VII. Operacja: Futrzak

44 4 0
                                    

Dochodziła ósma rano, pociąg do Hargeonu odjeżdżał za czterdzieści minut, z czego trzydzieści musieliśmy przeznaczyć na dotarcie do dworca, a Red się spóźniała! Znaczy, jeszcze nie, zostały jej cztery minuty, ale moglibyśmy już ruszyć! Przyznaję, niecierpliwiłem się i zacząłem chodzić w tę i we w tę przy wejściu gildii, mrucząc pod nosem, że baby zawsze muszą się spóźniać. W gildii o tej porze nie było wielu osób, chwilę temu minęli mnie, Nainę i Mista, Macao i Wakaba, w dobrych humorach, i pożegnali się mówiąc, że idę na zlecenie niedaleko góry Hakobe. Ech, takim to dobrze, na dworze słońce znów zaczyna prażyć, a oni idą sobie w chłodne tereny Fiore! Misja zapowiadała się spokojnie, lecz nie chciałem mówić "hop", póki nie wrócimy bezpiecznie z Galuny do Hargeonu, choć nie miałbym nic przeciwko, gdyby ktoś nas zaatakował. Rozpierała mnie chęć użycia w poważnej walce trybu Smoczego Zabójcy, który wczoraj wieczorem dokładnie omówiłem z Nainą, siedząc w jej mieszkaniu do późna. Zapisaliśmy wszystkie moje postępy, oraz nasze spostrzeżenia na temat Smoczej Lakrymy, bo ona dalej nie mogła wyjść z podziwu, że jest możliwość stworzenia sztucznego Smoczego Zabójcy i chciała mieć na papierze wszystkie materiały dotyczące mnie. Nie powiem, pochlebiało mi to, byłem przyzwyczajony, że ludzie poświęcają mi całą swoją uwagę, jako "temu Dreyarowi", choć po prawdzie zaczynało mnie to już odrobinę nużyć. Będąc z Nainą obrywałem za każdą głupią odzywkę, o której wiedziałem, że jest nie na miejscu, i nie mogłem zachowywać się ani bezczelnie, ani lekceważąco, bo te jej zielone oczy i wszechsłyszące uszy towarzyszyły mi niemal wszędzie. Stanowiło to ciekawą odmianę od zawsze potakującej mi Red, czy pozostałych, którzy po prostu bali się powiedzieć mi "nie". No i pewnie nie przyznałbym się głośno, ale wczorajsze zachowanie Mista, którego małą pamiątkę nadal miałem na dolnej wardze, też mnie trochę otrzeźwiło. Zaczynałem patrzeć na niego trochę inaczej, nie był już mrukiem, któremu każdy może mówić, co ma robić, ale odważnym dzieciakiem, który nie zawahał się mnie uderzyć. - Jeszcze trochę i wydepczesz ścieżkę na tych deskach, tak, tak - zapiszczał Majnu, wyjątkowo nie drzemiący ani na kolanach Nainy, ani na stole, ani nigdzie indziej. Chyba go dobry duch natchnął, bo siedział sobie na ławie i machał tą swoją rudą kitą.- Niech wydepcze. W przyszłości będziemy ją pokazywać zwiedzającym i pobierać za to opłaty. Męczeńska droga Gromowładnego Laxusa, jak ci się podoba? - Naina popatrzyła na Mista pytająco, z zawadiackim uśmiechem, była w wyjątkowo dobrym humorze, ale nie pytałem o powód. Jeszcze by mi powiedziała, że jakąś kieckę w przecenie kupiła (usłyszałem to cztery dni temu), ja bym nie zrozumiał i znów zaczęlibyśmy się kłócić. Mistgun pokiwał głową z nikłym uśmiechem, za który miałem ochotę go udusić, ale dalej się kręciłem, obiecując sobie, że nagadam tarocistce za to spóźnienie.- Wybaczcie! Już jestem! - zawołała czerwonowłosa trzynastolatka w koszulce w kratkę, wpadając przez drzwi, prawie mnie przewracając.- No w końcu! Ile można...! - zacząłem tyradę, patrząc na nią rozeźlony.