VIII. Pierwszy poważny rachunek

37 5 0
                                    

- No i co z tego, że go zabrali? Przecież to tylko zwierzak? Kupi się nowego! - Sprzedadzą go jakiemuś rozwydrzonemu bachorowi, który będzie kazał mu śpiewać przez cały dzień! - Według mnie to ty jesteś rozwydrzonym bachorem. O co tyle krzyku? Trudno, ukradli go, bo byłaś nieodpowiedzialna i go nie upilnowałaś!- Zabiją go i wypchają! Albo obedrą z futerka i przerobią je na rękawiczki! - Wracajmy do gildii i poprośmy o pomoc innych magów, sami sobie nie poradzimy. Nie wiemy...- Dlaczego nie zabrali na przykład Red? Dlaaaczego Majnuu? Wzniosłem oczy do nieba, błagając o cierpliwość do tej dwójki. Dobrały się idealnie! Tylko co zrobić z rozpaczającym Smoczym Zabójcą i niechętną do współpracy tarocistką, którą uprowadzenie kota niewiele obchodziło?- Widzisz, Mistgun? Właśnie dlatego każdy facet powinien unikać związku z dziewczynami. Bo jak zaczną ryczeć, to wtedy musisz zrobić wszystko, co zechcą, i dopiero będziesz miał spokój – wyjaśniłem ojcowskim, poważnym tonem, którego używał dziadek, gdy mówił coś bardzo ważnego. Najczęściej były to nauki życiowe dla mnie, które powinienem sobie przyswoić i się nimi kierować, ale wiadomo, że każdy uczy się na swoich błędach.


