2

16.1K 621 529
                                    

Byliśmy całą rodziną na peronie dziewięć i trzy czwarte, żegnaliśmy się przed odjazdem pociągu. Przytulając każdego z osobna, spojrzałam na zegarek - dziesiąta pięćdziesiąt sześć - musiałam już wsiadać, bo jeszcze bym nie zdążyła...

- Musimy już wsiadać. - powiedziałam pewnie, choć powoli zbierało mi się na płacz. Spoglądnęłam na Mike'a. Potwierdził moje słowa skinieniem głowy. Odwróciłam się i pobiegłam w stronę drzwi do wagonu, machając rodzicom i siostrze po raz setny.

- Trzymaj się Mayeczko... - usłyszałam jeszcze na koniec z ust taty. - Będziemy tęsknić, koniecznie do nas pisz!

***

Tłukłam się wraz z bagażami przez kilkanaście przedziałów, zanim znalazłam swoją paczkę dobrych przyjaciół.

- Ana, Eva, Johny, Andrew, Simon! Cholera, dalej się nie dało?! - Przywitałam ich z uśmiechem.

- Hej, Maya! - odpowiedzieli jednocześnie. Johny jako jedyny wstał i pomógł mi z kuframi.

- No to słucham, jakie ploteczki... Eva? - zapytałam, wygodnie rozsiadając się pomiędzy Andrew i Simonem.

- Ej, no! - zaprotestowała. Eva to bardzo niska dziewczyna o słonecznej cerze, mocno loczkowanej, krótkiej blond szopie i zielonych oczach.

- Nie udawaj obrażonej, wszyscy dobrze wiemy, że tylko czekałaś na Mayę, aby nam wszystko ładnie wyśpiewać. - rzekł niezwykle rozbawiony Simon. On, przeciwnie do Evy, jest wyjątkowo wysoki jak na swój wiek. Z wyglądu jest przeciętny, no chyba, że dla kogoś brązowe włosy sięgające do ramion u chłopaka to coś nadzwyczajnego.

- Och, no dobra, dobra - powiedziała ze skwaszoną miną - Na peronie widziałam znajome twarze... Hannę Abott, Dracona Malfoya razem z Pansy Parkinson, Gregorym Goylem i Vincentem Crabbem. Czy oni zawsze są tacy tępi, czy mi się wydaję? - na ten komentarz  nie mogliśmy zareagować niczym innym niż parsknięciem śmiechem. - Ekhem... - Eva chrząknęła, abyśmy ponownie zwrócili na nią uwagę, co jej się udało. - To nie koniec. Widziałam jeszcze Deana Thomasa, Violet Pierce, Polę Watts  i oczywiście całą tę nieposkromioną rodzinkę Weasleyów!

- Zawsze mnie zaskakujesz tą swoją pamięcią! Tyle nazwisk! - odezwał się Andrew; on, to akurat "ideał", każda dziewczyna na jego widok wzdycha... blondyn, średniego wzrostu, dobrze zbudowany (w wieku jedwnastu lat!), zawsze z uśmiechem od ucha do ucha. Szczerze mówiąc, nie wiem co te dziewczyny w nim widzą, ale to pewnie dlatego, że znam go taaaak długo. Nasze matki są najlepszymi przyjaciółkami, więc razem się wychowywaliśmy.

- No wiem, wiem - odpowiedziała z rumieńcami na twarzy. Ta dziewczyna wręcz uwielbiałam, kiedy prawiło się jej komplementy. - Ale to nie wszystko, słuchajcie co podsłuchałam... Znaczy się usłyszałam - Szybko sprostowała swoje słowa, ale my i tak dobrze wiedzieliśmy jaka była prawda. - Harry Potter!

- Ale co "Harry Potter"? - zapytał zaciekawiony Johny. Wszyscy wiedzieli kim jest Harry Potter; Wybrańcem, Chłopcem-Który-Przeżył... bla, bla, bla. Ach, no tak, Johny, chłopak do rany przyłóż! Ma trochę ciemniejszą karnację niż reszta. Ciemny blondyn z wiecznie naturalnie ułożoną grzywką (jak matka natura to robi?).

- No, będzie z nami chodził do szkoły! - szybko odpowiedziała.

- Och, jak cudownie, nie mogę się doczekać, żeby go poznać. - powiedziałam ironicznie, jednocześnie przewracając oczami.

- Daj spokój, Maya! Coś musi w nim być skoro jest... No... Tym kim jest. - Dołączyła się do rozmowy Ana, która do tej pory tylko się nam przyglądała.

- Świetne argumenty, kochana. - odpowiedziałam czystym sarkazmem mojej, w sumie, najlepszej przyjaciółce. Na pierwszy rzut oka wydaje się przeciętna i nieśmiała, ale jak już się ją lepiej pozna, tak jak ja, to wszystko jest podane jak na talerzu. To troszkę większa osóbka z kasztanowymi włosami o niezwykle zdrowym wyglądzie cery. Kiedy spędzamy czas tylko we dwie wychodzi z niej prawdziwa wariatka.