- Cześć. Chodźmy już. A ty się tak nie gorączkuj, Iskierko. Gray. - Naina podniosła się z ławy, przekładając przez głowę pasek kolorowej torby z koralikami. - Wychodzę. - Sopel siedzący jeszcze przed chwilą koło niej pokiwał głową na znak, że rozumie (akurat). - Uważaj na siebie, jak wrócę, nauczę cię kolejnego zaklęcia. - obiecała tajemniczo i zmierzwiła jego ciemną grzywkę. Wyglądali, jakby naprawdę byli rodzeństwem, dzieciak słuchał jej z uwielbieniem i wszędzie za nią dreptał, a jak napyskował starszym bachorom, to leciał do Nainy ze skargą "to oni zaczęli". Przez te ostatnie trzy tygodnie bardzo się ze sobą zżyli, szczególnie po wspólnej misji, po której Gray leżał nieprzytomny przez jakiś czas, a dziewczyna nadal się tym gryzła. Widziałem, że przybierała skruszony wyraz twarzy, gdy na niego patrzyła, ale nic nie mówiłem. Sama musiała przez to przejść, moje słowa i przekonywania, że trudno, stało się, niczego by nie poprawiły. Zabawne, jak nieszczęście łączy ludzi. W Fairy Tail każdy miał jakąś przeszłość, dlatego łatwiej nam było zrozumieć drugiego człowieka i nawiązać z nim więź, ale nigdy nie widziałem, by stało się to tak szybko, jak w przypadku tej dwójki. Fakt, że ja także nawiązałem z nią podobną relację niemal równie szybko, jak mały Fullbuster, gdzieś mi umknął. Widziałem tylko tą dwójkę i czułem, że oboje są szczęśliwi wiedząc, że mają siebie nawzajem. Takie rzeczy po prostu się wie. Uśmiechnąłem się do siebie lekko, czując się na duszy dziwnie rzewnie i słodko, wiedząc, że ja także należę do tego obrazka, nie jestem obcy ani samotny i mam swoje miejsce.Wyszliśmy z gildii, dawno zatwierdzając u Okeyli nasze zlecenie, i ruszyliśmy w stronę dworca znajdującej się na południowy zachód od Fairy Tail. Kiedy wsiedliśmy już do pociągu, a maszyna ruszyła, dziwne uczucie w żołądku zaalarmowało mój mózg. Oj, niedobrze, bardzo niedobrze. Dlaczego tak mi się kręci w głowie?- Chyba zwrócę śniadanie... - wymamrotałem do siebie i położyłem głowę prawie na kolanach.- No, zapomniałam ci powiedzieć, Smoczy Zabójcy mają chorobę lokomocyjną - szepnęła do mnie Naina, zgodnie z umową, że nie będzie zdradzać mojego nowego sekretu nikomu, bez mojego pozwolenia. - Zapomniałaś? - jęknąłem i chciałem popatrzeć na nią ze złością, ale przyspieszenie pociągu odebrało mi zdolność mówienia, patrzenia i słyszenia. Było mi niedobrze, okropnie niedobrze! Dlaczego akurat choroba lokomocyjna!?- Troja. - Wszystko się uspokoiło, jedzenie w żołądku przestało się buntować, a ja mogłem się wyprostować i nie wić w agonii. Uff... jakie to przyjemne! Niech to się nie kończy. Pociąg już się nie bujał, tylko spokojnie toczył po szynach, a świat nie wirował w oczach.- Wyglądasz milusio, gdy jesteś taki bezbronny - zadrwił czyiś głos. Naina? To jej zaklęcie? No jasne, mogłem się spodziewać.- Dzięki. - nie zwróciłem uwagi na zaczepkę, ani na pogardliwe spojrzenie Red rzucone zielonookiej dziewczynie w pomarańczowej tunice. Swoją drogą, o wiele lepiej wygląda w zielonym, albo niebieskim. Pomarańczowy to nie jej kolor... Chwila, zaraz, co mnie to właściwie obchodzi!?- Naszym jedynym zadaniem będzie transport jedzenia, tak? - zapytała po chwili, sadzając Majnu na parapecie, by oglądał krajobraz. Naprawdę miałem coraz dziwniejsze domysły na temat jego niecodziennej aktywności życiowej. Zawsze spał. Nie widziałem jeszcze, by tak otwarcie uczestniczył w tym, co działo się dookoła niego, wolał odwrócić się ogonem i chrapać. Ciekawe co mu się śniło? I czy koty w ogóle mają sny? Hm... godne uwagi i zapytania.