dnia. Mimo Dziwnej godziny w środku siedziało kilkanaście osób, większość wyglądała na zmęczonych jak nasza trójka, inni zaś przyszli na dobrą kawę i naleśniki, nim wyruszą do pracy na poranną zmianę.

Z Loydem i Rachel zajęliśmy niewielki stolik blisko baru, a następnie ruszyłam by zamówić nam coś do zjedzenia oraz kawę, teraz gdy emocje zaczęły już całkiem opadać, zrobiliśmy się senni. W tym momencie zrozumiałam dlaczego William, często przysypiał na historii, którą mieliśmy w środy rano, nocne akcje były naprawdę męczące, szczególnie te, które nie szły po naszej myśli.

Kilka chwil później, jedna z kelnerek podała nam nasze zamówienie. Wypiłam raptem kilka łyków kawy, i usłyszałam dziwne poruszenie przed barem. Gdy głosy stawały się donośnijesze, a w środku, klienci zaczęli rozglądać się, skąd dochodzą obce krzyki, w ostatniej chwili ktoś krzyknął: „Padnij!" i wszyscy goście jak i obsługa ukryli się za stolikami lub barem, przed serią strzałów.

Przeklęłam pod nosem i wyjęłam broń zza paska. Dziękowałam w duchu, że nie zostawiłam jej w samochodzie, jak miałam w planach. Odbezpieczyłam pistolet i w przypływie adrenaliny, wycelowałam w jednego z napastników, trafiając go w ramię.

– Rachel dzwoń do Bena. – Szepnął Loyd, wyjmując swoją broń i dołączył do wymiany ognia, pośrodku baru.

Czułam się jak w jednym z tych filmów akcji, tylko, że teraz gdybym dostała kulką, wątpię czy zdążyli by mnie uratować. Nie miałam czasu jednak analizować sytuacji, ponieważ odstrzał ze strony wroga trwał nieprzerwanie.

– Ben, potrzebujemy wsparcia, The Crips w Mawar. – Wyszeptała Rachel do telefonu, po czym rozłączyła się i również wyjęła swoją broń wskazując głową, że przeniesie się za stolik obok, żeby mieć więcej miejsca.

The Crips nie poddawali się, a dodatkowo było ich zdecydowanie więcej niż członków Shadows w barze, więc w pewnej chwili zawahałam się czy wsparcie wujka, zdąży przyjechać zanim skończy się nam amunicja.

Na szczęście po chwili usłyszałam ryk silników i członkowie The Crips zaczęli się wycofywać, udało się jednak złapać jednego z nich. Jeden z cieni, związał go do krzesła w barze, po czym zdjął czerwoną hustę z twarzy.

Wściekły Ben, gdy rozpoznał w napastniku Paula Portera, jednego z jak sądziliśmy cieni, uderzył go z pięść prosto twarz, przez co mężczyzna na pewno miał złamany nos. Wściekła, najchętniej sama powtórzyłabym ten cios. Nie tolerowałam zdrajców.

– Jedną z zasad jest, nie zdradzamy. – Zaczął władczym tonem. – Cóż, jak widać ktoś się nie zastosował. – Prychnął, po czym odszedł, krążąc nerwowo wzdłuż poprzewracanych stolików.

– Zadzwoń do Dena, Sierra. – Powiedział Peter Morgan, w kierunku wysokiej czterdziestolatki z którymi blond włosami. Kobieta ubrana była w eleganckie czarne spodnie, zwykły czarny podkoszulek i skórzaną kurtkę z logiem Shadows, na nogach zaś miała wysokie szpilki. Wyglądała jak prawdziwa bizneswoman w świecie gangów, wręcz emanowała pewnością siebie.

– Błagam tylko nie Dean. – Szeptał Paul, błagalnie. Krew sączyła mu się z nosa, a w kącikach oczu zbierały się łzy bólu. Ben jednak patrzył na niego z obrzydzeniem, ignorując błagalne tony jego głosu.

Usiadłam na kanapie w rogu pomieszczenia, gdyż poczułam się nieco gorzej. Oparłam głowę na rękach i przymknęłam oczy, ponieważ powoli zaczynałam tracić świadomość.

Dark ShadowsWhere stories live. Discover now