Mist pokiwał głową ze zrozumieniem, zresztą patrzył na te dwie wariatki tak przerażonym spojrzeniem, że wiedziałem, iż zapamięta sobie tę scenę na długie, długie lata. - To moja ostatnia misja z dziewczynami – dodałem jeszcze na koniec, tak, by wszyscy to usłyszeli, i kazałem dziewczynom zabrać swoje rzeczy z pokoju. Nie mieliśmy czasu na płacz i zgrzytanie zębów, trzeba się było brać do roboty, bo Majnu mógł nas potrzebować. Wiedzieliśmy już, kto i gdzie przewoził łupy, pozostało tylko ich znaleźć, odebrać kota, obić, i zabrać na komisariat lokalnych władz, by podjęli decyzję, co zrobić. Zjedliśmy śniadanie w pośpiechu, poza Nainą, która nie tknęła niczego z wyjątkiem herbaty. W ogóle się nie odzywała, i tylko co którąś z kolei moją zaczepkę podnosiła na mnie wzrok, w którym było pytanie „dlaczego?". - Laxus, rozdzielmy się i wypytajmy mieszkańców. Ty idź z Nainą. – Mistgun uprzedził moje pytanie i zlekceważył zbulwersowane spojrzenie Red. Pokiwałem głową, akceptując takie rozwiązanie, z całej trójki tylko ja mogłem zmusić przybłędę do czegokolwiek, znałem ją najlepiej i wiedziałem, gdzie nacisnąć, by ją zmobilizować. Chociaż jak się przyglądałem tej osowiałej Nainie, to miałem wrażenie, że widzę ją pierwszy raz na oczy. Musiałem się bardzo postarać.- Wyczułem w waszym pokoju jakiś dziwny zapach...- Naftalina – odparła Naina cicho, patrząc prosto przed siebie, gdy szliśmy ulicami Hargeonu, próbując wywęszyć Majnu. Tłum na ulicach był chyba jeszcze większy, niż wczoraj, wszystkie sklepy były pootwierane, z piekarni, którą właśnie minęliśmy, wyczułem zapach świeżego chleba i znów zrobiłem się głodny.- A gdzie ta naftalina jest? – zapytałem, pierwszy raz słysząc to słowo. Dziewczyna wzruszyła obojętnie ramionami, i w ogóle na mnie nie patrzyła, cały czas gapiła się na drogę. - Wkłada się ją do szafy z ubraniami, żeby moli nie było – wytłumaczyła konkretnie i znów zamilkła, z tym swoim smutnym wyrazem twarzy. Nieobecność Majnu wyssała z niej wszystkie siły, zdawało mi się, że ledwo stoi na nogach. Ech, współpraca z nią w takim stanie na pewno nie przyniosłaby owoców.- Ty naprawdę chcesz go znaleźć? – zapytałem po kolejnych kilku minutach marszu w ciszy, zniecierpliwiony niemal do granic możliwości. Spojrzała na mnie nieprzytomnie i ściągnęła brwi, tworząc pionową zmarszczkę na czole.- O co ci chodzi? - O to, że idziesz przed siebie i nawet się nie rozglądasz! Może się choć trochę wysil, dobra? Wiedziałem, że jesteś tchórzem, ale zostawianie przyjaciół gdy akurat mają kłopoty to twoja nowa strona. Nie poznałem jej jeszcze i tak szczerze, to nawet nie wiem, czy chcę – wytknąłem zirytowanym tonem. Dobra, wiem, że jej przykro i w ogóle, ale trochę motywacji! Przecież to logiczne, że nie znajdziemy małego, rudego kota o dwa razy większej głowie niż naturalnie, który jedyne, co robi, to śpi, i na dodatek gada! W sumie tak się już do tego przyzwyczaiłem, że teraz te nie-gadające koty stały się dla mnie wyrzutkami.- Przepraszam... - i znów ten jej cichy, wyprany z emocji głos. Ja zaraz zwariuję! I jestem przekonany, że gdybym był na miejscu Majnu, to na pomoc Nainy nie miałbym co liczyć! Brawo Laxus, umiesz sobie dobierać przyjaciół! A dziadek uprzedzał, że z dziewczynami nigdy nic nie wiadomo! I co?! Nie wziąłem sobie jego nauk do serca, ani trochę! Przetarłem dłonią twarz i zrobiłem zrezygnowaną minę. Nie, no, przepraszam, ale z takim podejściem to my nawet na drugą stronę ulicy nie zajdziemy!- Gdzie dostaniemy naftalinę, do cholery? – zapytałem ostro, nie mając zamiaru się nad nią litować albo jej współczuć.- W sklepie... nie, poczekaj. – zamyśliła się na chwilę i zatrzymała, nie bacząc, że to środek ruchliwego przejścia. Przechodnie posyłali nam pytające spojrzenia, niektórzy nawet coś tam warknęli, że dzieciaki się pałętają pod nogami, ale kogo to obchodziło? Naina zaczęła myśleć! (czy wszyscy usłyszeli w tym zdaniu tyleż ironii, co ulgi?) – Ten zapach był na wybrzeżu, w porcie. Sklep z futrami! – W zielonych oczach pojawił się znajomy mi błysk, i nie ustalając żadnego planu pognaliśmy w drugą stronę ulicy, skąd przyszliśmy, a stamtąd do portu, instynktownie podejmując decyzję o działaniu. W biegu mijaliśmy przechodniów, kilku potrącając, ja prawie wpadłem na dziewczynkę z watą cukrową, ale na szczęście w porę uskoczyłem w bok, słysząc jęk wystraszonego dziecka i krzyk jej matki, coś że jestem chuliganem. No, też wymyśliła! Skrzywiłem się z niesmakiem na to określenie, ale biegłem dalej, kątem oka co jakiś czas sprawdzając obecność Nainy, i rejestrując na jej twarzy coś na kształt determinacji i zaciętości, która kazała jej zacisnąć usta w wąską linię i zmrużyć powieki. Rozpuszczone, brązowe włosy śmigały na wietrze, ciągnąc się za nią jak zasłona, ozdobiona zielonym szalem, bezładnie przerzuconym przez jej szyję. Słyszałem miarowe dzwonienie siedmiu bransoletek, z którymi nigdy się nie rozstawała. Słowo! Chyba nawet w nich spała! Wiedziałem, że się martwiła, bo miała to wypisane na twarzy, zresztą jej zachowanie sprzed minuty było wystarczającym na to dowodem, i raczej nie lubiłem jej w takim stanie. Wolałem, gdy była zdecydowaną, apodyktyczną Nainą, która urabiała mnie pod swoje dyktando... Tak, doszło do tego, że pomyślałem o tym w swojej głowie, choć przez gardło w życiu by mi to nie przeszło! Wbiegliśmy w docelową ulicę i rzeczywiście poczułem ten dziwny, nieprzyjemny zapach. Pociągnąłem nosem mocniej, tylko po to, by znów się skrzywić i pokręcić głową, chcąc odgonić od siebie coraz silniejszy odór. - To tutaj. – zatrzymaliśmy się zgodnie przed małym, niepozornym sklepikiem, który nie zwracał niczyjej uwagi, z szyldem, z którego łuszczyła się niebieska farba w słowie „Utra".- Co to znaczy? – zapytałem, próbując coś zobaczyć przez brudną szybę na wystawie, ale wewnątrz było zbyt ciemno.- Chyba miało być, że futra. – wzruszyła ramionami dziewczyna i otworzyła drzwi, wypuszczając na zewnątrz kurz i jeszcze silniejszy zapach tej całej naftaliny. - Ale cuchnie! – zakryłem nos kołnierzem koszulki i zacząłem robił płytkie, urywane oddechy, wciągając powietrze ustami. - Zaraz się nawciągasz jakichś roztoczy, młotku – usłyszałem ciche syknięcie, ale nie przerwałem głośnego oddychania. Niech się dusi sama, ja nie zamierzałem! 

Fairy Tail - historia Laxusa GromowładnegoWhere stories live. Discover now