- Tak, mieli tam ostatnio kilka sztormów, choć to tylko jezioro, słyszałem, że wiatr zniszczył im wszystkie zapasy więc wysłali prośbę do Hargeonu. - Red spojrzała na Mista szeroko otwartymi oczami, nie wierząc chyba, że wypowiedział tyle słów na raz. O, dziewczyno, wielu rzeczy jeszcze nie znasz!- Na wschodzie powiedzieliby, że też mieli burzę i przymierają głodem, tak, tak - skomentował złośliwie Majnu i popatrzył porozumiewawczo na kiwającą głową Nainę.- Majnu, czy ty masz sny? - wypaliłem, nie zwracając uwagi na jego poprzednią uwagę, ani na zdziwione spojrzenia moich towarzyszy. - Bo jesteś kotem, i tak się zastanawiam...- Jesteś okrutny! - zapiszczał i zeskoczył w drewnianego parapetu na obite zielonym materiałem siedzenie pomiędzy mną, a Red. Ależ groźnie wyglądał z tymi łapkami założonymi pod boki, a to wściekłe poruszanie wąsikami... no po prostu demon walki i śmierci!- Oczywiście, że mam sny! Tak, tak! Wczoraj śniło mi się mitarashi dango ze słodką pastą! A przedwczoraj taro ze słodką pastą! A jeszcze wcześniej naleśniki ze słodką pastą! I białe motylki!- Też ze słodką pastą? - nie mogłem sobie darować, prychnięcie Majnu zostało zagłuszone przez nasz głośny śmiech, no, poza Mistem, który tylko uśmiechnął się pod nosem. O zaklęcie, którego użyła Naina, i całą tą sprawę z chorobą lokomocyjną zamierzałem zapytać na osobności. Raz, że nie chciałem, żeby pozostali wiedzieli o lakrymie, a dwa, że jakbym zaczął szeptać, to pewnie dostałbym reprymendę, że jestem niegrzeczny wobec towarzystwa. Wiecie, miewam czasami przemyślenia na temat dziewczyn, to znaczy, zawracam sobie nimi głowę tylko wtedy, gdy naprawdę muszę, i parę razy doszedłem do zaskakujących wniosków, na przykład: dziewczynie wystarczy pokazać nową zabawkę (w przypadku Nainy egzamin zdaje biżuteria) a taka już się nie złości, jest miła, do rany przyłóż. Może źle ubrałem to w słowa, bo w końcu nie zwracam uwagi na każdą dziewczynę, w gildii są aktualnie tylko takie trzy, z jedną z nich muszę współpracować, i tylko na niej wypróbowałem mój mądry pomysł... może powinienem dać sobie spokój z dywagacjami? Do rzeczy! Red i Naina w ogóle się nie dogadywały, parę razy spojrzały na siebie tak, że zrobiło mi się zimno, a Mistgun mimowolnie się odsunął na sam brzeg siedzenia, i odwrócił głowę w drugą stronę. A to tchórz! Boi się bab!- Laxus... - grobowy głos Nainy wywołał ciarki. Włosy prawie stanęły mi dęba, gdy nakazała: - Weź Majnu i idźcie z Mistem do wagonu z jedzeniem. - nie patrzyła na mnie, tylko na tarocistkę. W sumie nie wiem, komu powinienem kibicować. Niby Smoczy Zabójca jest silniejszy niż jakaś tam magia kart, ale czułem, że one nie będą używały żadnej magii.- A po co? Nie chcę... - wiedziałem, że ostrzegawcze spojrzenie futrzaka coś znaczyło, no po prostu wiedziałem!- Natychmiast - warknęła głosem, który nie dopuszczał sprzeciwu. Podniosłem się równocześnie z Mistgunem, i sztywnym krokiem oddaliliśmy się, razem z Majnu na moim ramieniu.- Wiesz, co będą robić? - zapytałem szeptem, patrząc na niebieskowłosego maga kątem oka.- Nie, i wcale mnie to nie obchodzi - odparł zduszonym głosem.
