40

3K 164 30
                                    

- Z życiem, brachu! Machaj tą pałką! - krzyczałam lekko zdyszana.

- Eee, siostra, to, że Ty masz siłę z chęci wyżycia się, nie oznacza, że ja też ją mam! - wołał Bole na tyle głośno, abym słyszała jego słowa, pomimo tego, że na zmianę, z głośnym świstem, uderzaliśmy w tłuczek. - Padam z nóg! Kończymy?!

- Jeszcze dwie minutki i już Cię puszczam! - odpowiedziałam. Chłopak już ledwo utrzymywał się na miotle, w sumie to mu się nie dziwię: lataliśmy chyba już z pół godziny, a pierwsze pięć minut musiał wytrzymać totalne piekło... Musiałam jakoś odreagować to, że Ciotter znowu się wcisnął tam, gdzie go nikt nie chciał.

***

*Draco POV*

Szybkim krokiem udałem się na boisko, tak jak poleciła mi Sanders (swoją drogą, to nawet jest spoko, chyba jedyna dziewczyna jaką dotąd polubiłem z bliższego towarzystwa Trevelyn). Przeczucie Ślizgonki okazało się trafne. Dojrzałem dwie osoby na miotłach, sprawnie odbijających tłuczek; Trevelyn i Bole'a. Widziałem, że coś do siebie krzyczeli, ale nie byłem w stanie rozróżnić słów. 

- Hej, Trevelyn! Bole! Co to za nocne schadzki, co?! - zapytałem kiedy się nieco zbliżyłem. Nie zareagowali, więc podszedłem jeszcze kawałek, aby zawołać do nich jeszcze raz. Zanim zdążyłem się odezwać, dostrzegł mnie Bole, przerwał "grę" i mruknął coś do swojej towarzyszki, która zaśmiała się, po czym obróciła w moją stronę. - Nikt mnie nie poinformował o wieczornym treningu. - powiedziałem żartobliwie, kiedy już zniżyli lot i zeskoczyli z swoich mioteł tuż przy mnie. 

- Bo widzisz, wiedzieliśmy, że nie zdążysz się przebrać w szaty do quidditcha... - ciągnęła żart Trevelyn, okręcając się dookoła, aby zaprezentować swoją "szatę do quidditcha". 

- No tak, zapomniałem, że zmieniliśmy strój i teraz musimy mieć krótkie spodenki i długie skarpetki - odparłem, komentując to co miała na sobie. - Bole, to twarzy Ci w takim wdzianku. 

- Mnie w to nie mieszaj. - odparł zrezygnowany. 

- No dawaj, Bole, mów gdzie to kupi... 

- Malfoy, daj chłopakowi spokój. Uwierz, wycierpiał ze mną na cały przyszły tydzień. - przerwała mi Trevelyn, po czym zaśmiała się i podeszła do Bole'a. - Dzięki, Lucjanku, że ze mną wyszedłeś, mam u Ciebie dług. - powiedziała mu i się do niego przytuliła. Chrząknąłem.

- To ja Was lepiej zostawię. - skomentował pałkarz, odsuwając się speszony od Trevelyn i ruszył w stronę zamku. - Cała przyjemność po mojej stronie, siostra! Na razie, Malfoy. - rzucił jeszcze przez ramię. Patrzyłem jak odchodzi, kiedy moją uwagę przykuł śmiech dziewczyny.

- Co Cię tak bawi? - zapytałem lekko poirytowany.

- Spokojnie, Platyniaku. - skrzywiłem się na to określenie. Wymyśliła mi je już, zanim dostaliśmy się do Hogwartu, wciąż mi się nie podoba. - Nie krzyw tej swojej przystojnej buźki, tylko mów, co Cię, jak zgaduję, do mnie sprowadza, hmm? - słysząc komplement z jej ust, od razu na mojej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek. 

- Możesz to powtórzyć? - zapytałem z przekąsem.

- Co? - zapytała. Po jej rozbawionej minie, wiedziałem, że dokładnie wie, o którą część jej wypowiedzi mi chodzi. Ale to właśnie w niej lubię, to, że zawsze mogę się z nią droczyć.

- Ten moment, kiedy pochwalasz moją urodę. 

- Och, Ty narcyzie. - powiedziała, przewracając oczami.

- Narcyza? Gdzieś tu jest moja matka? - udawałem głupiego. - Moment, od kiedy jesteście na "Ty"? - zapytałem, udając zdezorientowanego. Maya zaśmiała się, chrumkając przy tym kilka razy. W jej wydaniu to całkiem urocze. STOP! Ja tego wcale nie pomyślałem! - Widzę, że nie dosyć, że jestem przystojny, błyskotliwy to i jeszcze zabawny. - powiedziałem, falując zabawnie brwiami.

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now