Po wypaleniu połowy paczki papierosów i nagłym, ponownym zjawieniu się Rachel, zgodnie stwierdziliśmy, że potrzebujemy się odstresować. Bar u Rose był całodobowy co tamtego dnia bardzo nam odpowiadało.
W Mawar zawsze był ruch, niezależnie od pory dnia. Mimo Dziwnej godziny w środku siedziało kilkanaście osób, większość wyglądała na zmęczonych jak nasza trójka, inni zaś przyszli na dobrą kawę i naleśniki, nim wyruszą do pracy na poranną zmianę.
Z Loydem i Rachel zajęliśmy niewielki stolik blisko baru, a następnie ruszyłam by zamówić nam coś do zjedzenia oraz kawę, teraz gdy emocje zaczęły już całkiem opadać, zrobiliśmy się senni. W tym momencie zrozumiałam dlaczego William, często przysypiał na historii, którą mieliśmy w środy rano, nocne akcje były naprawdę męczące, szczególnie te, które nie szły po naszej myśli.
Kilka chwil później, jedna z kelnerek podała nam nasze zamówienie. Wypiłam raptem kilka łyków kawy, i usłyszałam dziwne poruszenie przed barem. Gdy głosy stawały się donośnijesze, a w środku, klienci zaczęli rozglądać się, skąd dochodzą obce krzyki, w ostatniej chwili ktoś krzyknął: „Padnij!" i wszyscy goście jak i obsługa ukryli się za stolikami lub barem, przed serią strzałów.
Przeklęłam pod nosem i wyjęłam broń zza paska. Dziękowałam w duchu, że nie zostawiłam jej w samochodzie, jak miałam w planach. Odbezpieczyłam pistolet i w przypływie adrenaliny, wycelowałam w jednego z napastników, trafiając go w ramię.
– Rachel dzwoń do Bena. – Szepnął Loyd, wyjmując swoją broń i dołączył do wymiany ognia, pośrodku baru.
Czułam się jak w jednym z tych filmów akcji, tylko, że teraz gdybym dostała kulką, wątpię czy zdążyli by mnie uratować. Nie miałam czasu jednak analizować sytuacji, ponieważ odstrzał ze strony wroga trwał nieprzerwanie.
– Ben, potrzebujemy wsparcia, The Crips w Mawar. – Wyszeptała Rachel do telefonu, po czym rozłączyła się i również wyjęła swoją broń wskazując głową, że przeniesie się za stolik obok, żeby mieć więcej miejsca.
The Crips nie poddawali się, a dodatkowo było ich zdecydowanie więcej niż członków Shadows w barze, więc w pewnej chwili zawahałam się czy wsparcie wujka, zdąży przyjechać zanim skończy się nam amunicja.
Na szczęście po chwili usłyszałam ryk silników i członkowie The Crips zaczęli się wycofywać, udało się jednak złapać jednego z nich. Jeden z cieni, związał go do krzesła w barze, po czym zdjął czerwoną hustę z twarzy.
Wściekły Ben, gdy rozpoznał w napastniku Paula Portera, jednego z jak sądziliśmy cieni, uderzył go z pięść prosto twarz, przez co mężczyzna na pewno miał złamany nos. Wściekła, najchętniej sama powtórzyłabym ten cios. Nie tolerowałam zdrajców.
– Jedną z zasad jest, nie zdradzamy. – Zaczął władczym tonem. – Cóż, jak widać ktoś się nie zastosował. – Prychnął, po czym odszedł, krążąc nerwowo wzdłuż poprzewracanych stolików.
– Zadzwoń do Dena, Sierra. – Powiedział Peter Morgan, w kierunku wysokiej czterdziestolatki z którymi blond włosami. Kobieta ubrana była w eleganckie czarne spodnie, zwykły czarny podkoszulek i skórzaną kurtkę z logiem Shadows, na nogach zaś miała wysokie szpilki. Wyglądała jak prawdziwa bizneswoman w świecie gangów, wręcz emanowała pewnością siebie.
– Błagam tylko nie Dean. – Szeptał Paul, błagalnie. Krew sączyła mu się z nosa, a w kącikach oczu zbierały się łzy bólu. Ben jednak patrzył na niego z obrzydzeniem, ignorując błagalne tony jego głosu.
Usiadłam na kanapie w rogu pomieszczenia, gdyż poczułam się nieco gorzej. Oparłam głowę na rękach i przymknęłam oczy, ponieważ powoli zaczynałam tracić świadomość.
YOU ARE READING
Dark Shadows
Teen Fiction"Każde życie jest klepsydrą, kiedy piasek się przesypie, człowiek staje się cieniem, ciemnym lub jasnym, ale to już inna kwestia..." Ether Anderson, mimo tego że do najbiedniejszych nie należała, na co dzień nie wyróżniała się tłumu. Wszystko uległo...