Gdy wróciliśmy dwadzieścia minut później, dziewczyny udawały, że wszystko w porządku, ale po głosie i spojrzeniu Nainy wnioskowałem, że stoczyła zażartą batalię, której chyba nie skończyła.
Hargeon był "uroczym" (według dziewuch) miastem portowym przy brzegu rozległego jeziora Sciliora. Poza portem znajdował się tu także ogromny dworzec, ponieważ lokalizacja miasta naraiła wielu turystów z wielu stron Fiore. Nie było tu tylu kwiaciarni, ile w Magnolii, słynącej z upraw kwiatów, ale kolorowe kamieniczki, wąskie ulice pełne barwnych strojów i ludzi z różnych części królestwa, były wystarczającą ozdobą. Przeciągnąłem się z ulgą, że wreszcie znaleźliśmy się na miejscu, Mist chyba podzielał moje zdanie, bo rozglądał się dookoła z nikłym uśmiechem, a Red i Naina całkowicie się ignorowały. Boże wszechmogący! Jak widziałem te ich obojętne spojrzenia, to miałem ochotę je obie trzasnąć! I zrobiłbym to... tylko że dziewczyn się nie bije. Ostry gwizd oznajmił odjazd pociągu, z którego wysiedliśmy, i już za chwilę na "nasz" peron wtoczył się kolejny. O, ludzie, naprawdę sporo turystów mają. Wyszliśmy po kamiennych schodach na ulicę i wzrokiem poszukaliśmy słupów, na których powinny być informacje o najważniejszych punktach w mieście. Do portu nie było daleko, ot, czterdzieści minut drogi, tak na oko, ale po drodze Naina się uparła na yokan, a Majnu na krewetkę. Co było robić? No, przecież nikt nie może iść dalej, póki wielbiciela słodyczy nie dostanie tego, czego chce! Zabierzcie tę dziewuchę ode mnie, bo jeszcze trochę, a zrobię jej krzywdę. Poważnie!
- W sumie nigdzie nam się nie śpieszy, statek odpływa za półtorej godziny - odezwał się Mist na proszące spojrzenie Smoczego Zabójcy.
- Po czyjej ty jesteś stronie? - prychnąłem na niego, ale doczekałem się wzruszenia ramion z jego strony. Dureń! Jasne, że się zgodził, przecież jakoś trzeba się było podlizać! Zdrajca!
- Po stronie wygranych. - No, Naina umarłaby, gdyby nie dała swojego głupiego komentarza. Czasem myślałem, że ona się urodziła, żeby uprzykrzać mi życie swoimi odzywkami. No, słowo honoru, ja byłem najsilniejszy w tej grupie, więc to ja powinienem decydować, czy idziemy do cukierni, czy do portu. Tak, czy nie?
- Iskierko, zamierzam zjeść yokan, i jeśli masz coś przeciwko, to powiedz to teraz, lub zamilknij na wieki. - Przybłęda chyba domyśliła się, o czym koncypuję z mojej bojowej miny. Dziewczynom się nie odmawia, prawda?