***

- Twój brat nadal nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. - poskarżyła mi się Eva, ale zanim zdążyłam jej odpowiedzieć, do naszego przedziału wszedł jeden starszak, Percy Weasley; zgaduję, że jest prefektem...

- Czas się ubrać w szaty, pierwszoroczni. Za mniej więcej piętnaście minut dotrzemy pod mury Hogwartu. - wyrecytował niemalże jak wiersz i wyszedł, nie zamykając drzwiczek...

- Co za brak kultury. - wycedziłam przez zaciśnięte szczęki.

- Spokojnie, Maya... Złość piękności szkodzi. - skomentował Johny. A temu, o co znowu chodzi? Zastanawiałam się nad tym przez chwilę, po czym stwierdziłam, że nie jest to warte mojej uwagi.

***

W chwili, w której wyszliśmy z pociągu usłyszeliśmy wołanie jakiegoś wielkoluda...  Z opowiadań rodziny wnioskuję, że to Hagrid - szkolny gajowy.

- Ciężko go nie zauważyć. - powiedział do naszej paczki Andrew.

- Pirszoroczni tutaj! Tutaj, pirszoroczni! - ciągle krzyczał Hagrid aby jakimś cudem ktoś, kto nie usłyszał za dziesiątym razem, usłyszał za setnym.

Całą szóstką ruszyliśmy w jego stronę. Okazało się, że jako jedyny rocznik do Hogwartu dostaniemy się kilkuosobowymi łódkami.

- Jak dla mnie czad. - skomentował nasze odkrycie Andrew. Czy jego paszcza się kiedyś przymknie? Nie wiedzieć czemu, z wiekiem coraz więcej rzeczy mnie irytowało.

***

W szkole przed Wielką Salą przywitała nas surowo wyglądająca starsza kobieta - profesor Minerwa McGonagall.

Kątem oka zauważyłam jakąś dziwną scenkę rozgrywającą się pomiędzy Draco i jakimś chłopakiem w okrągłych okularach... Kogoś mi przypominał, ale zanim zdążyłam się poważniej zastanowić ponownie odezwała się ta stara ropucha - nie żebym już coś miała do tej kobiety, ale po prostu mi przypominała taką, no... ropuchę.

- No już dobrze, cisza, dzieci! Teraz chodźcie za mną, zaraz Tiara Przydziału przydzieli Was do odpowiednich domów.

- Leciesz do Slytherinu, Trevelyn. - szepnął mi do ucha Simon, ale na tyle głośno, że Eva to usłyszała i mu przytaknęła.

- A dlaczego tak myślisz? - spytałam zainteresowana, ale w sumie nawet nie musiał mi odpowiadać, dobrze wiedziałam jaka jestem...

- Maya, kochamy Cię, ale wiesz... Jesteś przebiegła, chytra, dumna, wredna... - zaczęła Ana.

- ...cholernie ambitna, masz wysoką samoocenę, cięty język i ładnie Ci w zielonym. - dokończył Johny.

- Eh, dobrze, że się przyjaźnimy, bo inaczej rozmawialibyśmy w inny sposób... Na przykład pięściami, moi mili. - odwarknęłam, chociaż dobrze wiedziałam, że mają rację... I to w nich uwielbiam, przyjaźniliśmy się mimo wszystko.

- Och, najwyraźniej nie chciałaś, żebyśmy zapomnieli, że jesteś również agresywna. - dorzuciło któreś z nich, pewnie Simon albo Eva... Nieważne, i tak wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, za co skarciła nas reszta sali, krzywo na nas patrząc.

***

Tiara Przydziału zabalowała... Zwróciłam uwagę, że do Hufflepuffu trafili: Pola Watts, Hanna Abott i Johny Load; do Ravenclaw: Ana Durst i Simon Dave (wcale mnie to nie zdziwiło - mądrale jedne, zaśmiałam się w duchu); do Gryffindoru od teraz przynależeli: Andrew Mikkelsen, ten denny Harry Potter, a do Slytherinu Draco Malfoy i moja kochana Eva Shawn. Ciekawy przydział, nie powiem, że nie... No i mam za swoje - nazwiska na "T"... Słyszałam coraz szybsze bicie serca.

- Maya Trevelyn. - zawołała McGonagall.

Podeszłam powolnym krokiem, obróciłam się i usiadłam na krześle, które wyglądało na znacznie mniej wygodne, niż było w rzeczywistości... Poczułam ciężką czapkę ze skóry na głowie, a po chwili usłyszałam:

- Ciekawa osoba... Wielu członków jej rodziny widziało mury tej szkoły, ale żadne jeszcze nie trafiło tam gdzie TY powinnaś się znaleźć... SLYTHERIN!!!
Usłyszałam sporo oklasków i gwizdów...

- Będzie się działo. - mruknęłam pod nosem. Skierowałam się w stronę Evy, usiadłam obok niej... Po jej minie wywnioskowałam, że wsparcie się przyda. Chyba nie myślała, że zostanie Ślizgonką...

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now