Rozdział 73. Co można powiedzieć komuś, kogo ojciec umiera?

Start from the beginning
                                    

- Jak śmiesz? - prychnęła, opierając dłonie na biodrach. - Zostawisz mnie sa...

- Tak! - wszedł jej w słowo, już nie przejmując się niczym poza tym załamanym głosem Louisa. - Na twoje własne życzenie. Ojciec mojego chłopaka jest w szpitalu, nie wiem dlaczego, ale cokolwiek to jest, zamierzam być przy nim i wpierać chociaż swoją obecnością.

- Co tutaj się dzieje? Słychać was wyraźnie na dworze! - wtrąciła Gemma i zmierzyła ich wzrokiem. - Nie możecie wytrzymać dnia bez kłótni?

Gdyby Harry był poirytowany w tamtym momencie wyszedłby z domu, zadzwonił po któregoś z przyjaciół i pojechał do szpitala. Już za może pół godziny tuliłby Louisa, zapewniał o swojej miłości i pytał o powód, dlaczego się tam znaleźli. Może nawet chłopak uspokoiłby się na tyle, że zdołałby mu wyjaśnić cokolwiek. Jednak Harry był wściekły.

- Skoro tak, to powinnaś słyszeć, co nasza kochana mamusia tym razem odjebała.

- Jak ty się zwracasz do matki? - warknęła Anne, co spotkało się z kolejnym prychnięciem ze strony bruneta.

- Mówiłem do Gemmy. Wbrew twoim oczekiwaniom, świat nie krąży wokół ciebie.

Obie kobiety wpatrywały się w Stylesa z szeroko otwartymi oczami, niezdolne pojąć, gdzie podział się ten słodki chłopiec, którego znały. I nawet jeśli siostra zdawała się bardziej pojmować, że zdążył już nieco dorosnąć, tak wciąż coś takiego było dla niej czym obcym. Mogli się sprzeczać, lecz chłopak zwykle szybko się poddawał, bo, jak twierdził, nie chciał jej ranić. Wydawało się, że coś w nim pękło już na dobre, Anne przekroczyła jakąś granicę, skąd już nie było odwrotu. Chyba każdy w tym domu wyczuł ową zmianę, napięcie, a każde niewłaściwe słowo mogło doprowadzić do wielkiego wybuchu.

- Synku... Kochanie, naprawdę nie uważasz, że to trochę...

- Co trochę? - prychnął Harry, z całej siły walcząc ze łzami pełnymi bólu oraz bezsilności. Przecież nieważne co powie, ona nie przyjmie tego do wiadomości. - Trochę przesadzam? Powtórzę po raz kolejny - mój chłopak, którego bardzo mocno kocham, zadzwonił do mnie zapłakany, ledwo mógł mówić, bo jego ojciec wylądował w szpitalu. Jest załamany, potrzebuje wsparcia i można się domyślić, że to coś poważnego, a ty tak po prostu zabrałaś mi telefon i kazałaś mu się odczepić ode mnie. Świetny moment wybrałaś na odwalanie cyrków, gratuluję. I dla twojej świadomości pojadę do niego, czy tego chcesz, czy nie. Nie widzisz do czego sama doprowadzasz? To nie Louis jest problemem, a ty, która nie może się pogodzić z tym, że nie może kontrolować każdego aspektu mojego życia.

Anne zacisnęła mocno dłonie i zęby, walcząc sama ze sobą, żeby nie powiedzieć czegoś, czego w ostatecznym rozrachunku prawdopodobnie mogłaby żałować. Te wszystkie zakazy nie sprawiały jej przyjemności w żadnym wypadku; również męczyła się za każdym razem, kiedy patrzyła na tę smutną, nieraz złą minę syna. Jednak on jeszcze nie rozumiał, że robiła to wszystko dla niego, dla jego dobra. Nie zniosłaby, gdyby ktoś go skrzywdził, a ona miałaby się temu jedynie przyglądać.

- Będziesz jeszcze przez niego cierpieć.

- Być może, ale póki co najwięcej płaczę przez ciebie - warknął Styles. Przeniósł wzrok na Gemmę, widząc, że zamierzała się wtrącić i obdarzył ją ironicznym uśmieszkiem. - Co? Znowu przesadzam, a mama już taka jest i muszę to zaakceptować? A jeśli nie zamierzam? Od rodziców powinienem oczekiwać wsparcia, nie uważasz? Ja, kiedy adoptuję jakieś dzieci, czy to z Louisem, czy jednak kimś innym, na pewno będę się o nie martwił, ale nie chcę dopuścić do tego, że będą miały przede mną same tajemnice, bo to będzie jeszcze gorsze od samej wiedzy, że nie wszystkie ich decyzje pokrywają się z moimi. Nigdy nie powiem mojemu synowi, że nie może założyć sukienki albo będę do tego zmuszał córkę, nie zabronię im spotkać się również z ludźmi, których nie lubię, bo nie sprawi to, że przestaną, a co najwyżej będzie to nas od siebie oddalać i pozwolę obrać taką życiową drogę, jaka ich uszczęśliwi, a nie będzie moim zdaniem łatwiejsza. Będę chciał przede wszystkim ich szczęścia.

Let's Play A Game || Larry&ZiamWhere stories live. Discover now