- Ale jak się spóźnimy, to chcę mieć prawo powiedzenia "a nie mówiłem?" - zastrzegłem na koniec i poszliśmy szukać cukierni. Naina dziarsko maszerowała na przodzie, a Majnu wpakował jej się do torby, wystawała z niej tylko głowa i łapki. Byłoby to zabawne, gdyby nie fakt, że to byli Naina i Majnu. Mist szedł za nimi, ja za nim, a Red zamykała pochód z założonymi na klatce piersiowej rękami. Chyba nie w smak jej była ta niespodziewana wyprawa, e, tam, kogo to zresztą obchodzi?
Wparowaliśmy do pierwszej lepszej cukierni, rozejrzeliśmy się po przeszklonych regałach, i złożyliśmy zamówienia. Obsłużył nas starszy jegomość z białymi wąsami, zupełnie, jak dziadek, a na nosie miał okulary-połówki, znad których bacznie nas obserwował. Wzięliśmy yokan (dziesięć kostek), dwa kawałki ciasta z owocami, i dango mitarashi dla Mista. Red nie chciała niczego, i tylko niecierpliwie tupała stopą o podłogę, niemo nas poganiając. Chyba zaczynałem ją lubić. W każdym razie mały lokal z kilkoma klientami przy stolikach został przeze mnie zapamiętany, na pewno wrócę tu następnym razem, bo ciasto było wspaniałe! W sumie ta cukiernia nie była takim głupim pomysłem, jakby się nad tym zastanowić.
- Co, dobre to ciacho, nie? - Naina nie hamowała swojej złośliwości. O, nie, nie zaryzykowałem, i dopiero, gdy przełknąłem ciasto, odpowiedziałem wyraźnie. Wcześniej kilka razy zarobiłem za takie zachowanie... cholera, czy ona mnie "wychowuje"!?
- Ciasto, jak ciasto. - wzruszyłem ramionami obojętnie.
- A wy? Skąd jesteście, dzieciaki? - staruszek podciągnął rękawy błękitnej koszuli i poprawił okulary, przyglądając nam się z zainteresowaniem.
- Z Magnolii, tak, tak - brzmiała wesoła odpowiedź Majnu, który wyciągnął w górę krótką łapkę, by zasygnalizować swoje położenie. Stary człowiek przechylił się nad ladą, by móc go lepiej zobaczyć, i pokiwał głową nad fenomenem gadającego kota. O, ludzie, błagam...
- Tak myślałem, że turyści. Więc lepiej nie zostawajcie tu na długo. W Hargeonie ostatnimi czasy rozwinęła się grupa złodziei, która okrada turystów. Trzymajcie swoje rzeczy przy sobie, i dajcie znać w swojej gildii, że potrzebujemy pomocy starszych magów. - dziadek ściszył konspiracyjnie głos, nie spuszczając siwych oczu z futrzaka.
- Złodzieje? - Nainie zaświeciły się oczy, jakby potraktowała to niczym wyzwanie. - Chyba powinniśmy się trochę rozejrzeć, taki mały rekonesans. - Odwróciła się do nas z uśmieszkiem, który mówił, że prosi się o kłopoty.
- Na mnie nie licz, zamierzam wykonać zlecenie, dostać za to pieniądze, i wrócić do Magnolii - zastrzegłem, a Red poparła mnie cichym, jąkającym się "ja też". Smoczy Zabójca wydął wargi, obrażony na cały świat i wymaszerował z cukierni, rzucając krótkie "do widzenia". Świetnie, a teraz się obraziła, bo nie chciałem ściągać sobie na kark jakichś podrzędnych typów, którzy kradną? Lubiła być damą w opałach, czy jak?
- Jesteście beznadziejni, ci ludzie potrzebują naszej pomocy - powiedziała w drodze do portu.
- Jakbyś im najwięcej współczuła. Sama kradniesz - odparowałem i zrównałem się z nią na ulicy. Czułem, że wyniknie z tego niezła kłótnia, ale nudziło mi się i chciałem się rozerwać, nawet za cenę obicia mnie. Do diabła, to się chyba nazywa "masochizm".
