11. Through Mike's eyes

5.3K 201 9
                                    

- Cisza moi drodzy! No już, bardzo proszę o ciszę! Och, dokładnie o to mi chodziło, kochani! - zawołał profesor Lockhart, obdarzając zebranych w Wielkiej Sali uczniów promienistym, wręcz oślepiającym uśmiechem.

- Hej, jak myślisz? Gildek opracował własne zaklęcie wybielające zęby? - rzucił rozbawiony Chester. Zaśmiałem się lekko pod nosem. Ten od zawsze miał stalowe nerwy. Muszę przyznać, że sam byłem mocno poddenerwowany. Od zawsze uwielbiałem pojedynki, samotnie po nocach przerabiałem książki z ciekawymi zaklęciami, nawet te, których mieliśmy uczyć się dopiero na szóstym czy siódmym roku. Kiedy usłyszałem o powołaniu Klubu Pojedynków byłem bardzo podekscytowany, ale jednak w perspektywie pokazania swoich umiejętności przy tylu świadkach, w brzuchu coś niekoniecznie przyjemnie mnie ukłuło.

- Zebrali się tutaj uczniowie od czternastu lat i starsi, mam rację? Taak, na waszych młodszych kolegów pora przyjdzie później. Ach, gdyby wiedzieli, co ich tutaj czeka! - Lockhart cały czas kręcił się w kółko, upewniając się, że wszyscy ujrzą od każdej strony jego nienagannie wyprasowaną, śliwkową szatę. - Co za kretyn... - prychnął pod nosem Chester. Cóż, nie mogłem się z nim nie zgodzić. No, ale dajcie już te pojedynki, do jasnej cholery!

- Dobrze, moi kochani. Jeszcze tylko parę słów, nie niecierpliwcie się tak! - krzyczał z chichotem profesor. - Zdecydowałem się założyć ten mały klubik, żebyście nabrali trochę wprawy w obronie! Znać parę zaklęć i mieć trochę praktyki w tych dzisiejszych, trudnych czasach, jest podstawą, ot co! Możecie mi wierzyć, znam się na tym. Zresztą, wystarczy zajrzeć do moich książek! - Lockhart znów posłał w eter niecodzienny uśmiech. - jak ten człowiek potrafi aż tak wykrzywiać twarz? - zastanawiałem się w duchu.

- Jako że jesteście już trochę starsi, nie muszę wam pokazywać, jak się rzuca zaklęcia. Z waszymi młodszymi kolegami w pokazie będzie mi towarzyszył profesor Snape. Oczywiście, nie bójcie się o niego! Ale pierwszy pojedynek możemy uczynić nieco bardziej efektownym, absolutnie się zgadzam! No, jest ktoś chętny? - zanim zdążyłem pomyśleć, moja ręka wystrzeliła w górę - Michael Trevelyn, prawda? Fantastycznie, podejdź tutaj chłopcze! - wgramoliłem się niepewnie na niewielki podest. - kto ci potowarzyszy, hmm.. O tak, może ktoś ze Slytherinu! Tak, rywalizacja węża z lwem od zawsze niesamowicie mnie fascynowała, przyznam to bez ogródek... no dobrze, to może ty, kolego? - po przeciwnej stronie stanął ciemny blondyn średniego wzrostu. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie lubiłem Floriana McCommora od czasu, gdy oszustwem zdobył bramkę przez całe boisko na miarę zwycięstwa w drugiej klasie (Ślizgon grał na pozycji obrońcy w qudditchu). No cóż, będzie okazja się odgryźć. Zaraz zacznie się to, co lubię. Poczułem się pewniej.

- Dobrze panowie. Proszę pamiętać, bez niepotrzebnej agresji i tylko zaklęcia rozbrajające. A teraz ukłon i odliczamy do trzech...

- Drętwota! - krzyknął Florian, zanim Lockhart powiedział „do trzech". Na szczęście spodziewałem się tego.

- Protego! - zawołałem i czerwony promień rozbił się na powierzchni niewidzialnej, wyczarowanej przeze mnie tarczy. Mimo tego poczułem się, jakby ktoś rąbnął mnie pięścią w brzuch. Florian strzelił jakimś kolejnym zaklęciem, ale chybił o włos. Czas się odpłacić wrednemu Ślizgonowi. Wyprostowałem się i wycelowałem w niego rózdżkę, krzycząc:

- Impedimenta! - bezbarwna kula trafiła go w brzuch. Ruchy McCommora spowolniły się kilkukrotnie. Nie miał szans na odpowiedź. Wykorzystałem to od razu.

- Incarceous! - kolejne celne uderzenie. Wyczarowane liny skrępowały Ślizgona, który runął z łoskotem na ziemię. Uśmięchnąłem się. Już po nim... Florian jednak jakimś cudem wyswobodził się i cały czas leżąc na ziemi, podnosił różdzkę. Byłem jednak szybszy.

- Expelliarmus! - krzyknąłem. Różdzka Ślizgona wystrzeliła w powietrze i zginęła w tłumie. Ten jednak chyba nie chciał dać za wygraną i ruszył w moją stronę niczym rozjuszony byk. W porę wkroczył jednak Lockhart.

- Dziękuję chłopcy! Niekoniecznie o taki pojedynek mi chodziło. Kwadrans przerwy, zmykajcie! - zawołał. Z uśmiechem zeskoczyłem z podestu, i natychmiast otoczyła mnie grupka Gryfonów. Rzucali wyrazy podziwu i gratulowali wygranej. Wyszczerzyłem do wszystkich zęby w geście podziękowania. Chester poklepał mnie po plecach.

- Dobra robota, stary, pokazałeś Ślizgonowi gdzie jego miejsce! - powiedział z satysfakcją w głosie.

- To prawda. Mamy rewanż za tamten mecz. Chodź, pora coś zjeść. Nawet nie wiesz, jak przez skopanie tyłka Ślizgonowi można zgłodnieć!

- Obym jak najszybciej miał okazję sam to poczuć. Dobra, lećmy!

________________________________________________________________________________________

Heavy // with Draco MalfoyWhere stories live. Discover now