- Tak, ale ja pomagam społeczeństwu okradając takich podłych ludzi, jak ostatnio - odcięła się z dumną miną, i spojrzała na mnie z wyższością. Nie znosiłem tego jej zadzierania nosa, musiałem go jej utrzeć.
- To może zaczniesz wspierać społeczeństwo oddając mu skradzione kryształy?
- Nie bądź nudny, Iskierko. Ja też chcę mieć coś z życia, a zlecenie w Shirotsume było twoim pomysłem. Dostałeś swoją część...
- Mniejszą! - przerwałem.
- No jasne, ale gdyby nie ja, nie wyniósłbyś nic z tamtej misji - parsknęła i odwróciła się przez ramię. - Mistgun, co myślisz o rekonesansie po powrocie?
- Wrócimy wieczorem, więc może nie dziś, ale jutro, nim pojedziemy do domu, zgadzam się. - brzmiała cicha odpowiedź, po której opuściłem głowę.
- Ha! I co!?- zawołała tryumfalnie. Rzuciłem jej złe spojrzenie i musiałem skapitulować, nie chciałem wracać sam z Red, nie, żebym się jej bał, czy coś, po prostu... Tak jakoś... No.
- Jesteś szatanem. - nie mogłem tak po prostu złożyć broni, nie w walce z nią.
- Raczej matką miłosierdzia.
- Kto cię nauczył tak trudnego słowa, Tyranio Fairy Tail?
- Co to znaczy "miłosierdzie"? - nasze przekomarzanki (które, tak nawiasem, robiły się coraz ostrzejsze) przerwał głosik Majnu, któremu chyba znudziło się bycie biernym widzem, choć prychał z rozbawieniem po każdej odpowiedzi.
- To znaczy, że Naina jest dobra, kochana, miła, i nie znęca się nad nikim - podkreśliłem ostatnie słowo, na co kot opuścił łebek odrobinę i mruknął
- Zgadzam się z Laxusem. - Aha! I co?! Miałem sojusznika!
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie? - dziewczyna zmrużyła powieki, ale przeszło jej i się roześmiała. W sumie, faktycznie, cała ta wymiana zdań była na poziomie bachorów, jak Gray, więc jej zawtórowałem, bez wyrzutów sumienia.
- I tak jesteś szatanem - dodałem na koniec lekkim tonem, który wskazywał, że wcale nie chciałem jej obrazić. No, może trochę.

Statek miał biały kadłub z zielonym napisem "Matsuri", na cześć żony kapitana. No naprawdę, kto widział, żeby statek nazwać imieniem kobiety? Na dodatek był zasilany lakrymami, które wprawiały niewielką śrubę pod kadłubem w ruch, więc marzenie o jachcie z białymi żaglami właśnie się rozwiało.
- To takie romantyczne - westchnęła Naina, na wszelki wypadek się odsunąłem.
- Raczej głupie - skonstatowała z niesmakiem Red. Czy mówiłem, że zaczynałem ją lubić?
A załoga liczyła tylko trzech ludzi, bo po co więcej przy tak niewielkiej łodzi, w której było miejsce akurat na siódemkę, plus torbę z kotem.
Przedstawiliśmy się, jak nakazywała grzeczność (nie wiem, dlaczego, ale Naina kładła wielki nacisk na takie bezsensowne konwenanse), ale pozostała dwójka marynarzy jakoś nie podpadła mi do gustu. Mieli zbyt kaprawe oczka i jakieś takie dziwne, wymowne spojrzenia. Kapitan, barczysty facet z krótką, rudą brodą, zniszczoną fajką w ustach, w poplamionej olejem niebieskiej koszuli dał rozkaz, by odcumować stateczek, i stanął za sterem.
- No i co, maluchy? Pływaliście już kiedyś? - maluchy? Co to, do cholery, przedszkole?!
- Po Sciliorze, ta - odpowiedziałem, wzruszając ramionami lekceważąco, i klapnąłem na siedzeniu przy burcie, bez większego entuzjazmu. Zapowiada się rejs w towarzystwie zołzy, jej kota, mruka, jąkały, dwóch podejrzanych głupków w pasiastych koszulkach (jakby wyszli z więzienia) i starego wilka morskiego, który pewnie uraczy nas nie jedną historią żeglarską. Ja to mam szczęście. Wypłynęliśmy z portu ogromnych rozmiarów, minęliśmy kilka łodzi, z czego dwie były naprawdę gigantyczne, i obaj z Mistem wgapialiśmy się w nie jak najęci, i gdy wreszcie znaleźliśmy się na otwartym jeziorze, zobaczyliśmy tylko góry w oddali. Sciliora naprawdę było ogromne, prawie jak morze! W duchu zatarłem ręce i moje chytre spojrzenie powędrowało w stronę torby, z której wyczołgał się Majnu. A gdyby tak, oczywiście przez przypadek, wrzucić torbę... razem z nim... do wody? Uśmiechnąłem się do siebie półgębkiem, i już, już miałem wprawić swój plan w czyn, gdy Mistgun poruszył się obok mnie i trącił ramieniem.
- Co chcesz? - syknąłem zirytowany, że mi przerywał w tak ważnym momencie, ale spojrzenie tych jego poważnych, brązowych oczu bez słów uświadomiło mi, że chcę postąpić ŹLE. Wzruszyłem ramionami i zacząłem niebezpiecznie zbliżać się do torby naprzeciwko mnie. Naina była zbyt zajęta podziwianiem krajobrazu, a Red, mimo, że widziała co zamierzam, nawet gestem nie dała znać, że tego nie pochwala, albo się sprzeciwia. Wręcz przeciwnie, jej konspiracyjny uśmieszek był dowodem wsparcia! No! Przynajmniej ona!
Już prawie sięgałem... jeszcze trochę... mam!
- Laxus, co ty znów wyczyniasz? - głos, który mnie o to zapytał, był zbyt miły. Wręcz ociekał słodyczą, a to źle wróżyło. Cofnąłem się natychmiast i udawałem, że nie wiem o co chodzi, na co rozległ się donośny rechot kapitana.
- Dobry jesteś, dzieciaku! - zawołał i wyciągnął fajkę z ust, a zmarszczki wokół oczu pogłębiły się w wyniku szerokiego uśmiechu. Zarumieniłem się, złapany na gorącym uczynku, ale wiedziałem, że jak tylko znajdę się sam na sam z Nainą, to da mi popalić. Ech, głupia baba.
- Gdzie dokładnie jest Galuna, kapitanie? - Smoczy Zabójca postanowił dać spokój morderczym spojrzeniom, i zwrócił się do mężczyzny przy sterze, który kątem oka nadzorował dwóch pasiastych marynarzy, jakby sprawdzał, co robią i pilnował, czy niczego nie zaniedbują. Towar, który mieliśmy ochraniać, był zapakowany w worki i leżał na dziobie. To było trochę niebezpieczne, bo ładunek wyglądał na ciężki, ale skoro kapitan tak chciał... Oho, wieźliśmy sporo wołowiny i ryżu, zapach był zapraszający. Wyczułem też coś innego, ale nie potrafiłem tego nazwać, pewnie jakieś tutejsze jedzenie.
- A! Przynajmniej dwie godziny rejsu, przy dobrych wiatrach. Na Galunie spędzimy trochę czasu, odpoczynek i obiad należy się każdemu, prawda? A później w drogę powrotną!
- Więc po co potrzebował pan eskorty? - kolejne pytanie Nainy wprawiło marynarza w zamyślenie. Podrapał się ustnikiem fajki po policzku i zapatrzył w dal, przed nami.
- Ano... nie słyszeliście o szajce złodziei, która zrobiła sobie bazę zaopatrzeniową w naszym mieście? - zapytał poważniejszym tonem i spojrzał na całą naszą czwórkę.
- Cukiernik wspomniał nam o nich, nic więcej nie wiemy - odpowiedziała za nas dziewczyna. Dwójka pasiastych marynarzy w ogóle się nie przejmowała tym, co robimy, usiedli sobie na boku i zarzucili wędki do jeziora. Aha! Więc to na nich tak nieprzytomnie patrzył Majnu? Chciał rybę!
- Taak - westchnął ciężko mężczyzna. - Od jakiegoś czasu zdarzają się napady, szczególnie na turystów. Nikt tego nigdzie nie zgłaszał, bo nie kradli jakichś dużych sum, z zasady zostawiali przynajmniej połowę. Ale od jakiegoś czasu zrobiło się gorzej. Z pokoi hotelowych, wynajmowanych przez różnych gości, zaczęły znikać wszystkie pieniądze i biżuteria, jeśli jakaś była. I tak było przez kilka tygodni. Ludzie w Hargeonie zrobili się bardzo podejrzliwi, turystów coraz mniej, ale to jeszcze nie jest najgorsze. Kilka dni temu znaleziono martwego podróżnika, tu, w naszym porcie. - wskazał fajką na pokład. - Nie znaleziono przy nim niczego, żadnych pieniędzy, więc podejrzewaliśmy, że to robota tych złodziei, którzy nagle stali się mordercami. Podobno przecięto mu tętnicę - zakończył grobowym tonem, po którym dostałem nieprzyjemnych dreszczy.
- Naprawdę? Gdzie to się stało? - ta wariatka zaczęła wykazywać niezdrowe zainteresowanie.
- Kilkanaście metrów od mojego doku, na pomoście. - machnął ręką lekceważąco kapitan. - Ale nie zawracaj sobie takimi okropieństwami swojej ładnej główki, dziecinko. Takie widoki nie są dla dzieci - poradził niemal ojcowskim głosem.
- Oczywiście, nie będę - zgodziła się potulnie Naina i rzuciła mi spojrzenie, w którym palił się ogień. Kłamała i zamierzała coś zrobić z posłyszanymi informacjami, no i oczywiście znów planowała mnie w to wciągnąć! Nie dość na tym, Mistgun miał dokładnie to samo spojrzenie, i wydawało mi się, że zrozumieli się z Nainą doskonale. Musiałem przyznać, przynajmniej przed sobą, że zainteresowała mnie ta sprawa. Morderstwo w Hargeonie? Z powodu rabunku? Coś było odrobinę nie tak, a skoro Naina i Mist zamierzali się w to wpakować, to potrzebowali kogoś myślącego w tym przedsięwzięciu. Założyłem ręce na klatce piersiowej i mruknąłem w przestrzeń:
- Dobra, wchodzę. - Red popatrzyła na mnie ze zmarszczonymi brwiami, niemo pytając, o co chodzi, ale oni zrozumieli.
Dwadzieścia minut później poczułem nieprzyjemny skurcz w żołądku. Zaklęcie Nainy przestawało działać i znów robiło mi się nie dobrze. Nie mówiąc o tym, że razem z łodzią kolibał się cały świat!
- Nah... Nai... - uszło ze mnie życie, gdy próbowałem ją zawołać. Paskudne uczucie, gdy wszystko dookoła wiruje, a ty masz wrażenie, że dwa kawałki ciasta z owocami zaraz ujrzą światło dzienne. Nie trzeba było ich jeść, Laxus!
- Troja. - Znów przyjemny spokój i cisza w brzuchu, aż się uśmiechnąłem błogo, zadowolony z jej natychmiastowej reakcji i mojego samopoczucia.
- Masz chorobę morską? - zainteresował się kapitan.
- Nie, po prostu zjadł coś nieświeżego. - Pokiwała głową ze współczuciem dziewczyna, nie zdradzając prawdziwego powodu. Spojrzałem na nią pytająco, nie rozumiejąc, dlaczego nie powiedziała, że mam chorobę lokomocyjną i tyle. Po co skłamała?
- Trzeba uważać! Jeszcze dostaniesz rozstrojenia żołądka... 

Fairy Tail - historia Laxusa GromowładnegoWhere stories live. Discover now